26. Jedenaście dni.

3K 108 199
                                    

  Z lekkim opóźnieniem, ale witam was w dwudziestym szóstym rozdziale.

W mediach piosenka, która jak dla mnie dodaje klimatu temu rozdziałowi. Pod akapitem, do którego najlepiej ją włączyć, zostawię komentarz z *.

    Spojrzałam na moją mamę ze skruchą w oczach. Oczywiście, że takowej nie odczuwałam, ale czasem lepiej było po prostu udawać. Boję się pomyśleć, co by się działo, gdyby kobieta dowiedziała się o tym, że wszystko co robiłam, robiłam przemyślanie i zazwyczaj z premedytacją. Szatynka krążyła po jadalni, w której właśnie dawała mi reprymendę, gdy ja siedziałam po drugiej stronie stołu i w myślach powtarzałam sobie, że czterdziestolatka za moment skończy wygłaszać swoje kazanie i będę mogła wrócić do oglądania mojego ukochanego serialu.

      Podrapałam się po przegubie nosa i przyznam, że się wzdrygnęłam, kiedy mama szybkim ruchem oparła obie dłonie na stole, nachylając się nad nim z frustracją.

      — Nie rozumiem, dziecko — westchnęła jasnooka, po czym spuściła wzrok. — Zawsze byłaś poukładana i nienaganna, nie sprawiałaś nam żadnych kłopotów, a teraz? Naprawdę, Des? Wagary? — Spojrzała mi w oczy z pewnego rodzaju zawodem. Przełknęłam ślinę. Nienaganna? Nigdy mnie to nie określało. Po prostu przedstawiałam tę wersję rodzicom. Tyle. — Co się z tobą dzieje, co? Imprezujesz, nie chodzisz do szkoły. Nie poznaję cię.

      Zaciągnęłam nosem i uniosłam głowę. Nie wiedziałam, co powinnam jej powiedzieć. Cokolwiek by usłyszała, nie zmieniłaby poglądów. Nie było sensu próbować jej czegokolwiek wyjaśniać, bo nie dałaby mi dojść do słowa. Nie obchodziła ją prawda. Żyła w świecie, który uroiła sobie w głowie. Świecie, który był idealny tak jak jego mieszkańcy. Tego od zawsze chciała - podziwu. Marzyła, by mieć powód do dumy. By szczycić się swoją wyidealizowaną rodzinką przed wszystkimi innymi. Tak też starała się nas wychować. Zabraniała wszystkiego, co odbiegało od jej perfekcyjnej wizji, kontrolowała każdy ruch, trzymała pod kloszem, zmuszając do chodzenia na te wszystkie arystokrackie bankieciki i bale.

      Problemy w domu? Skądże. Nikomu o tym nie mówiła. Nie wspominała o Finnie, który przecież był jednym z nas; nie wspominała o wiecznych kłótniach i aferach z McKenzie. W tych kwestiach siedziała cicho jak mysz pod miotłą. Kochałam ją nad życie, ale, Chryste, w jak wielu aspektach się z nią nie zgadzałam. Nie znosiłam obłudy, którą częstowała znajomych i przyjaciół. Tego, jak mydliła im oczy i sama czekała, aż tylko będzie miała okazję pławić się w komplementach. Co ją uszczęśliwiało? Cóż, to przykre, ale na pewno nie czas spędzony z rodziną, a podziw wśród innych mieszkańców Atlantic City. Była przecież cudowną panią dietetyk, żoną chwalonego agenta nieruchomości i matką studentki Harvardu. Idealnie, czyż nie?

      — Daj spokój, mamo. Opuściłam tylko jeden dzień — mruknęłam na swoją obronę i pokrzepiająco uniosłam kącik ust, chcąc poprawić swoją sytuację. — Poza tym, ten wolny czas poświęciłam właśnie na naukę. Nic nie straciłam.

      — Takie masz teraz podejście? — zapytała z niedowierzaniem. — Obdarowaliśmy cię ogromnym zaufaniem i miałaś dużą swobodę. Zrobiliśmy to, bo wydawałaś się odpowiedzialna, ale swoim zachowaniem na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy pokazałaś, że się myliliśmy. Chyba czas to wszystko ukrócić.

     Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Nie mogła mi tego zrobić.

     — Za miesiąc będę pełnoletnia. Już nie możecie mnie ograniczać — zauważyłam, na co uniosła brwi.

      Nie wyglądała na zadowoloną z mojej odpowiedzi, a jej wzrok niemal mnie zabijał.

      — Dopóki jesteś na naszym utrzymaniu, wyobraź sobie, że jednak możemy cię ograniczać. — Jej głos był szorstki i nieprzyjemny. Zdenerwowała się, co mogło nie przyczynić się do niczego dobrego. — Może jak odbierzemy ci zaufanie, docenisz to, co miałaś. Masz szlaban.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz