07 - chłody [ kuroken ]

88 23 1
                                    

      Kenma miał ochotę krzyczeć do momentu aż zedrze sobie gardło tak, że już nigdy nie będzie mógł wypowiedzieć choćby słowa

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.

      Kenma miał ochotę krzyczeć do momentu aż zedrze sobie gardło tak, że już nigdy nie będzie mógł wypowiedzieć choćby słowa. Nie, raczej chciał kogoś zasztyletować, powoli wbijając tępe narzędzie w ciało jego ofiary. A później pojawiła się jeszcze bardziej kusząca propozycja: wpaść w śnieg i umrzeć z powodu hipotermii.

      Zacisnął wściekle zęby, twardym wzrokiem wpatrując się w drogę przed nim. Dawno już zgubił z pola widzenia kolegów z drużyny i właściwie nikt by nie zauważył, gdyby faktycznie położył się na grudzie śniegu i pozwolił ciału wpaść w wieczny sen.

     No, prawie nikt.

— Kenma, bierz się do pracy! — poganiał Kuroo, nie odstępując go na krok.

      Kenma miał ochotę na niego nasyczeć, wrzucić go do któregoś rowu albo popchnąć pod samochód i uciszyć tę jego głupią gębę. Kuroo był irytująco pełen energii i wydawał się nie być w ogóle zmęczony. W czasie, gdy młodszy chłopak już dawno się poddał i tylko przemierzał drogę przez miasto na pieszo, on cały czas truchtał obok, jakby świat zewnętrzny nie miał na niego żadnego wpływu.

      Boże, pomyślał, skróćcie moje męki. Bieganie samo w sobie było okropnym doświadczeniem, którego Kenma raczej starał się unikać, ale zimą? Jego nienawiść rosła do niewyobrażalnie wysokiego poziomu. Przeklęte trening, przeklęta siatkówka i przeklęty Kuroo, który go w to wszystko wciągnął. Rano wstawał boleśnie niewyspany, czując jak wszystkie kości chcą przebić się przez warstwę zmęczonej skóry, patrzył przez okno — ciemno — potem zwlekał się i wychodził na mróz, na treningu dodatkowo się męczył, aż trudno było oddychać, a gdy wracał — znów (nadal?) ciemno. Co to za życie?

— Nie chciałbym uciekać się do rękoczynów, Kuroo — warknął przez zęby. — Ale, obawiam się, że mnie do tego zmuszasz.

      Atakujący uśmiechnął się, ciągle powoli biegnąc przy jego boku.

— Co ci przeszkadza? — zapytał.

      Miał ochotę prychnąć. Chciał listę w kolejności chronologicznej czy alfabetycznej?

— Nie zauważyłeś może, że w ostatnim czasie spadł nie tylko śnieg, ale również temperatura? — odparł opryskliwie.

      Kuroo rozejrzał się po ulicy, jakby dopiero zauważył, że znajdowali się na dworze.

— Mogło mi to umknąć — powiedział ze śmiechem.

— Cieszę się, że się super bawisz w czasie, gdy ja z każdą minutą zbliżam się do śmierci.

— Każdy tak ma. Dosłownie — pouczył go Kuroo, czym dodatkowo go rozzłościł.

— Jest okropnie zimno — zrzędził dalej Kenma, wciskając ręce głębiej w kieszenie.

— Sądzę, że podczas biegania się rozgrzejesz i — zaczął Kuroo, ale chłopak wyciągnął do niego dłoń.

— Milcz, sprawco moich wszystkich zmartwień i problemów.

      Kuroo zaśmiał się dźwięcznie, a jego śmiech odbił się echem po pustej uliczce, w którą właśnie weszli. Złapał za wyciągniętą dłoń Kenmy i przyciągnął go do siebie, wreszcie zatrzymując swój bieg. Wszedł w wąską alejkę, popychając lekko rozgrywającego tak, aby oparł się o ceglaną ścianę. Z różowych ust chłopaka wydobywała się delikatna smużka pary.

— Co robisz? — mruknął Kenma, ale w jego głosie był cień nieśmiałości i pewnego rodzaju ciepła.

— Służę pomocą w ogrzewaniu — odparł chłopak.

      Dłonie Kuroo wślizgnęły się pod kurtkę młodszego, dotykając skóry na jego brzuchu. Spokojnie gładził jej strukturę, kręcąc palcami niewielkie okręgi. W tym samym czasie pocałował głęboko Kenmę, który oddał jego pocałunek, przymykając powieki. Następnie brunet zaczął całować jego twarz — miejsce pod lewym okiem, zaróżowiony, szorstki policzek, drobny nos, pieprzyk na brodzie. Następnie zniżył usta i złożył kolejny pocałunek na szyi chłopaka, odchylając miękki szalik. W tej samej chwili też ułożył dłonie na jego plecach i lekko drapał ich skórę, przesuwając dłonie z góry na dół.

      Kenma westchnął cicho, gdy chłopak przygryzł płatek jego ucha, i złapał go za brodę, żeby przyciągnąć do kolejnego pocałunku. W tej chwili jednak Kuroo położył dłoń na jego ustach i uśmiechnął się przebiegle.

— Nie tak prędko — powiedział. — Wiesz, że jestem w tobie szaleńczo zakochany i nie miałbym nic przeciwko, żeby całować się z tobą nawet i na śniegu, ale jestem też twoim kapitanem.

      Kenma zmarszczył brwi, patrząc się na niego gniewnie.

— Weźmiesz się teraz porządnie za trening. — Kenma chciał odciągnąć jego dłoń, by zaprotestować. — Nie chcę słuchać sprzeciwu. Weźmiesz się za trening, a do tego — powiedział, całując własny wierzch dłoni położonej na ustach młodszego. — Do tego wrócimy później.

      Kenma przewrócił oczami.

— Pójdziemy do mnie — zaczął Kuroo z delikatnym uśmiechem. — Zrobię nam kąpiel, gorącą czekoladę i będziesz mógł na zmianę mnie wyzywać i całować. Co ty na to?

      Odsunął dłoń. Kenma skrzyżował ramiona na piersi.

— Nie myśl sobie, że mam na to jakąś wielką ochotę, kapitanie — mruknął, akcentując ostatnie słowo i ruszył wolnym biegiem w dalszą drogę, ale Kuroo zdołał dostrzec jeszcze cień uśmiechu na jego twarzy.

      Kenma musiał przyznać, że faktycznie było mu cieplej i jakby lżej na duszy. Cały czas mróz szczypał go w policzki, a stopy paliły od bólu, ale był nieco spokojniejszy. Wsłuchiwał się w biegnące obok niego kroki Kuroo, ciesząc się, mimo wszystko, że ma go u swojego boku. Nadal nie znosił zimy, ale... Ostatecznie był skłonny przeżyć ją bez zamarznięcia w śniegu.

      W końcu Kuroo nie tylko ogrzewał mu chłodne od zimna ramiona i szorstkie od wiatru policzki, lecz także ciepłem głaskał jego serce.

O smaku piernika | multifandomOnde histórias criam vida. Descubra agora