Rozdział 22

327 23 9
                                    

- Muzeum Da Vinci, mówisz? - spytałam, kiedy tylko Peter powiedział mi, gdzie mieli się zebrać w pewnym momencie całą wycieczką. Rozejrzałam się wokoło, opierając bokiem o budynek. - A to śmieszne, właśnie pod nim stoję. Poczekam tu na was. - powiedziałam, zanim zdążył mi odpowiedzieć. W słuchawce usłyszałam ciche pruchnięcie, na co jedynie się uśmiechnęłam.

- To widzimy się, tak?

- Jasna sprawa. - przytaknęłam od razu, prostując się. Pragnęłam go już zobaczyć, nie widzieliśmy się dość sporo. A teraz był w tym samym państwie, ba! w tym samym mieście, co ja. - Tęskniłam, Pajączku. - dodałam cicho i choć nie widziałam jego twarzy, wiedziałam, że się uśmiechnął.

- Ja też, Śnieżynko. - odparł równie cicho.

~*~

Od kilku minut wypatrywałam kogoś z wycieczki Petera, starając się go gdzieś wyłapać. Nie było to szczególnie trudne, bo w końcu go dostrzegłam. Stał do mnie tyłem i rozglądał się na boki, zapewne mnie szukając. Na moją twarz mimowolnie wpłynął uśmiech, a nogi same poprowadziły mnie w jego stronę.

Ale nie rzuciłam mu się od razu na szyję. 

- Na co pan tak patrzy? Szuka pan kogoś?

Chłopak odwrócił się gwałtownie w moją stronę, a później wszystko działo się zadziwiająco szybko. Nim się spostrzegłam, nastolatek objął mnie w pasie i podniósł do góry, okręcając się wokół własnej osi. Po chwili odstawił mnie na ziemi, ale nie odsunął się ani na krok, ściskając mocno. Czułam bijące od niego ciepło, które mnie uspokajało.

- Też się cieszę, że cię widzę. - powiedziałam, odsuwając się od niego nieznacznie. Wciąż jednak pozostawałam w jego ramionach, po prostu miałam doskonały widok na jego przystojną twarz.

- Uśmiechasz się. - zauważyłam, skanując mnie wzrokiem. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej i uśmiechnęłam się pod nosem. Miał rację, uśmiechałam się coraz częściej, mimo że ból w sercu nie znikał.

- No tak jakoś... - stwierdziłam, wzruszając ramionami. Mimowolnie mój wzrok poleciał na jego usta, więc się nie powstrzymywałam i złączyłam je w całość. Peter nie protestował w żadnym stopniu, a nawet sam pogłębił pocałunek. - Opowiadaj. Ned serio jest z Betty?

- Też byłem zdziwiony. Mówił, że będzie kawalerem w Europie i w ogóle, a ledwo dolecieliśmy, a on już miał dziewczynę. - zaśmiał się, co udzieliło się też mnie. Ty tak o tym opowiadał, to rzeczywiście wydawało się to śmieszne. Ned czasami potrafił zadziwić człowieka.

- Cieszę się bardzo, że są razem. Może akurat im się uda.

- Jak nam? - spytał, smyrając mój nos swoim. Było to naprawdę miłe uczucie.

- Jak nam. - przytaknęłam, odsuwając się już od niego całkowicie. Choć było to dość trudne, szczególnie że mnie do niego wręcz ciągnęło, musiałam to zrobić. Nie mogliśmy stać tam w nieskończoność, choć nie pogardziłbym tym w żadnym stopniu. - Idziemy się przejść? Wczoraj niby byłam na spacerze, ale ile ja widziałam? Dzisiaj możemy trochę pozwiedzać.

- Jasne, nie ma problemu. - odpowiedział Peter od razu, po czym złapał mnie za dłoń i ścisnął ją lekko. - Chyba właśnie po to jest ta wycieczka, byśmy zwiedzali. - dodał z uśmiechem, gdy ruszyliśmy przed siebie.

- Dokładnie.

Chłopak po raz kolejny nachylił się w moją stronę, lecz tym razem pocałował mnie w czoło, powodując szybsze bicie mojego zszarganego już serca.

~*~

Czekałam przed jakimś sklepem, gdzie udał się Peter. Za wszelką cenę nie chciał, żebym z nim szła, więc się posłuchałam. Przeglądałam nasze zdjęcia, zdjęcia z Morgan, z Pepper i jeszcze kilkoma innymi osobami, gdy wreszcie nastolatek wrócił do mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym oboje ruszyliśmy w dalszą drogę.

