-Oo... A kogo my tu mamy? - usłyszałam za mną męski głos.

-Emm...

-Ładniutka jesteś - powiedział, po czym usiadł obok mnie i przybliżył się, na dość bliska odległość.

Czułam jego oddech, który śmierdział alkoholem i papierosami. Był coraz bliżej mnie, a jego usta zaczęły zbliżać się niebezpiecznie blisko moich. Przybliżył się tak, że jego usta dzieliły tylko centymetry od moich. Facet był obrzydliwy i kurwa poczułam w pewnym momencie dotyk na udzie. Szorstkie, nieprzyjemne dłonie jeździły po mojej skórze w górę i w dół. Czułam jak żółć podchodzi mi do gardła. Czułam obrzydzenie. Zaczęłam się wiercić i wyrywać, ale to nic nie dało. Facet przyszpilił moje dłonie do ławki, nad moja głową, a jego dłonie zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do mojego krocza.

-Zostaw mnie! Odwal się ode mnie- zaczęłam wrzeszczeć.

Ludzie wydawali się wcale nie zwracać uwagi na to, że coś się dzieje. Jakby w ogóle nic ich nie obchodziło.

-Przestań, będzie nam bardzo przyjemnie.

-Kurwa, puść mnie.

-Nie słyszysz co pani powiedziała? - jakiś facet chwycił mojego oprawce za kołnierz i zrzucił go z ławki - A teraz spieprzaj stąd, puki jestem dobry- facet odszedł, a ja mogłam normalnie zacząć oddychać- Nic pani nie jest?- zwrócił się do mnie, a ja dopiero spojrzałam na jego twarz.

To był ten facet. Ten sam z samolotu. Ten w garniturze, ten który cały czas mi się przyglądał. Przełknęłam ślinę.

-Nie, dziękuję. Nie wiem co by się stało gdyby nie pan.

-Drobiazg- uśmiechnął się i odszedł.

Nie wiedząc, co się właśnie stało, oszołomiona posiedziałam tak chwilę i postanowiłam wrócić do hotelu. Szłam kamienistą ścieżką, między jakimiś drzewami. Dopiero później wyszłam na normalną ulicę. Weszłam w jakąś alejkę wyłożoną kostką brukową i nie wiedząc gdzie jestem szłam powolnym krokiem przed siebie. Było już lekko ciemno, a ja bałam się chodzić sama, zwłaszcza w miejscu, którego nie znam. Nagle oślepiły mnie światła samochodu, jadącego prosto na mnie. Auto się zatrzymało, a ja trzymałam dłoń nad oczami, żeby cokolwiek widzieć. Zauważyłam tylko że z pojazdu wysiadło dwóch mężczyzn. Podchodzili do mnie, a ja zaczęłam się cofać do tyłu. Tylko że nagle oparłam się o coś ciepłego plecami. O kogoś kto pachniał bardzo dobrze. Poczułam jak ten ktoś przyłożył mi coś do ust. Potem nastała tylko ciemność.

* * *

Otworzyłam oczy, ale wzrok miałam zamglony. Pomrugałam kilka razy, aż wzrok całkowicie mi się wyostrzył. Patrzyłam na biały sufit. Poderwałam się i usiadłam na łóżku.

-Ja pierdziele, gdzie ja jestem?!

Pokój był w kolorach szarości. Białe meble, duże łóżko, lustro, toaletka. Zaczęłam panikować. No bo kurde. Gdzie ja jestem i co ja tu robię? Nie zastanawiając się długo podbiegłam do dużych, dwuskrzydłowych białych drzwi i chwyciłam za klamkę. Drzwi były otwarte. Otworzyłam drzwi i znalazłam się na korytarzu. Ruszyłam na lewo i zbiegłam po schodach. Już chciałam rzucić się do wyjścia, ale zatrzymał mnie głos:

-Dzień dobry, widzę że już pani wstała- odwróciłam się, a przede mną stał ten sam mężczyzna który mnie uratował przed jakimś pijakiem.

-To ty- wysyczałam przez zaciśnięte zęby- Gdzie ja jestem?! Co ja tu robię? Zawieź mnie do hotelu!

-Spokojnie. Jesteś w apartamencie.

-Jakim kurwa apartamencie?! Nie denerwuj mnie, zawieź mnie do domu- ryknęłam.

,, When i met you... "Onde histórias criam vida. Descubra agora