𝟎𝟓 | ❝𝐓𝐘𝐏𝐈𝐂𝐀𝐋 𝐅𝐀𝐌𝐈𝐋𝐘 𝐃𝐈𝐍𝐍𝐄𝐑❞

502 43 17
                                    

— Czyli jak to teraz działa? Już całkiem wszystko pamiętasz? Zjesz i idziesz w swoją stronę? Jednak nie lecisz z nami do Amazonii? — Sprite, zaczęła zasypywać brunetkę pytaniem, za pytaniem, na co ona, jedynie lekko się zaśmiała, widelcem grzebiąc w talerzu.

— Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Zostanę i pomogę wam z Dewiantami. Poza tym, może i wróciła mi pamięć, ale mam wrażenie, że wciąż, parę rzeczy wydaje się rozmazane. Jakby, pamiętam co wydarzyło się przez te kilka, ostatnich miesięcy, po czym jest ogromna, czarna dziura i wspomnienia ostatnich tysiącleci. Tyle. No i poza tym, muszę się rozruszać w walce. — odparła, odkładając widelec na bok, by w ręce móc chwycić bułkę i zacząć rwać ją na pojedyncze kawałki. — Ale plus jest przynajmniej taki, że już nie musicie się o mnie martwić. Wszystko gra.

— Czyli mówisz, że nie rozwalisz mi samolotu, w dalszym ciągu naszej małej ekspedycji? — Kingo, zadał to pytanie, niby z ironią, ale jednak z drugiej na poważnie, nachylając się do przodu, by mieć lepszy widok na Skadi.

— Tego nie obiecuję. — mruknęła, wzruszając ramionami i chytrze się przy tym uśmiechając, po czym wrzuciła do ust kawałek bułki, powoli zaczynając go przeżuwać.

— Ale mimo wszystko, w Amazonii, nasz znajomy sprawdzi czy wszystko gra. — oznajmiła Sersi, a Skadi, gotowa była zabrać głos, jednak Gilgamesh, zdołał ją w tym wyprzedzić.

— Wątpię, że będzie na to czas. Rzucą się sobie w ramiona i zapomną, że mieli nam pomóc. Dziwne, że jeszcze nie zaczęła o nim gadać. — stwierdził i niemal natychmiast, oberwał w ramię od Theny, która mimo wszystko, lekko się uśmiechnęła.

— Może tak będzie. Ale mimo wszystko, lepiej będzie, jeśli nasz... — zaczął Ikaris, chcąc sprawić wrażenie zatrudzonego o los innych, jednak tutaj, Skadi udało się przerwać tę dyskusję, na jej temat.

— Druig. Pamiętam jego imię. Nie musicie go już cenzurować, w obawie, że wysadzi mi mózg. — mruknęła, wracając do jedzenia, co niestety zostało jej przerwane, przez konspiracyjny szept między Kingo, a Gilgameshem.

— Widzisz, mówiłem, że tak będzie.

— Później dostaniesz kasę. Nie wiem, po co się z tobą zakładałem. A ty, Karun, kamera. Będzie świetny materiał na wątek zapomnianych kochanków. — Kingo, syknął w kierunku swojego lokaja, który sięgnął po ów sprzęt, bez chwili namysłu.

Jednak nim zdołał go choćby włączyć, Skadi, z ciężkim westchnieniem, odsunęła się na krześle do tyłu. W ręce, prędko pojawił się łuk i strzała, którą wystrzeliła w kierunku kamery, skutecznie, przybijając ją do ściany, za filmowcami, którzy krzyknęli ze strachu.

— Co to było?! Oszalałaś?! — wykrzyknął Pan Super Gwiazda, zaczynając machać rękoma jak opętany, podczas gdy brunetka, z lekkim uśmiechem, przysunęła się z powrotem do stołu.

— To, że wspomnienia mi wróciły, nie znaczy, że zastąpiły te najnowsze. Mówiłam, kamera wyląduje na mnie, skończy się to źle. Trzeba było słuchać. — mruknęła, wzruszając ramionami, przy czym z uwagą, przypatrywała się Kingo, który nieudolnie starał się znaleźć jakąś wymówkę.

— Mogłaś zabić Karuna! — wykrzyknął w końcu pierwszy pomysł, który najszybciej wpadł mu do głowy.

— Nigdy nie pudłuję. Dobrze o tym wiesz. — odparła, puszczając mu oczko, po czym zaczęła przeżuwać kolejny kawałek bułki, wyraźnie zadowolona z siebie. I kiedy reszta, cicho się śmiała, Kingo, był tym wyraźnie niepocieszony.

— Nie wiem, czy wredniejsza byłaś bez wspomnień, czy z nimi. Czy może teraz, jeszcze bardziej ci się pogorszyło.

— Też za tobą tęskniłam. — mruknęła, posyłając mu całusa, w odpowiedzi, otrzymując środkowego palca.

𝗺𝘆 𝘁𝗲𝗮𝗿𝘀 𝗿𝗶𝗰𝗼𝗰𝗵𝗲𝘁        𝗗𝗥𝗨𝗜𝗚 ✓Where stories live. Discover now