8. Australian Music By Myself.

Start from the beginning
                                    

- Za tydzień wychodzi za mąż, ma strasznie mało wolnego czasu. - Westchnął. - Wejdźcie.

Pokój okazał się czymś w rodzaju gabinetu połączonego z małą biblioteką. Usiadłyśmy w głębokich, szarych fotelach i patrzyłyśmy przez chwilę jak facet grzebie po szufladach. Kiedy się wyprostował na jego ustach czaił się uśmiech.

"W końcu jakaś mina" pomyślałam.

- Musisz to wypełnić zanim dokończymy formalności i będziesz mogła pełnoprawnie nazywać się jedną z nas - powiedział.

- Nas? - spytałam, a Sarah odchrząknęła.

- To miała być niespodzianka - powiedziała. - Vivien jeszcze o niczym nie wie.

- Aaa.. - Westchnął pan Sasoko. - Wiesz kim jestem? Albo co reprezentuję?

Pokręciłam przecząco głową. To jakiś test?

- Jestem przewodniczącym grupy "Australian Music By Myself". - Otworzyłam ze zdziwieniem usta.

- Chcemy byś do nas dołączyła. Twoja siostra załatwiła wstępne formalności.

AMBM była organizacją zrzeszającą muzyków z całego kraju. Ale tylko takich, którzy sami grają, sami komponują i nie są z nikim związani kontraktami. Każdy gatunek muzyczny, wsparcie instrumentalne, cotygodniowe spotkania, na których zawsze uczyło się czegoś nowego, interesujący ludzie i wsparcie w każdej muzycznej formie. Strasznie trudno się dostać.

- A-ale dlaczego? - wydusiłam przez zdziwienie.

- Twoja siostra opowiadała mi o tym jak zbierasz pieniądze na gitarę, że grasz na wielu instrumentach pokazała kilka tekstów twoich piosenek i uważam, że masz bardzo duży talent, który możesz niesamowicie rozwinąć. - Facet mówił serio.

Spojrzałam na siostrę ze zdziwieniem.

- Poważnie?

- Jak najbardziej - odparła z uśmiechem.

***

- Mike? - zapytałam, gdy w słuchawce przestałam słyszeć sygnał oczekiwania na połączenie.

- Stało się coś? - Usłyszałam jego zdziwiony głos.

Była godzina 23, poza tym on wiedział, że nie lubię dzwonić, miał prawo być zaskoczony.

- Jutro robimy przerwę w remoncie - powiedziałam.

- Już? Ledwo zaczęliśmy. - Zaśmiał się.

- Taak, ale to nie znaczy, że macie wolne. - Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, którego nie mógł zobaczyć. - Jutro świętujemy.

- Wiem, że piątek i w ogóle, ale nie sądziłem, że jesteś typem, który świętuje takie rzeczy jak weekend. - Kpił sobie ze mnie, chyba myślał, że żartuję.

- Wal się. - Zaśmiałam się do słuchawki.

- Wolę ciebie, niż siebie - odparł ze śmiechem. Dziękowałam opatrzności, że Clifford nie jest w stanie zobaczyć mojego rumieńca.

- Bądźcie jutro całą ekipą u mnie, na 17, ok? - Wróciłam do tematu.

- No dobra. A powiesz o co chodzi?

- Na razie nie. - Zaśmiałam się i dodałam, zanim zdążył zaprotestować - Muszę kończyć. Papa!

Jego jęki niezadowolenia przerwałam, wciskając czerwoną słuchawkę.

- Przyjdą? - Do pokoju weszła Sarah i zaczęła zakopywać się w swojej pościeli.

- No pewnie - odpowiedziałam i opadłam na poduszki.

Zraz po wyjściu z domu pana przewodniczącego grupy, która może zmienić moje życie, pojechałyśmy na zakupy na grilla, który zaplanowałyśmy na jutro.

Padałam na twarz ze zmęczenia.

- Skąd znasz pana Sasoko? - zapytałam.

- Yvonne ze mną studiowała, robiła drugi fakultet czy coś takiego. - Ziewnęła. - Pomogłam jej w czymś, a ona wyjechała z tą organizacją. I pomyślałam o tobie.

- Dziękuję - powiedziałam szczerze.

- Zasłużyłaś na to - odparła sennie.

***

- Oni zaraz będą a ja jeszcze się nie ogarnęłam - jęczałam, doprawiając sałatkę.

- To idź, poradzę sobie. - Zaśmiała się moja mama. Specjalnie z okazji mojego świętowania wzięła dzień wolnego.

Przytulając ją w podzięce, popędziłam na górę.

Po chwili stanęłam przed szafą w ręczniku na głowie i jęknęłam.
W co ja mam się ubrać? Kiedyś zginę w tym bałaganie, który tworzę.

Patrzyłam na bajzel, który utworzył się z moich ubrań i znowu jęknęłam.

- Jak dla mnie może być tak jak teraz. - Dobiegł mnie rozbawiony głos z wejścia do mojego pokoju.

- Michael! - Oburzyłam się. Byłam w samych majtkach i podkoszulku. Oczywiście musiałam się zarumienić.

- Twoja mama pozwoliła mi wejść. - Zaśmiał się.

- Ale ja nie pozwalam. - Pacnęłam go w ramię. - Wynocha.

Jedynie się zaśmiał, nie ruszając się nawet o centymetr.

- Mówię poważnie! - jęknęłam zażenowana.

Popchnęłam go i zaśmiałam sama z siebie. Nie było szans, żeby go przepchnąć. Widząc moje usilne starania podniósł ręce w geście kapitulacji.

- No dobra, skoro mnie nie chcesz to idę. - Próbował udawać obrażonego.

- Nareszcie - sapnęłam.

"To zaczynamy zabawę" pomyślałam, wyciągając jakiś ciuch na oślep.

~.~

Hejoo :D

Mało konkretnie mam wrażenie... Ale następny będzie lepszy, obiecuję!


Pogramy? -> Michael CliffordWhere stories live. Discover now