Poza zajmowaniem się różami, nie miałam zbytnio co robić i nie ukrywam, nudziłam się przy tym strasznie. Do czasu. Na jednym z przyjęć u przyjaciół Brennana, poznałam Molly. Molly była bardzo miłą dziewczyną, o długich do tyłka blond włosach i ślicznych czekoladowych oczach. Od razu złapałyśmy kontakt, szczerze? Obie nie pasowałyśmy tam kompletnie. Widać było po niej, że takie spotkania, nie są w jej stylu. Zaczęłyśmy rozmawiać, dużo. Molly była tak pozytywna i pełna pozytywnej energii, że zarażała innych swoim humorem. Przyciągała do siebie ludzi, nie tylko wyglądem modelki, ale dziewczyna miała po prostu zajebisty charakter. Zaczęłyśmy się przyjaźnić, nie można było jej nie lubić. Dziewczyna była jedynym powodem, dla którego z chęcią wychodziłam do znajomych Lucjana.

Kilka dni później postanowiłyśmy pojechać razem do galerii, zrobić zakupy. To znaczy, chciałyśmy kupić jakieś ciuszki, buty i oczywiście wstąpić do sklepu z kosmetykami. Kiedy dojechałam na miejsce, przywitałyśmy się przytulaskiem, a następnie ruszyłyśmy na sklepy. Po trzech godzinach poszukiwania czegoś, co postanowiłam kupić, ruszyłyśmy w stronę kawiarni, bo wiadomo, jak to my zwykle mamy w zwyczaju, ploteczki. I wszystko byłoby zajebiście, bo prawie weszłyśmy do kawiarni, ale ktoś chwycił mnie za ramię. Kiedy się odwróciłam, z ulgą zobaczyłam, że to mój ochroniarz, znaczy, prawie mój, bo on był zastępcą za Michela, który miał coś do załatwienia, więc dostał wolny dzień.

-Coś się stało?- zapytałam, go kiedy nadal nie puścił mojego ramienia.

-Tak, szef każe przywieźć cię na lotnisko- powiedział znudzony.

-Co? Przecież jestem na zakupach, Lucjan o tym wie- próbowałam mu wytłumaczyć.

-Szef zmienił plany.

-Co to znaczy?- zapytałam go, już trochę zdenerwowana.

-Nie pytaj. Mam cię zawieźć na lotnisko- przewrócił oczami.

-Nigdzie nie jadę- zarzekałam się.

-Nie interesuje mnie , co chcesz, a czego nie. Dostałem taki rozkaz, więc mam obowiązek go spełnić.

-Powtarzam Ci. Nigdzie. Nie. Jadę- powiedziałam każde słowo głośno i powoli, jak do małego dziecka, jakby czasem, miał nie zrozumieć.

-Słuchaj- warknął- Idziesz ze mną. Rozumiesz kurwa?!

-Nie rób scen.

-Idziemy- warknął i mocno pociągnął mnie za ramię.

-Puszczaj, to boli.

-Idziemy- ryknął.

-Czekaj chwilę- wywróciłam oczami i podałam mu torby, przyjął je niechętnie, ale trzymał je wszystkie.

Podeszłam do Molly i powiedziałam, że muszę iść, ponieważ Brennan miał jakąś ważną sprawę do mnie, zgodziła się oczywiście, bo widziała przejęcie w moich oczach. Pożegnałam się z nią i ruszyłam do mojego pożal się Boże ochroniarza.

-Idziemy- warknął znowu i mocno chwycił moje ramię.

-To boli kurwa, puszczaj w tej chwili. Sama pójdę. Niech tylko Lucjan się dowie.

Nie puścił. Ten idiota wywiózł mnie na lotnisko, gdzie czekał już prywatny samolot Lucjana. Mój mąż, czekał przed nim wraz z jednym ze swoich przydupasów. Podeszłam do nich i od razu rzuciłam spojrzenie Lucjanowi, a z jego twarzy można było wyczytać tylko obojętność.

-Mogę wiedzieć, dlaczego łaskawie nie uprzedziłeś mnie, że wyjeżdżamy? Przecież ja nawet nie mam nic ze sobą- krzyknęłam sfrustrowana.

- Kochanie, opanuj nerwy. Alshley spakowała ci walizkę ubrań i dzisiaj też coś kupiłaś, jak widzę- skinął głową na moje torby.

-Uhhh...Gdzie lecimy?

-Do Tajlandii, kochanie.

Skinęłam tylko głową.

-Chodź, na nas już pora- powiedział i ruszyliśmy zająć nasze miejsca.

Gdy usiedliśmy, Brennan objął mnie ramieniem i lekko przytulił, przy czym, położył swoją prawą rękę na moje prawe ramię. Syknęłam z bólu, całkowicie zapominając o tym, że osoba, która miała mnie ochraniać, ścisnęła moje ramie tak, że na pewno pozostał siniak. Lucjan przystanął i uniósł wysoko lewą brew.

-Co ci się stało?

-Nic.

-Jak to nic, kurwa, Julia widzę, że boli cię ramię.

-Ehh...No dobra. Ten cały ochroniarz...Nie chciałam iść, bo dobrze się bawiłam, ale on chwycił mnie mocno za ramię i szarpnął. Trzymał mnie trochę za mocno i po prostu teraz mnie lekko boli ręka.

-Pokaż rękę- zalecił, nie chciałam, wahałam się, ale pod wpływem jego spojrzenia uległam i odsłoniłam ramię. Brennan powoli zbliżył dłoń do mojego ramienia i delikatnie przejechał po nim opuszkami palców.

-Zabiję gnoja. Co za chuj! Miał cię chronić, a nie zadawać ból.

Cały kipił ze złości. Nie chciałam tego, nie chciałam, żeby się denerwował, dlatego położyłam swoją małą dłoń, na jego ogromnej i ścisnęłam lekko. Popatrzył na mnie, jakby, z niedowierzaniem?

-Proszę, nie rób nic głupiego.

-Nie rozumiesz! Nikt nie ma prawa cię tknąć. Ja nie mogę, nikt nie może! Zwolnię go, wcześniej pobiję do nieprzytomności, nigdy więcej cię nie zobaczy, a tym bardziej cię nie dotknie, obiecuję- chwycił moje dłonie i popatrzył mi w oczy- Nie pozwolę, nikomu cię skrzywdzić.

Patrzyłam na niego oniemiała. Dlaczego nagle zrobił się taki czuły? O co mu chodzi?

O co chodzi Lucjnowi?

,, When i met you... "Where stories live. Discover now