Rozdział 6

29 3 0
                                    

Usłyszałam śpiew ptaków przez uchylone okno, otworzyłam oczy, a promienie słoneczne momentalnie mnie oślepiły. Nakryłam twarz dłonią i spojrzałam na zegar. Dziewiąta szesnaście. Przewróciłam oczami i westchnęłam głośno i głęboko. Z trudem zdjęłam z siebie kołdrę i zeszłam z łóżka. Przeciągnęłam się i mocno przetarłam oczy. Wzięłam kubek i nalalm sobie wody. Wypiłam ją duszkiem. Nalałam kolejną i wyszłam na balkon podlać roślinki, które kupiłam dzień wcześniej. Było bardzo ciepło. Wciągnęłam dużo powietrza, a zapach morskiej bryzy zaatakował mój nos. O jedenastej miałam być u kosmetyczki. Zrobiłam kawę, a jej aromat rozniósł się po pokoju. Kiedy piłam spokojnie napój, zadzwonił mój telefon. Numer nieznany. Odebrałam niepewnie.

-Halo?

-Em...Dzień dobry. Chciałam tylko poinformować panią, że dostawca przyjechał z paczką.

-Ohh... Tak jasne, już do państwa schodzę.

Ubrałam pospiesznie szlafrok i kapcie, a następnie pognałam na dół. Rzeczywiście przy recepcji stał dostawca. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo wreszcie będę mieć keyboard i podeszłam do mężczyzny.

-Dzień dobry- powiedziałam, a facet popatrzył na mnie i się uśmiechnął.

-Witam. Pani Julia LeBlanc?- zapytał, a ja potwierdziłam to kiwnięciem głowy.

-Proszę podpisać tu i tu-wskazał palcem, na co wzięłam długopis i złożyłam podpis, trochę krzywy, ale to nic-Dobrze dziękuję, do widzenia.

-Momencik- facet popatrzył na mnie dziwnie- Miałam zapłacić prawie dziewiętnaście tysięcy za keyboard, przy odbiorze- wskazałam na kartę kredytową.

-Em...-popatrzył na swoje papiery - Nie, już zapłacono.

-Co, jak to? To niemożliwe. Nie płaciłam- popatrzyłam na niego jak na idiotę, no bo co jest grane?

-Tutaj jest napisane że zapłacono przelewem. Muszę iść, do widzenia.

-Do widzenia- mruknęłam i poprosiłam obsługę hotelową, żeby paczkę zaniosła do mojego pokoju.

Uniosłam wysoko brwi. Co się właśnie stało? Przecież wiem że nie płaciłam. Do tego zapłacono przelewem? Ja nie płaciłam przelewami od miesiąca. Coś tu nie gra i jest to co najmniej dziwne. Jeśli nie ja zapłaciłam prawie dziewiętnaście tysięcy za keyboard, to kto? Nikt nie wiedział, że mieszkam w Kalifornii, oprócz mojej siostry, a tym bardziej nikt nie mógł widzieć, że kupiłam taki, a nie inny instrument. Ciężko było mi się skupić, bo cały czas myślałam o tej dziwnej sytuacji.

Po tym jak facet z obsługi hotelowej wyszedł z mojego pokoju, postanowiłam odpakować paczkę i zobaczyć instrument. Na pudełku było pełno taśmy klejącej i nie dałam rady otworzyć pudełka. Wstałam i ruszyłam do łazienki, w poszukiwaniu kosmetyczki. Wyjęłam z niej długi, metalowy pilniczek do paznokci i w podskokach udałam się do sypialni. Sprawnie przecięłam taśmę i otworzyłam pudełko. Moim oczom ukazała się idealna kopia keyboardu, który został w Nowym Jorku. Kąciki moich ust uniósły się w górę i zaczęłam się szczerzyć sama do siebie jak wariatka. Ale jejuu... Moje dziecko. Mój skarb. Wyjęłam go pospiesznie z kartonowego pudła i ustawiłam na wcześniej przygotowanym statywie. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, dotknęłam białych jak śnieg klawiszy. Tego dźwięku mi brakowało, tak cholernie. Zaczęłam grać ,,Stay''. Muzyka pochłonęła mnie kompletnie.

* * *

Po kilku godzinach postanowiłam udać się do kosmetyczki na paznokcie i brwi, a następnie wyjść na organizowany w mieście festyn, o którym już od rana mówili wszyscy dookoła. Ubrałam na siebie jeansowe spodenki z paskiem i niebieski crop top na guziczki. Wyprostowałam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Nałożyłam maskarę, jasny cień do powiek i truskawkowy błyszczyk na usta. Chwyciłam torebkę od Chanel i zabrałam telefon oraz portfel. Na głowę wsunęłam okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z pomieszczenia. Załatwiłam kosmetyczkę zrobiłam sobie pastelowo fioletowe paznokcie ze złotymi wzorkami. Następnie wróciłam do hotelu zjeść obiad. Festyn odbywał się nie daleko hotelu więc postanowiłam pójść pieszo. Droga zajęła mi jakieś piętnaście minut, a szłam bardzo powoli ,,spacerkiem,, Muzykę było słychać coraz głośniej, aż moim oczom ukazała się mała scena i bardzo dużo ludzi tańczących do jakichś piosenek. Rozejrzałam się dokładnie i muszę przyznać, że wyglądało to wszystko bardzo ładnie. Ktoś się postarał żeby wszystko wyglądało estetycznie. Scena została zbudowana z jasnych desek. Niedaleko niej stało kilka stolików z beżowo białymi parasolkami i metalowymi krzesłami pomalowanych na biały kolor. Kawałek dalej był wykopany dołek w piasku, obłożony kamieniami dookoła, tworząc ognisko. Kilka osób stało dookoła trzymając w dłoniach naostrzone patyki z kiełbaskami lub piankami, a w drugich piwo w plastikowych czerwonych kubeczkach. Wszystko byłoby świetnie, może i idealnie, ale powróciło to znienawidzone uczucie bycia obserwowaną. Dokładnie przeskanowałam cały tłum ludzi, ale nikogo podejrzanego nie widziałam. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę starszego mężczyzny sprzedającego watę cukrową. Wybrałam sobie różową i po chwili trzymałam już w ręce kolorową chmurkę. Zapłaciłam za nią i udałam się w stronę ławek. Podczas gdy spokojnie sobie jadłam, ludzie byli coraz bardziej pod wpływem i ledwo trzymali się na nogach. W sumie może ja też bym kupiła kubeczek?

,, When i met you... "حيث تعيش القصص. اكتشف الآن