Rozdział 9

26 3 0
                                    

Minęło kilka dni odkąd rozmawiałam z Mattem. Moja relacja z Lucjanem, jest dobra. Dogadujemy się i nie narzekamy na siebie tak bardzo jak na początku. Brennan nie rzuca już jakiś mało stosownych komentarzy w moją stronę. Wszystko wygląda jakbyśmy naprawdę się kochali. Jemy razem śniadania, obiadki i kolację, wychodzimy razem ,na imprezy do jego znajomych, bo ja nie znam tutaj prawie nikogo. W końcu nie mogę opuszczać posesji, bez jego lub jednego z jego goryli. Poza tym rozmawiamy jak przyjaciele. Dobrze się przy nim czuje, no pomijając fakt, że czuje się, jak zamknięta w złotej klatce. Z zewnątrz, wszystko ładnie, zajebiście, ale to tylko pozory. Dla każdego znajomego wszystko wygląda na szczęśliwe małżeństwo, ale czegoś nam brakuje. Brakuje nam miłości. Chociaż, wiedziałam że tak będzie. Od początku to małżeństwo było skazane na porażkę. Nie łączy nas nic głębszego niż przyjaźń? Jeśli w ogóle można tę relacje nazwać przyjaźnią.

Lucjan

Po tych kilku dniach, odkąd usłyszałem rozmowę Julii, chciałem się z nią trochę zbliżyć. Chodziło mi głównie o to, żeby nie wymyśliła sobie przypadkiem powrotu do Nowego Jorku. Chcę ją przy sobie przetrzymać, chcę żeby się zakochała, a w kim? We mnie. Muszę zrobić wszystko żeby tylko została ze mną, bo naprawdę nie uśmiecha mi się stracić takiej wielkiej ilości pieniędzy. Zacząłem z nią rozmawiać, opowiadała mi o wszystkim co działo się u niej, kiedy mieszkała jeszcze w Nowym Jorku. Udawałem, że interesuje mnie to w jakimkolwiek stopniu, ale prawda była taka, że było to nudne jak opowieści starszej pani, o tym jak było w sanatorium albo w kościele. No bo z drugiej strony, po co miałem wysłuchiwać jej pierdolenia i żalenia mi się z tego jak ciężko miała w życiu, ja to wszystko wiedziałam. W moim gabinecie, jest cały segregator z informacjami o niej. Wiem o niej wszystko, dosłownie wszystko, więc po co miałbym interesować się powtarzaniem w kółko tej samej śpiewki? .

No właśnie. Po co?

A przynajmniej tak mi się na początku wydawało.

Julia

Całymi dniami przesiadywałam w posiadłości, do której niedawno się przeprowadziliśmy. Była ona położona niedaleko morza, dlatego mieliśmy piękne widoki z okien domu. Dom był wielki. W sumie to mało powiedziane. Dom był gigantyczny. Najbardziej uwielbiałam przebywać w ogrodzie. Dlatego, tam się też udałam. Na zewnątrz, w ziemi, był wykopany wielki, podświetlany basen, przed którym stało sześć leżaków. Ogród był bardzo zadbanym miejscem, zresztą podobnie jak reszta posiadłości. Przeszłam jakieś pięćdziesiąt metrów, a przede mną pojawiło się mnóstwo kwiatów. Kochałam róże, a moimi ulubionymi były te białe. Idąc wąską kamienistą ścieżką, między roślinami (które swoją drogą wydobywały z siebie takie śliczne zapachy, tak piękne, że chciałabym zostać tutaj na zawsze) trafiłam na białą altankę. Od tamtej pory przychodziłam tutaj codziennie i mogłam spędzać tu większość swojego czasu. Było to jedno z niewielu miejsc, do którego Lucjan nie przychodził wcale, nie wiem dlaczego, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Altanka wśród kwiatów, stała się moim miejscem. Miejscem spokoju.

Zaczęłam wykonywać lekkie prace. Brennan mi nie pozwolił, ale cóż, kto powiedział, że będę się go słuchać? No kto? Nikt. No właśnie, a ja nie zamierzałam. Poprosiłam ogrodnika, żeby pokazał mi jak dbać o róże. Poprosiłam go o posadzenie jednego krzaka białych róż, bo jak na złość, takich tutaj nie było. Zrobił to w dwa dni. Oczywiście nie powiedziałam o tym Lucjanowi. Wyobrażacie sobie, co by było gdyby ktoś dowiedział, że żona bardzo szanowanego biznesmena, wykonuje obowiązki domowe, a nie wysługuje się służbą? Wstyd i hańba. Ja tak nie uważam, sama musiałam napracować się , żeby mieć pieniądze. Tak pochodzę z dość zamożnej rodziny, ale ciężka praca nie jest mi obca. Mam swoją wartość. Potrafię pracować ciężko.

,, When i met you... "Where stories live. Discover now