Wizyta w Farmount

26 7 0
                                    

— Gotowa? — zapytał Donovan trzymając w garści dłoń Ofelii. 
— Gotowa.
    Przeskoczyli nad wybrzeże Dworu Jesieni. Przed oczami rudowłosej rozciągała się niska zabudowa, maksymalnie kilka pięter wzwyż, częściowo kamienna, znad słomianych dachów spozierały na nią szrobure maszty zakotwiczonych w porcie statków. 
— No to jesteśmy w Farmount. Największe portowe miasto na naszym dworze — powiedział z kpiną w głosie.
    Faktycznie wszystko tu wyglądało bardzo mizernie, jakby lada moment miało się przewrócić na bok ze zmęczenia, a jeszcze nawet nie weszła do środka. Po jej butach przebiegł szczur wielkości kilkumiesięcznego kota.
— Lepiej chodźmy, bezpieczniej jest pozostawać w ruchu — wyszeptał jej nad uchem, wchodząc między idących do swych codziennych spraw fae.
    Było bardzo wcześnie, słońce dopiero wschodziło nad horyzontem. Donovan odciągał ją od okien kamienic, z których gospodynie wylewały nieczystości wprost na bruk. Nie tego się spodziewała, kiedy kilka dni wcześniej brunet odwiedził ją w bibliotece z oświadczeniem, że musi koniecznie zabrać ją na mały wypad w związku z wizytą u księcia Lata. 
— Po co tu jesteśmy?
— Skoro zabieram cię na Dwór Lata, powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, dlaczego w ogóle ma dojść do naszego spotkania — opowiadał, gdy lawirowali między robotnikami.
— Słucham uważnie — oznajmiła, poprawiając kołnierz płaszcza.
— Przyjrzyj się temu miejscu pilnie. Co widzisz?
    Ofelia rozglądała się, chciała udzielić możliwie najtrafniejszej odpowiedzi, chociaż na usta cisnęło jej się tylko “kupa gruzu”, bo to istotnie miała przed sobą. Zapadłe rudery, obdrapane gospody, które swoje lata świetności miały pewnie wieki temu, o ile w ogóle mogły je mieć. W powietrzu unosił się odór kwaśnego potu, bezlitośnie wdzierający się do jej nozdrzy. Poczuła ukłucie w sercu na widok dwójki dzieci siedzących na drodzę w brudnych łachmanach, miała poczucie, że właśnie patrzy na siebie z przeszłości, gdy jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem może sześcioletniej blondynki. 
— Koszmar, widzę koszmar — stwierdziła nie odrywając oczu od dziecka.
— No właśnie. To miejsce to koszmar — zgodził się, jednocześnie przyciskając dziewczynę mocniej do siebie. — Wszystko w porządku?
— Te dzieci… 
— Innym razem Agnes, nie możemy rzucać się w oczy — przerwał jej, doskonale świadomy tego, że chciała im pomóc.
    Słońce wędrowało coraz wyżej po niebie, gdy przechadzali się po porcie, który w najmniejszym stopniu nie umywał się do tego, co Ofelia mogła podziwiać w Adriacie. Zakotwiczone statki okazały się tylko kutrami rybackimi, żadnego dalekomorskiego statku handlowego. Spacerowali tak przez kilka godzin po całym mieście, aż Farmount do reszty się obudziło. Z każdej strony do uszu kobiety docierały salwy wulgaryzmów, w jednym z mijanych zaułków spotkali wychudzoną kobietę, w skąpej sukience. Ofelii zaschło w gardlę, gdy obserwowała jak ta bez najmniejszego wstydu obsługiwała ustami swojego klienta. 
    Chociaż widziała to przez ułamek sekundy, czas się dla niej zatrzymał. Miała wrażenie, że to ona klęczy tam w błocie przed tym obleśnym mężczyzną. Gdyby nie obecność Donovana rzuciłaby się facetowi do gardła, zamiast tego szła w ciszy obok zamyślonego bruneta, który nadal nie pozwalał się im zatrzymać. 

