8. Oto i ona! Clarrisa Fairchild

491 18 5
                                    

Dla @Lenanajka bo Len i Deliah zostali samodzielnie wymyśleni przez nią i jej dzielną głowę, znoszącą naszego ukochanego GREGA.

Nareszcie dotarli do reszty Nocnych Łowców. Magnus ciągle przyglądał się Alecowi bowiem niezwykle go zaintrygował i wywołał w nim wiele przecznych uczuć, które wbrew sobie były dla niego bardzo miłe. Lucrecia zaś ciągle mówiła do Aleca. Starała się dobierać nudne fakty, by chłopak nie zainteresował się za bardzo jej życiem, co pewnie i tak by się nie stało. Alec zaś patrzył przed siebie, słuchając przy tym kobiety i co i nie raz spoglądając na Magnusa. Zaintrygował go, to fakt, jednak nie wiedział co to może oznaczać, bo przecież nie mógł go... Nie! To niemożliwe.

Zobaczyła, jak marchewkowo włosa dziewczyna, od której (według Aleca) wszystkie problemy się zaczęły, trzymała przy sobie młodą czarownicę, którą Lucrecia dobrze znała. Była ona córką jej przyjaciółki, uwielbiała dziewczynkę, zupełnie tak jak Madzie. Miała na imię Zoe.

- Lu! - wykrzyknęła dziewczynka.

Zerwała się z objęć swojej ratowniczki, która była lekko zdezorientowana jej działaniem. Od razu, gdy tylko zobaczyła kobietę, pobiegła do niej w podskokach. Ona zaś przytuliła czarownicę, a ta opatulila kobietę swoimi małymi rączkami, przez co czarownica nie mogła się od niej uwolnić.

- Taa.. Więc co się tu stało? - zapytał lekko zmieszany sytuacją Alec. Co jak co, ale było bardzo łatwo sprawić, by właśnie tak się czuł, a przynajmniej taki punkt widzenia miało rodzeństwo czarodziejów.

- Valentine tu był - wyrzuciła z siebie Fairchild. Sapla co i nie raz, ciąle łapiąc głębokie oddechy.

Lucrecia otworzyła szeroko oczy. Kolejna rzecz, która nieźle ją zdziwiła. Nie sądziła, że Valentine mógłby tak po prostu pokazać się przez Nocnymi Lowcami, a tym bardziej przed jego własną córką. Clary dowiedziała się o tym kilka dni po poznaniu prawdy i było to dla niej coś, czego nie mogła pojąć. Oczywiście, nasuwały się jej wiele pytań, na które odpowiedzi może równie dobrze nie poznać.

- Dobrze, skoro zadajemy pytania też będę na tak owe skory - po raz kolejny zwrócił na siebie uwagę Magnus. - W jaki sposób znaleźliście tu czarownicę.

- Magnusie, dobrze znasz młodych czarodziejów. Sam kiedyś nim byłeś - zaczęła Lucrecia, a Isabelle zaczęła lustrować ją wzrokiem. Kawałek po kawałeczku. - Pałętają się tam gdzie nie trzeba. Bez urazy, mała - musnęła palcem noska dziewczynka, którą zaraz potem postawiła na podłożu. - Leć do Margaret.

I od wtedy dziewczynka zniknęła. Prawdopodnie wykonała zadanie, jakie dała jej kobieta, lecz kto wie. Jak powiedziała Lucrecia. Mali czarownicy pałętają się tam, gdzie nie trzeba. Może ona zrobiła to samo i znów naraziła się na niebezpieczeństwo, ale tym razem na pomoc nie przyjdą jej ani Nocni Łowcy, ani czarownicy.

- Z resztą. Pamiętasz historie z Madzie. Catarina myślała, że ją zgubiła, podczas gdy była to tylko jej psychiczną babka - opowiadała historie sprzed kilku lat. - Nigdy kobiety nie lubiłam. Widać było, że...

- Naprawdę, uwielbiała bym słychać o twojej niezwykłej historii całe godziny, ale ciągle jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie! - wykrzyknęła na całe gardło Clary, aż mocna chrypa wkradła się do niego. Jace podszedł do niej i opiekuńczo położył dłoń na jej ramieniu. Przeszedł przez nią dreszcz. Odruchowo dotknęła dłoni Jace swoją.

- Oto i ona! Clarrisa Fairchild.

* * *

Len był osobą osobliwą. Przyjaciół znajdywał wyjątkowo rzadko, jednak jeżeli się to stało, to było to prawdopodobnie prawdziwe. Był on bowiem dość osobliwy i mimo, iż miał swoje lata, przyjaciół miał garstkę. W ich gronie znajdywała się Lucrecia, której nie lubił od początku. Nie koniecznie ze względu jej pochodzenia. Po prostu miała w sobie coś co go odrzucało. Po czasie jednak stwierdził, że jest ona jedną z dwóch, może trzech osób, które nie obrażały się przez jego sarkazmy lub żarty. I tak zrodziła się ich przyjaźń. Z nienawiści. Spędzili ze sobą masę dobrego czasu, którego nie wymieniłby na nic innego. Dzielili się ze sobą swoimi tajemnicami i pomagali w potrzeba. Każde z nich opuszczało swoje obowiązki, by pomóc drugiemu.

