Rozdział 27

220 14 2
                                    

- Czy on oszalał? - spytałam, czując w środku jedynie złość. Pociągnęłam za końcówki włosów, nie przejmując się, że mogę je sobie wyrwać. Nawet ból nie potrafił przebić się przez złość, jaką w tamtym momencie darzyłam Fury'ego.

- Zrobił to specjalnie.

- No oczywiście, że specjalnie! - zawołałam wściekle, a z mojej dłoni mimowolnie wyleciała kula ognia, która zniknęła po chwili, nie pozostawiając po sobie zupełnie nic. - Nie no, zabiję gościa. Po prostu zabiję.

Przez chwilę oboje milczeliśmy, nieco się uspokajając. Oparłam się wygodniej o dach, nie chcąc robić niepotrzebnego hałasu, który wzbudziłby podejrzenia uczniów, którzy tym autokarem jechali.

- A ty gdzie jesteś? - spytał wreszcie Peter, który wciąż był ze mną na linii. Rozejrzałam się, zauważając jedynie góry, bo w końcu tam byliśmy, w górach.

- Aktualnie w Austrii. W Alpach wschodnich. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, oczywiście sprawdzając na GPS, czy aby na pewno dobrze powiedziałam. - Ja zgodziłam się dobrowolnie i okey, dobra, niech będzie. Ale ty się nie zgodziłeś, a on i tak zrobił swoje. Mam go serdecznie dość. - dodałam, wracając do wcześniejszego tematu, który za nic nie dawał mi spokoju. - Zadzwoni albo napisze do mnie, to se z nim poważnie porozmawiam, bo tak nie może być. Ale go nienawidzę teraz.

- Nakręciłaś się, co? - zaśmiał się chłopaka, trafiając idealnie w dziesiątkę. Tak, z całą pewnością się nakręciłam, ale co ja zrobię, gdy jestem zła?

- A jak? - odparłam natychmiast, podnosząc się do siadu. Wiatr przyjemnie muskał mnie po twarzy, odgarniając moje, akurat rozpuszczone, włosy do tyłu. Mimo wszystko był dość silny, a to przez to, że jechaliśmy, dlatego nie było się czemu dziwić. - Dobra, Pete. Będę kończyć. Strasznie tu wieje.

- Gdzie dokładnie jesteś? Słyszę ten szum i w ogóle.

- Na dachu. - powiedziałam, kładąc dłoń na karku. Zdawałam sobie sprawę, że to, co teraz dodam, nie będzie się mu podobało. - Waszego autobusu. - dodałam ciszej, przymykając oczy. Mentalnie przygotowałam się na jego słowa, wiedziałam, że się martwił, teraz znacznie bardziej przez tą śmierć taty, mój wyjazd i tą całą przeklętą misję.

- Że co? Ale... Jak? - zawołał, najwyraźniej zdziwiony moją odpowiedzią. Choć doskonale się znałam, wiedziałam, że moi bliscy martwili się o mnie, gdy tylko robiłam takie rzeczy, jak właśnie siedzenie na dachu. Ale zawsze był to dach budynku, a nie dach autokaru..

- Normalnie, a jakby inaczej? - odparłam, chcąc nieco załagodzić sytuację. W odpowiedzi usłyszałam głośne westchnienie, dlatego postanowiłam się trochu wytłumaczyć z zaistniałej sytuacji. - Miałam tam po prostu polecieć, wiesz, że potrafię latać, ALE skoro wy też tam jedziecie, to stwierdziłam, że pojadę z wami.

- Oszalałaś. - stwierdził Peter, zapewne kiwając głową sam do siebie. W jego głosie jednak usłyszałam nutę rozbawienia, co dało mi jasno do zrozumienia, że nie był aż tak bardzo zły.

- Już dawno. - zaśmiałam się cicho, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. - Jedynymi osobami, które wiedzą, że jestem w Europie, jesteś ty i ludzie Fury'ego, nie wliczając w to Happy'ego, Pepper, Morgan, wujka Rodheya i May. - powiedziałam, choć sama nie wiedziałam dlaczego. Miałam jakąś potrzebę wytłumaczenia mu się. - Z resztą, jestem w stroju Snow, a wszyscy i tak już wiedzą, że tu jestem. W sensie, w Europie.

- Tylko nie spadnij z tego dachu. Wolę mieć cię całą. - odezwał się z troską, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Kochałam go właśnie za tą troskę, którą mnie obdarzał.

Inna niż wszystkie 2Where stories live. Discover now