8. Australian Music By Myself.

2.5K 235 7
                                    

- Saaarah! - jęczałam. - Daleko jeszcze?

Jechałyśmy już pół godziny, bez radia czy jakiejkolwiek innej muzyki, bo moją siostrę bolała głowa. Powiedzieć, że się nudzę będzie niedomówieniem.

- Jedno słowo więcej i przywiążę cię do bagażnika od zewnątrz - zagroziła mi blondynka z błyskiem w oku.

- Skąd ty w ogóle masz samochód? - zapytałam tonem urażonego dziecka.

- Mama pojechała do pracy z jakimś Chrisem, a on w zamian za zajechanie do myjni oddał mi to cacko na jeden dzień. - Uśmiechnęła się z dumą.

- Chrisem? - Zdziwiłam się.

- Mnie nie pytaj - odparła, cały czas się uśmiechając. - Ale wydaje się spoko gościem.

- Taa - burknęłam zniesmaczona.

Mama jest typem, który ma pecha do facetów. Już ja mu dam popalić jeśli coś będzie nie tak.

- Daleko jeszcze?

- Viv! - Zaśmiała się.

- Noo coo? - Znudzona, spojrzałam na nią z wyrzutem.

- Jesteśmy! - Wskazała na niebieski domek za szybą samochodu.

- Co to? - spytałam głupio.

- Dom. - Wywróciła oczami. - Musisz kogoś poznać.

Ze złymi przeczuciami wysiadłam i poczułam zapach świeżo skoszonej trawy.

- Jak... Sielsko - mruknęłam. W oknach widać było doniczki z kwiatkami, firanki były śnieżnobiałe, przy drzwiach wejściowych stał porcelanowy krasnal z krzyżem w ręce. Trawnik był idealnie skoszony, chodnik biegnący przez jego środek, idealnie zamieciony. Było tak czysto i schludnie, że mnie, miłośniczkę chaosu, niemal to bolało.

- Więcej optymizmu. - W oczach Sary dalej błyskały niepokojące ogniki. Ruszyła by zapukać idealnie wypolerowaną kołatką w białe drzwi.

- Kto jeszcze w tych czasach używa kołatek? - Zdziwiłam się, ale zamilkłam, gdy po drugiej stronie usłyszałam kroki.

Otworzyła kobieta w garniturze. Idealnie skrojonym, granatowym garniturze. Ciemne włosy miała upięte na szyi, na twarzy delikatny makijaż i wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Jej osoba pasowała do tego domu mniej więcej tak samo jakby postawić na jej miejscu punkowego Clifforda. Czyli wcale.

- Sarah! - Ucieszyła się. - A ty musisz być Vivien!

- Miło cię widzieć Yvonne. - Moja siostra cmoknęła ją w policzek.

- Pan Sasoko już czeka, ja właśnie lecę do pracy. Wejdźcie. - Odsunęła się od drzwi robiąc nam przejście. - Drugie drzwi na prawo. - Ręką wskazała kierunek i spojrzała na mnie. - Gratuluję.

- Dz-dzięki - powiedziałam nie wiedząc o co chodzi. Ale po co teraz ciągnąć kobietę za język, skoro wyraźnie się śpieszyła.

- Co tu się wyprawia? - szepnęłam, gdy Yvonne zniknęła i ruszyłyśmy korytarzem.

- Niespodzianka! - Sarah miała nieprzyzwoicie szeroki uśmiech.
Zapukała we właściwie drzwi i otworzył je staruszek.

No dobra, może nie staruszek, ale młody to on nie był. Siwe skronie, głębokie zmarszczki, żółta skóra. Chociaż to ostatnie to mogło być efektem tego, że facet był Azjatą.

- Witajcie! - Jego twarz nie zmieniła wyrazu z "znudzony", ale w głosie było słychać dużo optymizmu. - Wpuściła was moja córka?

- Tak, ale wyszła już do pracy - odparła moja siostra.

Pogramy? -> Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz