Rozdział 5

32 4 0
                                    

Leciałam pięć i pół godziny. Cały czas czułam się niekomfortowo. Znalazłam się na lotnisku w Los Angeles. Odebrałam bagaż i zadzwoniłam po taksówkę, żeby zawiozła mnie do hotelu. Postanowiłam udać się do pięciogwiazdkowego hotelu, z pięknym widokiem na morze. Na całe szczęście uczucie bycia obserwowaną (przez najpewniej jakiegoś psychopatę) minęło. Nie ukrywam, kamień spadł mi z serca, bo byłam bardzo zestresowana.

Obsługa hotelowa zajęła się bagażami. Całe szczęście, bo ja po locie nie miałam siły na nic, zrobienie najmniejszego kroku sprawiało mi bardzo wiele trudności. Za pokój zapłaciłam kartą. Sam pokój wyglądał przepięknie. Sypialnia była w kolorze pastelowego błękitu. Łóżko było schludnie pościelone. Okna sięgały od podłogi, aż do sufitu. Miałam białą kanapę, telewizor, balkon i duże lustro. Pod oknami stał stolik kawowy z czteroma fotelami. Łazienka wyglądała naprawdę dobrze. Płytki w kolorze marmuru pokrywały ściany i podłogę pomieszczenia. Stała tam wanna z prysznicem, umywalka i biała jak śnieg, z pięknymi złotymi zdobieniami toaletka. Ułożyłam wszystkie swoje kosmetyki na toaletce, a w szafie powiesiłam wszystkie ubrania. Do komody, nad którą było lustro wrzuciłam bieliznę, a na komodzie ułożyłam perfumy i ramkę ze zdjęciem, na którym byłam z Mattem. Zrobiliśmy je w wakacje, rok temu, kiedy jedliśmy lody i oczywiście upaćkałam sobie nos, a chłopak się ze mnie śmiał. To było miłe wspomnienie. Uśmiech od razu sam wkradł mi się na usta. Już tęskniłam za moim przyjacielem. Wzięłam prysznic i przebrałam się w czarny topik z wiązaniem na szyi i szorty. Tak, wow, lubiłam chodzić w luźnych ciuchach. W Nowym Jorku chodziłam w nich tylko po domu, bo w pracy musiałam mieć nienaganny strój. Spojrzałam przez okno na morze i postanowiłam wyjść. Wzięłam okularu przeciwsłoneczne i małą torebkę, do której włożyłam portfel wraz z telefonem i wyszłam z pokoju. Wsiadłam do windy i zjechałam w dół. Przeszłam przez korytarz i wyszłam z hotelu. Ciepłe powietrze uderzyło w moją twarz. Postawiłam kilka kroków i pod stopami miałam piasek. Hotel był położony zaraz przy plaży. Usiadłam na piasku, blisko wody i obserwowałam fale obijające się o brzeg. Kalifornia była piękna, już ją kochałam. Ciepłe powietrze ogrzewało mi twarz, a delikatny wiaterek dawał ukojenie. Niebo było prawie całkowicie niebieskie, tylko jedna mała chmurka błądziła gdzieś po niebie. Byłam teraz jak ta jedna chmurka. Sama, w nowym miejscu, nie znająca otoczenia, nie mająca żadnej bliskiej osoby przy sobie.

Słońce zaczęło powoli, leniwie zachodzić. Podeszłam do budki i kupiłam sorbet arbuzowy. Mniam. Wróciłam na swoje miejsce. Jadłam sorbet i obserwowałam pary zakochanych, którzy tak jak ja, postanowili pooglądać zachód słońca. Zachody słońca... Kiedyś były dla mnie czymś pięknym. Były czymś wyjątkowym. Jak Stefan....W oczach zebrały mi się łzy. Mogłabym być tu teraz z miłością swojego życia, ale moje życie potoczyło się inaczej. Stety. Niestety.

Przetarłam oczy i wróciłam do hotelu. Wzięłam gorącą, odprężającą kąpiel z bąbelkami i umyłam włosy. Przebrałam się w czarną piżamkę, składającą się z krótkich spodenek i topu na ramiączkach z dekoltem w serek wykończonym koronką. Spięłam włosy w warkocz, żeby nie łamały i nie plątały się podczas snu. Włączyłam laptopa i na messenger napisałam do Matta:

Ja: - Hej dotarłam. Jestem cała haha.

Matt: Hejka. To dobrze. Martwiłem się.

Ja: Nie masz o co. Poradzę sobie. Jestem już dużą dziewczynką, nie uważasz?

Matt: No nie wiem dzieciaku.

Ja: Jak twój pierwszy dzień w pracy panie Miller?

Matt: Myślę, że dobrze. Brakuje nam ciebie.

Ja: Mi was też.

Matt: Idź spać, na pewno jesteś zmęczona po podróży.

Ja: Lecę, dobranoc Matt. :*

,, When i met you... "Where stories live. Discover now