Rozdział 11

573 24 3
                                    

Po przeciśnięciu się przez tłum ludzi zobaczyłam czarny ścigacz z zieloną ramą. Rozpoznałam w nim motocykl Dereka, a moja złość w momencie osiągnęła niebezpiecznie wysoki poziom. Myślałam, że go uduszę ma miejscu, dosłownie ukatrupię i spalę, kiedy tylko do niego dotrę. Mój biedny motocykl leżał cały pogruchotany na ziemi, a do tego wyciekał z niego olej.

W tej chwili wiedziałam, że ani ja, ani on nie weźmiemy udziału w dzisiejszym wyścigu. Musiałam się jednak zdecydowanie uspokoić i załatwić tę sprawę z klasą, jak na królową przystało. Jego motocykl był w ciut gorszym stanie, jednak on nie wydawał się nawet przejmować faktem, że uszkodził swoją maszynę. Stał ze wzrokiem wystraszonej, spłoszonej sarny i tylko czekał, aż moja złość znajdzie ujście.

Tłum, który zebrał się wokół nas, milczał jak zaklęty. Nikt nie był na tyle odważny albo raczej głupi, aby odezwać się w jakikolwiek sposób w takiej sytuacji.

- Przepraszam, ja nie chciałem. To było przypadkiem.

Dobra, odwołuję to. On jest na tyle głupi, żeby się odezwać i na tyle bezczelny, żeby nazwać to wszystko przypadkiem. Może doda jeszcze, że to było niechcący? Przecież aż tak nie może być ujemny inteligentnie. Moja złość jednak z sekundy na sekundę rosła.

-To było niechcący. Proszę, wybacz mi.

W tym momencie miarka się przebrała. Moja złość osiągnęła apogeum i musiała się kiedyś wydostać.

-Pierdolę wszystkie zasady, mam to w dupie. – pomyślałam.

Czas jakby nagle się zatrzymał, a zaraz potem niebywale przyspieszył. To były sekundy, kiedy podeszłam do Dereka, powaliłam na ziemię i zaczęłam okładać pięściami. Byłam jak w amoku. Kilku mężczyzn próbowało mnie ściągnąć z bruneta, jednak szybko rezygnowali. To jest sprawa między mną a tym debilem i wszyscy to wiedzieli.

Mój gniew został jednak przerwany w momencie, kiedy chłopak postanowi mi oddać. Widziałam w jego oczach, że szok oraz przerażenie minęły, a zastąpiła je wściekłość. Derekowi udało się zrzucić mnie z siebie, lecz nie na długo. Widać było, że stara się mnie nie atakować, jednak kiedy przyłożyłam mu w śledzionę, przestał był taki milutki. Zamachnął się i wykonał cios, który uruchomił całą lawinę zdarzeń.

Kask z głuchym dźwiękiem spadł na asfalt, sprawiając, że każdy zgromadzony wstrzymał oddech. Brązowe, niesforne kosmyki włosów powiewały swobodnie na zimnym wietrze, a ciemne oczy przypominały te spłoszonej sarny.

Korona upadła, a królowa klęczy..

Niech żyje anarchia.

W tamtym momencie przestało mnie już obchodzić to, że każdy się patrzył tylko na mnie. Po policzkach w pewnym momencie zaczęły mi spływać łzy, ale dałam im swobodnie skapywać. Niech widzą, niech mówią. To koniec Białej Lisicy. Na zawsze.

Wstałam powoli z Dereka, nie patrząc na niego, lecz kiedy nasz wzrok się spotkał, widziałam w jego oczach pełno emocji. W moich była już jedynie pustka. Podeszłam do swojej Yamahy, podniosłam ją i zaczęłam prowadzić w stronę domu. Nie trudziłam się zabraniem kasku, nie był mi już potrzebny. Nigdy więcej.

****

Zastanawiam się kto jeszcze czekał na rozwój wydarzeń, który zbliżał się nieubłaganie. Znalazłam chwilę czasu i wstawiam Wam rozwiązanie zagadki: co zobaczyła Madi.

Nie gniewajcie się za rozbieżność publikacji rozdziałów. Niestety życie wyciska i dociska każdego jak tylko ma ochotę, nawet naszą bohaterkę. Tak więc do następnego i serio, zachęcam kochani do komentowania, bo to potrafi umilić dzień i zmotywować do pisania.

~Xanncora

Anioł na motorzeWhere stories live. Discover now