- Co ty w ogóle tu trzymasz? Pokaż. - powiedziałam, dostrzegając, że chłopak trzymał niewielkie pudełeczko w dłoni. Chciałam je złapać i zobaczyć, co miał w środku, jednak ten szybko schował pudełeczko za plecami.

- Co? Nic nie trzymam, nic nie mam. - oznajmił pospiesznie, a w jego oczach doskonale można było dostrzec strach. Uniosłam brew do góry, cofając się. Skoro nie chciał pokazać, co to, to chociaż mógł powiedzieć.

- Dobra? Jeśli to dla May, nie musisz pokazywać, ale byłoby mi miło.

- To nie dla May. - zaprzeczył od razu, unikając mojego wzroku. Nie wnikałam, dlaczego tak na to reagował.

- A dla kogo? - dopytywałam, bo mimo wszystko chciałam wiedzieć, komu kupił ten drobny podarek. Zatrzymałam się nagle, gdy dotarło do mnie, że jedyną bliską mu jeszcze osobą, byłam... Ja. Nie wliczając w to osób będących na wycieczce, a kolegujących się z nim. - Czekaj, czekaj. To dla mnie? - spytałam zdziwiona.

- Na urodziny. - wyjaśnił pokrótce, za wszelką cenę starając się patrzeć mu w oczy, co nie do końca mu wychodziło, po co chwilę uciekał ode mnie wzrokiem.

- To trochę se jeszcze poczekam. - zaśmiałam się, znów przed siebie ruszając. - Ale dziękuję, Pete. Nie musiałeś. - dodałam zgodnie, całując go w policzek, na co uśmiechnął się szeroko.

- Jestem twoim chłopakiem. Muszę dawać ci jakieś prezenty od czasu do czasu.

- Romantyk się znalazł.

Szliśmy przez dosłownie kilka sekund wzdłuż kanału. Zaczynały się właśnie schody, co nie było dla nas żadną przeszkodą, bez problemu zaczęliśmy się po nich wspinać. Nagle jednak przed nami pojawił się jakiś mężczyzna, wyciągając w moją stronę różę. Cofnęłam się o krok, łapiąc się ramienia Petera, by przypadkiem nie upaść.

- Hej. - przywitał się, po czym wskazał na nas kwiatkiem. - German? - spytał mężczyzna, nie odrywając od nas wzroku ani na moment. Żadne z nas nawet nie zaprzeczyło, z resztą nie musiało, bo mężczyzna jakby wiedział, że nie byliśmy z Niemiec. - America. - stwierdził, jak gdyby nigdy nic. - Rose for you. - dodał, patrząc już tylko na mnie. Róża była naprawdę ładna, ale znałam takich jak ten typ. Rozdaje kwiatki, a później będzie wołał o pieniądze. Mimo wszystko, to jednak jego praca.

- Dziękuję. - powiedziałam, odbierając od niego kwiat. Mężczyzna uśmiechnął się wdzięcznie i odszedł, w ogóle nie wołając o pieniądze, co nieco mnie zdziwiło. - Miły gościu. - dodałam, przykładając różę do nosa, by ją powąchać.

- Tak, tak. - mruknął Peter, przejeżdżając dłonią przez swoje ciemne włosy. Spojrzał jeszcze za mężczyzną, który pewnie wciskał kwiaty kolejnej przypadkowej kobiecie, bądź dziewczynie. - Choć to ja powinienem dawać ci kwiaty.

Odwróciłam chłopaka przodem do siebie i położyłam dłonie na jego ramionach. Nie chciałam, żeby tak myślał. Już i tak wiele dla mnie zrobił, a to nie były jakieś wielkie rzeczy, ale mimo wszystko ja wszystko pamiętałam. Nie potrzebowałam kwiatów, czy drogich prezentów, wypadków do ekskluzywnej restauracji, wystarczyły mi kanapki z pobliskiego sklepu, zwykła czekolada, którą można kupić wszędzie, drobne gesty, które sprawiają radość i przyprawiają o szybsze bicie serca.

- Przestań, nie musisz, naprawdę. - powiedziałam, przykładając czoło do jego. Przymknęłam oczy i on najwyraźniej też. Ciepły oddech Petera drażnił mnie w skórę, ale było to dość przyjemne. - Ważne, że mam ciebie. Nie potrzeba mi prezentów.

Inna niż wszystkie 2Where stories live. Discover now