***

    Ofelia zapadła się w miękkim fotelu, obserwowała jak zastępca Berona nalewa wino do kieliszków. Chociaż była w przytulnym pokoju na piętrze, jedynego budynku w tym mieście, który nie wołał o pomstę do nieba, część jej duszy nadal znajdowała się w zagrzybionym zaułku. Donovan zdawał się całkowicie nie zauważać tego co się z nią działo, cieszyło ją to, obawiała się, że nie uda jej się ukryć emocji. 
— Proszę napij się, to powinno cię rozgrzać. — Podał jej szkarłatny płyn, siadając naprzeciwko niej, promienie słońca wpadające przez dziurawe zasłony igrały z błękitnymi tęczówkami mężczyzny. 
    Spokój bruneta, udzielał się powoli także i jej, szczególnie po kilku łykach wina przęłkniętych w całkowitej ciszy. Wspólne milczenie z Donovanem bardzo jej odpowiadało, chociaż przez chwilę nie musiała myśleć o spiskach. Jednak wszystko co dobrę musiało się kiedyś skończyć, nie inaczej było tym razem. 
— Podejrzewam, że już się domyślasz, o co chodzi z naszą wizytą, zarówno w tym miejscu jak i tą nadchodzącą w Adriacie — zaczął Donovan, który widocznie stwierdził, że cała ich współpraca będzie grą w podchody, gdzie to ona ma zgadywać co i dlaczego się dzieje. 
— Potrzebujemy uzupełnić braki w spiżarni? — odpowiedziała, pilnie obserwując trunek przelewający się w kieliszku, unikała spojrzeń Donovana.
— Mówiąc najoględniej, owszem mamy braki  — przyznał, machając dłonią w powietrzu. 
— Wciąż nie wiem, co mam z tym wspólnego — przyznała, poprawiając się nieco na siedzisku.
— Nasze kochane Farmount to jedna wielka kpina z całego Dworu Jesieni, a przede wszystkim z rodu Vanserrów — zaczął wyraźnie zirytowany tym faktem. — Tarquin i całe jego otoczenie doskonale zdają sobie sprawę, że tak wygląda każdy port na naszym wybrzeżu. Nie bez powodu handlarze z kontynentu wolą opływać Prythan, aby tam cumować. Powiedzmy sobie szczerze, kto na takim spotkaniu mając obraz całej sytuacji będzie dyktować warunki?
— Z pewnością nie my — odpowiedziała Ofelia, upijając spory łyk wina.
— Być może błędnie cię oceniłem, być może nie jesteś tak ambitna na jaką się wydajesz i być może właśnie odsłaniam przed tobą więcej niż powinienem, ale chcę żebyś na tym spotkaniu zmanipulowała umysł jednego z doradców księcia. To nie będzie łatwe, jednak z pewnością prościej będzie z tym prykiem, niż Tarquinem. Jeśli uda ci się wprowadzić trochę chaosu, wykorzystam to i przekonam młodego władcę, że nasz pomysł jest dla niego wystarczająco korzystny — mówił, wpatrując się prosto w jej oczy. 
— Czym jest “nasz pomysł”? — wyrzuciła z siebie, niemalże od razu kiedy zamilkł.
— Opowiem ci o tym później.
— No tak, “wszystko w swoim czasie” — zacytowała jedno z jego jak się wydaje ulubionych powiedzeń.
Donovan zaśmiał się serdecznie, wstając po butelkę stojącą w barku za jego plecami.
— To nie moja decyzja, tylko wola Berona. Po ostatnim woli zachować dodatkową dozę ostrożności, szczególnie wobec niedoświadczonych daemati. — Puścił oczko w jej stronę. — Dolać ci?