Aktualnie siedział przy stoliku jakiejś niedrogiej restauracji, a myśli, które rozbrajały jego mózg, otaczały się wokół ciasta marchewkowego i pięknej kobiety, która siedziała przed nim. Deliah już na pierwszym spotkaniu wydała się mu fascynująca. Przyziemna miała piękne brązowe włosy, które świetnie współgrały z równie brązowymi oczami. Ubrana była w kombinezon w czerwono-czarną kratką i z krótkimi spodenkami. Do tego czarne obcasy, czarne rajstopy i złota bransoletka, która co i nie raz lekko spadała z jej ręki.

Rozmawiali o wszystkim i o niczym, nigdy nie sądził, że będzie miał tyle tematów z Przyziemną. Zaznaczę, iż obiecał sobie nie myśleć, ani nie mówić o niej w ten sposób, jakowoż gdyby kiedykolwiek miała zrozumieć co oznacza owe słowo, na pewno obraziła by się na niego.

Po chwili rozmowa ucichła, a Deliah zaczęła przyglądać się twarzy Len'a. Robiła to jednak tak długo, że chłopak pomyślał, iż ubrudził się, jedząc coś. Nie miał jednak racji. Uwagę kobiety zwrócił liść, wyglądający jak namalowany na skórze partnera. Zbliżyła do niego swoją rękę, lecz on od razu ją odsunął. Deliah zdziwiła się i postanowiła podjąć kolejną rozmowę.

- Nie chcę być wścibska, ale co to za znak? - zapytała, nie wiedząc co powiedzieć. Tym samym zmieszała Len'a, który po raz pierwszy (nie licząc już momentów z Lucrecią) nie wiedział co poczynić.

- Pewnego rodzaju - powiedział po chwili, a w głowie kobiety zaczęły rosnąć różne domniemania, niekoniecznie realne.

- Więc - musnęła swoimi palcami jego dłoni, która opadła na stół, a następnie ujęła ją czule - co oznacza?

I tu był jego martwy punkt, bo przecież.. co niby miałby jej powiedzieć? Że jest nadnaturalnym stworzeniem, że ten znak, to znak jego więzi z naturą? Że istnieje coś takiego jak świat Podziemnych i Nocnych Łowców? A jeżeli nawet by się na to zdecydować, to jaka byłaby jej reakcja? Więc czy przyswoiła by to sobie, czy jednak odwróciła się i uznała za wariata?
Obawa szła za obawą.

- Naturę - lekko wzruszył ramionami, mocniej zaciskając swoją dłoń na jej. - Nie ma sensu w to wnikać.

- Dobrze - przytaknęła, po czym przybliżyła się do partnera i delikatnie musnęła jego usta.

Len uśmiechnął się.

* * *

Clary nie wiedziała kim była dziewczyna, która stała przed nią. Wyglądała na taką mniej więcej w jej wieku. Brązowe włosy opadały na jej ramiona, które odziane były w czerwoną kurtkę. Przyglądała jej się uważnie, a wraz z momentem, gdy zostało wypowiedziane jej imię zdziwiła się jeszcze bardziej. Co się tu działo i skąd znała tą młodą czarownicę.

- Kim jesteś - nareszcie zdołał powiedzieć Jace, wywołując tym małą falę zamieszanie. Izzy poprawiła swoją pozę, spoglądając raz to na Alec'a, raz na Magnusa i raz na nieznajomą.

Magnus miał właśnie znów rozpocząć swoją subiektywną odpowiedź, jednak Lucrecia zatrzymała go ruchem dłoni i spojrzała na niego z wrednym uśmiechem. Wiedział już o co jej chodziło. Przewrócił oczami.

- Lucrecia Bane.

Magnusa prychnął, a uwaga zwróciła się ku jego stronie. Przejechał językiem po swoich białych, prostych zębach.

- Więc.. droga Panno Bane. Skąd znasz Clary? - zapytał Jace, zwracając się do niej per pani.

- Skąd przypuszczenie, że jestem niezamężna - zaśmiała się na jego zdanie, jednak chłopak nie zmieszał się. - Clarrisa. Och.. Oczywiście, że ją znam. Przecież jest córką jędzy, przez którą Magnus jest teraz w tym bagnie.

- Hej! Moja mama nie jest jędzą! - kłóciła się Clary, nie mogąc przyjąć do świadomości żadnej negatywnej rzeczy na temat rodzicielki.

- Przestańcie! Nie ma sensu się o to teraz kłócić, nieprawdaż - przerwał Bane. Był zupełnie spokojny, co nie udzielało się ani Lucrecii, ani Clarrisie, ani Jace'owi. Nie chciał sobie zepsuć humory, który już i tak kulał.

Następnie podszedł do Clary i wyszeptał jej coś na ucho. Żadne z reszty nie mogło ich usłyszeć co dobijało Lucrecię. Po chwili odeszli kilka metrów od nich. Najstarsza z pozostałych chrząknęła.

- Czy chcecie nam o czymś powiedzieć, czy zamierzacie to chować? - zapytała z przymusem, patrząc na Magnusa.

- Wybieram to drugie - odpowiedział i powrócił do rozmowy z dziewczyną, która zaraz wyglądała jakby o coś go prosiła.

M.





Demoniczna krew | Shadowhunters fanfictionWhere stories live. Discover now