𝟎𝟏𝟏 | ❝𝐆𝐎𝐃 𝐈𝐒 𝐀 𝐖𝐎𝐌𝐀𝐍❞

475 43 25
                                    

Kiedy Eternalsi, a raczej ci, którzy z nich pozostali, wspólnie ze Skadi, dotarli na wyspę, gdzie narodzić się miał nowy Celestial, brunetka nie mogła odeprzeć od siebie wrażenia, że coś jednak pójdzie nie po ich myśli. A ich plan, wydawał się zasadniczo prosty. Ona, miała odwrócić uwagę Ikarisa, zostając na Domo, podczas gdy pozostali, wspólnie z Druigiem, mieli udać się na wyspę, skąd szatyn, miał uśpić Tiamuta. Ale mimo wszystko, z tyłu głowy, kryła jej się ta myśl, że jednak, coś pójdzie nie tak. Że ich plan szlag jasny trafi, a planu awaryjnego, jako tako, nie mieli.

Gdy starcie, nie było już odległym zamysłem, a rzeczą nieuniknioną, wszyscy zaczęli się przygotowywać. Eternalsi, przebrali się w swoje stroje, na rękach, mając bransolety stworzone przez Phastosa, a Skadi stała na zewnątrz sali, nerwowo obracając zawieszką wisiorka w dłoni, chcąc ostatni raz porozmawiać z Druigiem, przed walką.

Widząc, jak jeden po drugim, zaczęli wychodzić na korytarz, prędko złapała szatyna za łokieć, ciągnąc go w swoją stronę. Mężczyzna, mimo, że lekko zdezorientowany jej zachowaniem, odszedł z nią kawałek na bok.

— Uważaj na siebie. Spróbuj uratować świat, ale postaraj się przy tym nie zginąć, dobra? W naszej dwójce, ryzyko, to moja działka. — zarządziła, lekko się śmiejąc, czym starała się zakryć drżenie własnego głosu. Bała się. Bała się jak cholera. I wiedziała, że w tej chwili, niezliczone pokolenia jej przodków, z obu rodzin, jeśli tak to mogła nazwać, wyklinało ją na tysiące, możliwych sposobów.

— Wiem, moja droga. I postaram się zrobić, co w mojej mocy. — zapewnił ją, łapiąc jej twarz w swoje dłonie. Kciukami, delikatnie przejechał wzdłuż jej kości policzkowych, uważnie wpatrując się w jej ciemne tęczówki, starając się zapamiętać każdy, najdrobniejszy szczegół. Na wszelki wypadek, by ostatnim, co mógłby zobaczyć przed śmiercią, była twarz jego ukochanej. — Kocham cię, Skadi. — szepnął, łącząc ich w długim pocałunku.

Brunetka, przymknęła oczy, chcąc, by ta chwila, trwała wiecznie. Ale dobrze wiedziała, że było to niemożliwe. W czym niestety, utwierdziła ją Sersi.

— Druig, musimy iść. — Eternalka, niepewnie się wtrąciła, a para, z niechęcią, się od siebie odsunęła. Druig, ostatni raz spojrzał na Skadi, odsuwając pasmo włosów z jej twarzy, lekko się przy tym uśmiechając.

— Moja piękna, piękna Skadi...

— Kocham cię. — Laufeydottir, szepnęła ledwo słyszalnie, zwężając usta, gdy zrobiła krok w tył, przyglądając się temu, jak jej ukochany, wybierał się na samobójczą misję. Ostatni raz, na siebie spojrzeli, po czym szatyn zniknął z pozostałymi.

Skadi, ostatni raz pociągnęła nosem, dłońmi lekko uderzając o uda, by jakoś, rozładować napięcie. Musiała przywrócić się do porządku i ostatecznie, jakoś się jej to udało.

Prędko, przeszła do sali z projekcją Arishema, stając na jej środku. Złączyła dłonie za plecami, z obojętnością, wpatrując się w czerwonego robota, w oczekiwaniu, na przybycie Ikarisa. I długo, nie musiała czekać. Eternal, wleciał przez dach, z irytacją wyraźną na twarzy, gdy otaczając figurę, zmierzał w stronę Skadi.

— Gdzie jest Druig?

— Zajęty. — odparła, kpiąco unosząc kącik ust do góry, gdy w jednej ręce, obracać zaczęła mieczem z lodu. Póki co, łuk musiała sobie odpuścić, gdyż liczyło się, by przytrzymała tu Ikarisa, jak najdłużej się tylko dało.

— Skadi, bądź grzeczna.

— Nie mów do mnie jak do swojego pupilka. Czy ja ci na Sprite wyglądam?

𝗺𝘆 𝘁𝗲𝗮𝗿𝘀 𝗿𝗶𝗰𝗼𝗰𝗵𝗲𝘁        𝗗𝗥𝗨𝗜𝗚 ✓Where stories live. Discover now