V

116 12 0
                                    

Yoongi nie mógł poprzedniej nocy nawet spokojnie zasnąć. Co prawda nie spędził jej zupełnie bez snu, ale jego jakość pozostawała wiele do życzenia. Zazwyczaj czas, który otrzymał by mu spokojnie wystarczył, ale to nie on był problemem. Nim była jego niespokojna głowa. W końcu nawet najdłuższy sen w jego obecnym stanie zakończyłby się niewyspaniem.

Przed samym zaśnięciem myślał jeszcze o tym, co takiego powiedział Jungowi. Nadal mu się to nie podobało. Uważał, że mógł w tamtej chwili pomyśleć o czymkolwiek więcej niż to, co udało mu się powiedzieć. Wystarczyłoby niewiele. Tak naprawdę wystarczyłoby dodać jeden warunek, a już mógłby być o niebo spokojniejszy.

Mimo swojej bezmyślności wciąż był jednak wolnym człowiekiem. Chociaż w istocie obiecał przysługę, mógł się z tego wywinąć. Nie mógł pozwolić sobie na uwłaczenie własnej godności. Miał przynajmniej nadzieję, że ta wymówka zadziała, jeśli nie będzie czegoś chciał zrobić ponad przeciętną. W rzeczywistości bał się wszystkiego, co mogło mu zostać zaproponowane.

Nie było ani jednej rzeczy, którą zrobiłby bez zawahania. Najbardziej bał się jednak tych najbardziej przyziemnych próśb. Nie chciał, aby cokolwiek zbliżyło go do Hoseoka. Wydawało mu się to być zwyczajnie niebezpieczne. Nie wiedział w zasadzie do końca dla kogo takie było, ale sam fakt rozpatrywania tego w tej kategorii nie zachęcał.

Yoongi nie chciał jeszcze bardziej zagrażać samemu sobie przez własną nierozważność, a z drugiej strony nie chciał wciągać w swoje problemy kolejnej osoby. Było to najgorszym, co mógł zrobić, a przynajmniej tak uważał. Mógł być na skraju życia lub śmierci, ale dopóki dało się trzymać wszystkich od tego z daleka, miał zamiar to właśnie robić.

Wczoraj opowiedział oczywiście o całej sytuacji własnemu bratu. Ten chociaż był znacznie bardziej opanowany i rozważny, też nie był w stanie dać mu jednoznacznej odpowiedzi. Można było wyczuć w nim coś niecodziennego. Młodszy oczywiście nie był w stanie się domyślić, o co takiego mu chodzi.

W rzeczywistości myśli starszego były banalnie proste. Zwyczajnie nie chciał, żeby jego brat musiał być całe życie samemu. Wydawałoby się to okropnie dziwne, o wiele bardziej niż wyjaśnienie komuś całej sytuacji. Przecież nie posiadanie przy sobie absolutnie nikogo nie było proste. Musiało być wręcz piekielnie trudne.

Mimo tych wszystkich starań utrzymania tego stanu, Geumjae wcale nie był go pewien. Marzył o tym, by dać swojemu bratu chociaż namiastkę normalności, ale jak? Ten przecież trzymał się początkowych założeń jeszcze ściślej od niego samego. Ciężko byłoby go teraz przekonać do porzucenia ich. Byłoby to co więcej krzywdzące.

Może i starszemu z braci nie podobał się sposób, w jaki Yoongi pozostawał sam, ale nie miał nic do tego. Ostatecznie najważniejsze było to, żeby po prostu to działało. Krzywdzenie ludzi po drodze, chociaż jednocześnie było też zadawaniem ran samym sobie, było nieraz koniecznością. Czasem zresztą było najłatwiejsze. Było prościej sprawić, żeby ludzie odchodzili z własnej woli niż ich zostawiać.

Tak właściwie z dwójki rodzeństwa to ten starszy był bardziej przychylny, aby dać szansę komuś, kto mimo licznych prób odepchnięcia, pozostał przy swoim. Młodszy przecież traktował go tylko jak trudniejszą do przeskoczenia przeszkodę. Zdecydowanie nie myślał o nim jako o potencjalnej osobie, dla której chciałby zaryzykować. Chociaż zaczynał mieć dość samotności, trzymał się jej jak dziecko ulubionego pluszowego misia. Był do niej zbyt przywiązany.

Sam o tym nie rozmyślał, ale było to widać gołym okiem. Nie trzeba było być w żaden sposób spostrzegawczym czy nawet go znać. Wystarczyło po prostu być przy nim dłużej niż jedno spojrzenie z już wcześniej wyrobioną opinią. Wszyscy jednak od samego początku ją mieli, o co przecież zadbał sam Min. Początkowo o to mu właśnie chodziło.

Guilty brothers||SopeWhere stories live. Discover now