Chapter VIII

60 3 44
                                    

30 października 2019, 20:15


Gdy tylko otworzył drzwi baru, uderzył w niego zaduch zmieszany z zapachem alkoholu. Skrzywił się zanim wszedł niechętnie do środka i rozejrzał się nerwowo po lewej stronie pomieszczenia, gdzie jego wzrok przyciągnęły półki z alkoholem. Za barem dostrzegł znajomą twarz i prychnął pod nosem na widok byłego przyjaciela, zirytowany wyborem lokalu. Wiedział, że Kang też go zauważył, ale chłopak nie wykonał żadnego, przyjaznego czy nie, gestu w jego stronę. Zmarszczył jedynie brwi, po czym lekko rozszerzył powieki i Seo wiedział już, że skojarzył, kogo musiał widzieć tu wcześniej. Bin uniósł brwi, kiedy Sang kiwnął głową w kierunku przeciwległego końca sali. Odwrócił się w prawo, gdzie pod ścianą ujrzał rząd stołów, obudowanych drewnianymi deskami, dającymi nieco prywatności. Ponownie zaklął pod nosem, ale przemógł się i kiwnął Yeosangowi w podziękowaniu zanim ruszył w tamtą stronę.

Od razu zauważył męską sylwetkę, odzianą w czarną kurtkę, siedzącą tyłem do wejścia, przez co nie mógł go zauważyć. Changbin jednak nie był w stanie pomylić długich, sięgających ramion włosów i przygarbionej sylwetki z nikim innym. Poza tym Yeosang go zdradził.

Jego kroki były ciężkie, gdy zmusił się do ruszenia z miejsca i skierował je w stronę czekającego. Jeszcze zanim doszedł do stolika, w dłoni trzymał pliczek pieniędzy, które bez ceregieli rzucił na blat, chcąc od razu odwrócić się na pięcie i wyjść, jednak zachrypnięty głos zatrzymał go w miejscu.

— Już wychodzisz? — Mężczyzna uniósł głowę, spoglądając brunetowi prosto w oczy. Cwany uśmiech rozciągnął jego usta, gdy wskazał Changbinowi siedzenie naprzeciwko. — Nawet ze mną nie porozmawiasz? Nie zapytasz co u mnie słychać? Jak mi się żyje?

— Wiem doskonale, że żyje ci się o wiele za dobrze za moje pieniądze — warknął, nadal stojąc, nadal czepiając się tej jednej, jedynej formy sprzeciwu, jaką potrafił względem niego wystosować.

— Oh, skąd ta wrogość, Changbin? — Mężczyzna zarechotał ponownie kiwając głową na siedzenie. Seo nie umknęło uwagi, że banknoty zdążyły zniknąć z blatu. — Siadaj i porozmawiaj ze staruszkiem.

Chłopak zacisnął dłonie w pięści, ale po chwili walki z samym sobą usiadł naprzeciwko Dongwooka. Oparł się plecami o drewnianą ściankę i skrzyżował ramiona na piersi, zniecierpliwiony obserwując, jak jego towarzysz wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów, po czym bezowocnie szuka w kieszeniach zapalniczki. Bin w końcu stracił cierpliwość i rzucił mu własną, reagując wrogim prychnięciem, na gest podziękowania.

Mężczyzna, nie robiąc sobie nic z nieprzychylnego spojrzenia chłopaka, zaciągnął się dymem, przesuwając jednocześnie zapalniczkę po blacie. Przedmiot zatrzymał się na jego krawędzi, jednak Changbin nie wyciągnął po niego ręki, unosząc jedynie brew? Chciał wiedzieć, o co mu chodziło i zniknąć z tego baru zanim Yeosang pofatyguje się ich obsłużyć.

— Coś ty taki zniecierpliwiony? — Rozparł się na siedzeniu, obserwując bruneta z błyskiem w oku. Binowi nie spodobał się ten błysk.

— Za godzinę mam trening i pół miasta do przejechania — warknął, marszcząc brwi na widok kolejnego, o wiele szerszego uśmiechu na twarzy Dognwooka.

— Ah no tak — pokiwał głową, strzepując popiół do zapalniczki — Widziałem twoją ostatnią walkę. Przegrałeś z premedytacją.

Changbin nie był w stanie powstrzymać zaskoczenia, które wyjątkowo rozbawiło mężczyznę. Brunet zesztywniał i wyprostował się jak struna. Jego towarzysz za to wyszczerzył się i ponownie zaciągnął dymem.

Streetlight | Seo ChangbinWhere stories live. Discover now