4. Połamania nóg.

5.5K 168 39
                                    

    — Nie ma mowy — ucięłam i założyłam ręce na biuście, a z ust obu nastolatek wyleciało długie westchnienie. Dwie pary tęczówek wbite były w moją osobę i w najbardziej przerażający sposób przeszywały na wylot. Patrzyły na mnie błagalnie, a wargi Melissy wydęły się jak u pięciolatki. — Błagam, nie każcie mi przytaczać powodów, bo nie starczy nam dnia.

    Przeniosłam spojrzenie na opaloną Crystal, która dopiero wczoraj wróciła do Atlantic City po trzech miesiącach nieobecności. Małe, podłużne, niebieskie oczy, przekrzywiony nos, blizna pod dolną wargą, delikatne rysy, lekko widoczne kości policzkowe i uroczy, nieśmiały uśmiech. Do tego piękne złociste włosy sięgające mniej więcej do pasa. Chudziutkie ręce, talia i nogi, które bardzo podobne były do moich. Popatrzyłam na nią i widziałam osobę, którą zapamiętałam tak samo jeszcze z czerwca. Miałam przed sobą moją Crystal Torres.

    Podeszła bliżej i jedną dłoń ułożyła na moim ramieniu. Jej cierpliwość chyba właśnie się skończyła, o czym świadczyło głośne, nierównomierne oddychanie i to, jak nerwowo jeździła paznokciami po mojej skórze. Jeszcze chwila, a wydrapałaby dziurę.

    — Niby dlaczego nie?

    Tym razem to ja westchnęłam męczeńsko, bo nie miałam najmniejszej ochoty na nie odpowiadać. Doskonale wiedziałam, co sądziły o mojej pasji od momentu, w którym doszło do nieprzyjemnej sytuacji i moje nogi nadawały się do wymiany.

    Zagryzłam wargę, jednocześnie opierając się lędźwiami o blat biurka. Zmrużyłam oczy, gdy przez okno wpadły promienie słońca, które zaszczyciło nas tej niedzieli swoją obecnością. Zastanawiałam się nad jakąś porządną wymówką, choć obawiałam się, że na nic mi się to zda, bo były uparte jak dwa osły. Do diabła, przecież nawet nie znałam wszystkich zasad tej durnej gry. Ostatecznie zdecydowałam się powiedzieć im prawdę najprościej, jak to tylko możliwe. Na co mi owijanie w bawełnę, gdy wszystkie trzy doskonale wiemy, na czym stałyśmy.

    — Wolałabym potrenować — rzuciłam krótko, licząc, że dadzą mi już spokój. Niestety, ewidentnie chciały, abym kontynuowała. Westchnęłam cicho i dmuchnęłam na wpadające mi do oczu pasmo jasnych włosów. Zdecydowanie to nie mój dzień, bo wszystko paskudnie mnie dziś irytowało. — Skoro nie mogę na sali, to skorzystam chociaż z nieobecności rodziców i potrenuję w salonie.

    Szatynka przewróciła oczami, jednocześnie prychając pod nosem, natomiast Crystal oparła głowę na moim barku i mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego. Wzrok ponownie wbiłam w Melissę, która, jak zwykle zresztą, wyglądała jak milion dolarów. W swoich zabójczych ciuchach leżała na moim łóżku i gapiła się w sufit. Po chwili jednak przewróciła się na bok i spojrzała w naszą stronę.

    — A gdybyś tak potrenowała kiedy indziej? — zainsynuowała, więc popatrzyłam na nią spod byka.

    — Zaliczyłabyś wtedy obie rzeczy — wtrąciła Torres i podniosła głowę, aby na mnie spojrzeć. Z nadzieją patrzyła wprost w moje oczy, a przy tym uśmiechała się niewinnie. Jej dłoń ponownie powędrowała na moje ramię, po którym pomasowała mnie pokrzepiająco. — No weź, mamy siedemnaście, nie siedemdziesiąt lat.

    Westchnęłam pod nosem, zastanawiając się, co mogłam zrobić, aby wybić im to z głowy. Przyłożyłam do ust dłoń i mimo, że wiedziałam jakie to odrażające, zaczęłam skubać zębami suche skórki.

    Zlustrowałam całe pomieszczenie, mimo że znałam je już pamięć. Zatrzymałam się na chwilę na oknie i na widok jesiennego słońca, którego było w New Jersey rzeczywiście niewiele, od razu miałam więcej chęci do robienia czegokolwiek. Na przykład do pójścia na mecz koszykówki w swojej szkole.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz