01 - wieczory [ bokuaka ]

162 30 20
                                    

      Akaashi siedział na łóżku, wciśnięty w puch kołdry i miliona miękkich poduch

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

      Akaashi siedział na łóżku, wciśnięty w puch kołdry i miliona miękkich poduch. Jedną ręką trzymał luźne kartki spięte w skoroszycie, powieść, którą wkrótce miał zrecenzować, drugą zaś delikatnie głaskał skudlone uszy czarnego kundla zwiniętego przy jego boku. Choć książka napisana była czarującym językiem, a świat za oknem swoim spokojem i bielą jedynie nastrajał do wieczornego czytania, jego wzrok wciąż się rozmywał, jak kąpielowe mydliny. Spojrzenie przeskakiwało mu od tuszu na białych stronach do telefonu leżącego nieopodal. Minuty wlekły się przeciągle, jakby same miały ochotę przysnąć przy lekturze.

      Minął okrągły rok odkąd pierwszy raz ujrzał to mieszkanie. Pamiętał jak poprzedniego grudnia jego matka wręczyła mu klucze, uśmiechając się z ciepłem w oczach, które tak zawsze go wzruszało i powiedziała:

— Trzymam za was kciuki, aniołku.

      Od metalu kluczy odbijało się światło lampek choinkowych, fantazyjnie barwiąc ich brzegi, gdy wziął je do rąk i przyłożył sobie do policzka. Chciał zapamiętać każdy jego skrawek, każdą nierówność, chłód i odcień, by, po zamknięciu oczu, gdy dopadał go największy strach, mógł przywołać ten obraz z powrotem. 

      W połowie grudnia mieszkanie było już niemal całkowicie urządzone. Białe ściany przybrały kolor kremu, a meble pachniały świeżością. Panele nie znały jeszcze na pamięć śladów stóp, a dywany nadal miały w sobie całą daną im miękkość. Akaashi patrzył na zasłony w kolorach rubinu, na lampki błyszczące niczym złoto i średniej wielkości choinkę stojącą w rogu salonu. Drzewko było smętnie nagie, a u jego nóg walały się pudełka z ozdobami, także nowymi, które nie zaznały nigdy uczucia przynależności do jakiegoś miejsca. Kurze zostały starte, każdy drobny kąt odkurzony, żeby jakaś meblarska trocina przypadkiem nie została pod stołem, nawet okna lśniły blaskiem czystości, powoli jednak przykrywane przez płatki śniegu.

      Wszystko było piękne, lecz Akaashi był strzępkiem nerwów.

      Znali się z Bokuto od niemal zawsze, dzielili ze sobą chwile i sekrety, lecz spotykanie się z nim było czymś zupełnie innym. Akaashi miał wrażenie, że, pomimo całej bliskości, którą czuł od bardzo dawna, ta, nowa zupełnie, intymność jest okrutnie przerażająca. Jasne, myślał o nim od początków gimnazjum, myślał zanim zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie to robi. Gdy patrzył na niego na treningach, miał ochotę dotknąć jego ramion i całować w mokrą szyję — czasami rozpływał się w tych rozmyślaniach tak bardzo, że ściągali go z boiska. Chciał trzymać go za rękę, rozmawiać z nim godzinami i liczyć się dla niego najbardziej. Kiedy Bokuto wyznał mu, że coś do niego czuje, chłopakowi wydawało się, że nigdy nie uspokoi rozszalałego serca. Wszyscy, którzy przyglądali się im z boku, byli pewni, że to Koutarou był tym, który zakochał się pierwszy i, o zgrozo, bardziej. Ale był to Akaashi, którego miłość była tak duża, że czasami zupełnie go przygniatała, niemal zabierała oddech. 

      Właśnie dlatego grudzień był takim niespokojnym miesiącem.

      Bokuto, czy chcesz ze mną zamieszkać? Nie... czy zechciałbyś...? Czy zgodzisz się...? Chryste. Akaashi czuł jak drżą mu palce u rąk, w których trzymał kopie klucza do mieszkania. Stał przed wejściem do hali sportowej, a zimno wieczora ciosało mu policzki, teraz zaróżowione niczym letnie maliny. Nerwowo przestępował z nogi na nogę, patrząc to w atramentowe niebo, to na blado rozświetlony korytarz hali. Czuł, że wpadał w kolejną myślową spiralę, która wciągała go powoli, najpierw łapiąc za zmarznięte ręce, by następnie ścisnąć jego serce. No bo, co jeśli się nie zgodzi? Czy święta to w ogóle dobry moment? Czy to nie za szybko? Może powinien jeszcze poczekać, w końcu jeszcze o tym nie rozmawiali. Czy był w tym jakiś podtekst? Może... Co jeśli Bokuto uzna, że Akaashi myśli tylko o tym, żeby kochać się w ich wspólnym łóżku? A nie myślał? A myślał? Nie, żeby tego nie chciał... Miał wrażenie, że krew z całego jego ciała właśnie ogrzała mu, już teraz czerwone, poliki. Myśli zaczęły się nawarstwiać i zapętlać coraz bardziej, aż w końcu przypominały jedynie ciągły szum w uszach. 

— Heeej! — przywitał się z nim Bokuto, który właśnie skończył trening i wyszedł  z hali, zawieszając na ramieniu torbę sportową. 

— Cześć — odpowiedział Akaashi z bladym uśmiechem.

      Atakujący wziął go w ramiona, pozwalając, by chłopak wtulił nos w zagłębienie jego szyi. Bokuto po treningu, pachnący wysiłkiem i słodkim wspomnieniem siatkówki, jego mocne objęcie i miękkie kosmyki włosów. Bokuto i jego szeroki uśmiech, który w kilka sekund potrafił go uspokoić, gdy wpadał w odmęt własnego umysłu.

— O czym myślałeś? — zapytał Bokuto, odsuwając się, by złapać go za ramiona i spojrzeć w jego oczy w kolorze przygaszonego błękitu. 

      Oczywiście, że zauważył, pomyślał z goryczą, ale jednocześnie jakąś ulgą, Akaashi, ściskając w dłoni metalowy klucz.

— O niczym. To po prostu... coś, trochę głupie — odparł, ale głos stracił za sile i miał wrażenie, że jeszcze chwila, a dźwięk zniknie całkiem. 

— No co ty. — Zaśmiał się Bokuto. — Jesteś najmądrzejszym człowiekiem, jakiego znam i na pewno myślisz same mądre rzeczy — dodał, pochylając się, by złożyć pocałunek na jego, zimnym od chłodu, nosie. 

      Gdyby ktoś się go zapytał, co w ich relacji ceni najbardziej, Akaashi powiedziałby, że swobodę. Tę cichą pewność, że nie zostanie wyśmiany, że jego uczucia będą odpowiednio zaopiekowane. Czasami czuł, że traci rozum, że tak naprawdę nie ma nad sobą żadnej kontroli i czuł do siebie jakiś rodzaj wstrętu, ale Bokuto nigdy nie dał mu odczuć, że coś z nim nie w porządku. 

— Bokuto... — szepnął, wciskając mu w dłoń klucz. — Zamieszkasz ze mną?

      Minął okrągły rok odkąd Bokuto się zgodził. 

      Znów przyszedł grudzień, przynosząc ze sobą śnieżną kołdrę, którą okrył świat za oknem i garść chłodnych podmuchów dzwoniących w oszronione szyby. Na kremowych ścianach wisiały ich wspólne zdjęcia, a meble pełne były różnych rzeczy, w których jakby zapisane były chwile. Panele pamiętały dobrze ich kroki, gdy tańczyli po pokoju, gdy skradali się do łóżka, gdy wciąż do siebie wracali, tęskniąc za sobą niezmiennie tak samo bardzo. Na dywanach odciśnięte były ich plecy, gdy leżeli razem i, choć zajęci pracą, rzucali sobie nieśmiałe spojrzenia. Rubinowe zasłony i miodowy blask lampek, a w rogu przystrojona pięknie choinka. Dawną nowość zastąpiło znane ciepło i przytulność miejsca, które nosiło ślady ich troskliwej miłości. 

      W zamku przekręcił się klucz i do mieszkania wszedł zaróżowiony Bokuto, w puchowej kurtce przemokniętej przez śnieg. Węgiełek doskoczył do niego i zaczął się kręcić wokół jego stóp, prowadząc go do ciepłego łóżka, na którym jeszcze przed chwilą drzemał.

— Dobry wieczór, najukochańszy — szepnął do Akaashiego, pochylając się, by złożyć na jego ustach nieśpieszny, czuły pocałunek. — Czy znajdzie się tu dla mnie miejsce?

— Oczywiście — odpowiedział Akaashi, uchylając mu kołdry, by mógł wtulić się w jego rozgrzane ciało. — Jak ci minął dzień?

      Bokuto mruknął coś pod nosem, policzkiem wtulając się w klatkę piersiową swojego chłopaka. Był przemarznięty i pachniał zimowym powietrzem. 

— Teraz mija mi dobrze — przyznał po chwili, podnosząc spojrzenie swoich złotych oczu. 

      Tym razem to Akaashi pochylił się, żeby go pocałować. Wargi Bokuto były chłodne, ale tak samo miękkie i słodkie jak zawsze, niczym gorąca czekolada lub rozpływający się na podniebieniu piernik z lukrem. Kochał ich mieszkanie, ale prawdziwym domem od zawsze było dla niego serce Koutarou, do którego pewnego zimowego wieczora pozwolił mu się wprowadzić.

      W grudniowe wieczory, gdy leżeli obok siebie, miał wrażenie, że jego serce roztapia się, ogrzewane spokojem ich miłości. 

O smaku piernika | multifandomDonde viven las historias. Descúbrelo ahora