Świąteczne odwiedziny

307 14 9
                                    

Świąteczny poranek u Magnusa nie był jakiś specjalny. Jak zwykle tego dnia opornie wstał z łóżka, odział swoje kolorowe ubrania, precyzyjnie ułożył włosy i wykonał makijaż, a dzięki jego mocom wyszedł on idealnie. Patrząc na obrazy, które kształtowały się mu przed oczami westchnął głośno. Nigdy nie świętował świąt, ani w dzieciństwie, ani w wieku dorosłym, ani teraz. Nie był do tego przyzwyczajony, mimo iż Tessa wiele razy zapraszała go na różne wyjazdy. A mając na myśli różne, mam na myśli skoki z gór lub innych niebezpieczniejszych miejsc.

Po chwili przybiegł do niego jego kot - Prezes Miau. Zaczął się do niego łasić, przez co czarownik lekko się uśmiechnął i cicho się zaśmiał. Wziął go na ręce, drapiąc go w miejsce za uszami. Pupil to uwielbiał.

Gdy zwierzak zeskoczył na podłogę Magnus poszedł do salonu, aby nareszcie coś zjeść. Aktualnie miał ochotę na francuskiego croissanta i sok pomarańczowy, które po pstryknięciu palcem pojawiły się na stole. Przysiadł do niego i już miał nadzieję, rozpocząć spożywanie posiłku, jednak przerwał mu to dźwięk otwieranych drzwi.

Przed nim stała urzekająco piękna kobieta, ubrana w beżowy płaszcz wraz z czterokolorowym szalem, który przełożyła przez szyję. Na głowie zaś miała beżowy kapelusz. Pod tymi ubraniami widniała czarna, krótka sukienka, a jej nogi zakrywały czarne buty lekko za kolano, zaś odkrywały palce pomalowane na biało.

Pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że Lu właśnie się tu zjawiła. Sam myślał, że spędzi ona święta z jakimś jej chłopakiem lub Lenem, który na punkcie tego wydarzenia miał leczonego fioła. Zawsze ozdabiał swoje aktualne miejsce zamieszkania masą świateł, przez co na ulicy sąsiedzi czasem skarżyli się, iż nie mogą spać po nocach, właśnie przez te światła. On sam uważał, że skoro nie przeszkadzają im te wszystkie zupełnie niepotrzebne reklamy i migoczące rzeczy, które wystawia miasto, to równie dobrze mogą żyć z tym co on przyszykował. A było to.. cóż, osobliwe. Zupełnie jak on. Bane podejrzewał, że właśnie dlatego jego siostra się z nim przyjaźni, ba! Czasem spędza z nim połowę swojego dnia. Nie lubiła, jak ona stwierdziła, normalnych ludzi. Muszą oni mieć w sobie coś dziwnego lub szalonego, inaczej uważa, że coś jest z nimi porządnie nie tak i, że powinni się leczyć na głowę. Nie lubiła idealizowania otoczenia.

- Oh - westchnęła na samym początku, zdejmując z siebie płaszcz i buty. Następnie szybciutko wyczarowała sobie kapcie, które po chwili włożyła, jako iż miała na nogach jedynie cieniutkie rajstopy. W tym czasie Magnus przyglądał jej się z zaciekawieniem, co udowodniała podniesiona brew.

Lucrecia rozejrzała się po pomieszczeniu. Po chwili jej mina pokazywała niedowierzanie i trochę zawód, ale taki, który potem przynosił swoje konsekwencje czyli albo wywód kobiety albo jej natychmiastowe działanie.

- Witaj, siostrzyczko. Też miło cię widzieć - powiedział Magnus, przez co kobieta od razu się ożywiła. Spojrzała na niego z wielkimi oczami i zaciśniętymi ustami. W ten sposób Bane lekko się uśmiechnął. Miny jakie w większości przypadków pokazywała Lu w tych momentach były zadziwiająco zabawne.

- Tak, tak - mruknęła, na co mężczyzna prychnął. Jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu i przeniosła swój wzrok na otwarte drzwi do sypialni Magnusa. Od razu ruszyła w tym kierunku lecz tam również jej mina się nie zmieniła. Zajrzała do jeszcze jednego pomieszczenia, jednak tam również czekała porażka.

Magnus podszedł do niej, kładąc dłoń na jej ramieniu. Ta nie zareagowała, nadal nie wierząc w swojego brata. Miała nadzieję, że gdy wejdzie do penthouse od razu zobaczy choinkę, lampki i wszystkie inne pierdoły, które nadawały pomieszczeniom świąteczny klimat lecz u Magnusa nie zauważyła nawet małego skrzata postawionego w kącie.

Demoniczna krew | Shadowhunters fanfictionDonde viven las historias. Descúbrelo ahora