    Ofelia wyciągnęła przed siebie wyprostowaną rękę z kielichem. Bacznie obserwowała pewną pracę nadgarstka bruneta, gdy bez najmniejszego drgnięcia nalał jej alkohol. Usiadł ponownie na swoim miejscu naprzeciw niej. Jego atramentowy kaftan doskonale współgrał z granatowym obiciem, niemalże znikał w skąpym oświetleniu pomieszczenia.
— Chcesz już dziś spróbować włamać mi się do głowy? — zapytał zupełnie pewnie, uznając jej milczenie za zgodę na całe przedsięwzięcie. Kobieta potrząsnęła przecząco głową. — W takim razie masz do mnie jakieś pytanie?
— Tak mam, jedno — zaczęła, bawiąc się pierścieniem na palcu, aby rozładować gromadzący się w niej stres. — Widzisz, wtedy w bibliotece, kiedy przyszedłeś zaproponować mi wizytę w tym miejscu… — słowa z trudem przeciskały jej się przez gardło — wyglądałeś tak… inaczej, nawet bardzo dziwnie jak na ciebie. Pomyślałam, że zapytam Panią Dworu o to co działo się na spotkaniu, przeczuwałam, że to tak zaprzątnęło ci głowę.
— Istotnie miałaś rację — przyznał, mrużąc oczy. — O to chciałaś zapytać?
— Nie. Lady powiedziała mi w sekrecie o czym mówiłeś Księciu i chciałam zapytać, czy ta cała historia z ludzkim mięsem, czy to prawda? — przymierzała się do tego od dawna.
    Przez ostatnie dni myślała tylko o tym, spędzało jej to sen z powiek. Wizja, że za jej bezpieczeństwo jakiś niczego nieświadomy, niewinny człowiek stracił życie przygniatała ją niczym ogromny głaz. Nawet dzisiejszego ranka obudziła się z krzykiem, wyrwana z koszmaru. Trzymała w nim nóż, zrugany ludzką krwią.
— Tak to prawda. Znaleziono ludzkie mięso, bez kości, skóry, czy włosów, tylko mięso — opisał dokładnie. — Ktoś musiał zabić tę istotę na ich ziemiach, oporządzić, a następnie podrzucić do gniazda. Stąd Nagi w naszym łowisku. Niestety zdaje się, że nikt poza mną nie przejął się tą anomalią, chociaż nieczęsto ma się okazję zobaczyć jak stek z ludzkiego mięsa wędruje swobodnie między dworami — zażartował gorzko.
— Co byłoby gdyby jednak wzięli pod uwagę twoje spostrzeżenie? — zapytała Ofelia, doskonale świadoma, że tym “kimś” kto zabił tego człowieka musiał być Eris, mina Donovana zdradzała to jednoznacznie.
— W moim wymarzonym scenariuszu, wysłałbym odpowiednio dyskretny oddział na ludzkie terytorium w poszukiwaniu szkieletu i reszty odpadów, tak aby mieć dostateczne dowody, które można by zanieść przed obliczę Berona. Później zapewne dość szybko znalazłbym winnego wśród podejrzanych. — Wziął łyk wina i uzupełnił. — Ma się rozumieć wrogów Owneya.
    Ofelia słuchała pilnie każdego wypowiedzianego przez bruneta słowa, pewność jego głosu potwierdzała jej przypuszczenia. Czuła się winna, brudna, tak jakby to ona oskalpowała ofiarę Erisa. Nie rozumiała, skąd tak ogromne zawzięcie Następcy tronu. Podłość i okrucieństwo całej tej sytuacji wymykały się niemalże jej wyobraźni. Lata temu wśród swoich stałych klientów miała płatnego mordercę. Lubił jej po wszystkim, — gdy opatrywała zadrapania, które na niej zostawiał — opowiadać podobne historie, ale teraz to ONA była częścią takiej właśnie historii, w której stała na miejscu zleceniodawcy. 
— Wszystko w porządku? — zapytał Donovan.
— Chcę już wrócić do domu.

Dwór Intryg i ZdradOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz