Rozdział 19

138 8 0
                                    

Obudziłam się bardzo wcześnie rano. Było to do mnie niepodobnie, gdyż zwykle lubiłam pospać sobie do późna.

                Jednak dziś, gdy tylko otworzyłam oczy nie mogłam już zasnąć. W duchu czułam, że wydarzy się coś niesamowitego, choć nie wiedziałam jeszcze konkretnie, co to będzie. Kornel był jeszcze w domu. Gdy pojawiłam się w salonie jadł akurat śniadanie.

-Rozumiem, że idziesz dziś do Lucy –zagadnął na mój widok- Mam nadzieję, że nie wykorzystasz w praktyce wszystkiego, co będzie próbowała ci wpoić.

 Westchnęłam ciężko i usiadłam naprzeciw niego.

-Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? Zachowujesz się dziwnie a ja nie mam pojęcia, czemu.

-Nie opowiadała ci? –Kornel zamrugał oczami z niedowierzaniem –Naprawdę nie wspominała ani słowem o tym, czego się nauczyła przez te wszystkie lata życia tutaj? A więc chcę abyś wiedziała, iż twoja nowa przyjaciółka jest o wiele groźniejsza niż wszyscy tu mieszkający ludzie. Opanowała do perfekcji sztukę manipulacji i zna każdy, nawet najdrobniejszy zakamarek ludzkiej psychiki. Co więcej postanowiła to wykorzystywać. Dlatego Ashton tak często zabiera ją ze sobą w rożne miejsca. To ona jest głównym powodem jego sukcesu. Często podpowiada mu jak wybrnąć z kłopotliwych sytuacji.

-Twierdzisz, że ona jest jego wspólniczką?- dopytywałam

-Jeżeli miałbym sprecyzować to „cichą pomocnicą”. Gdyby była wspólniczką miałaby coś z tego. Według naszych zasad to, co robi, nie jest legalne. Ale ona potrafi tak każdego omamić, że czasem to aż boję się z nią rozmawiać. Nie chciałbym, żebyś ty była tak wyrachowana.

Wyszłam z lekkim uśmiechem politowania na twarzy. Kornel miał naturalną tendencję do wyolbrzymiania różnych rzeczy.

Pięć minut później byłam już u Lucy. Jej pokój był pomalowany na ciemnozielono. Z sypialni, która była tak duża, że służyła także za salon wychodziły drzwi do małej kuchni. Wszystkie meble były wykonane z ciemnobrązowego drewna. Spośród wszystkich odwiedzonych przeze mnie pokoi w kwaterze, ten sprawiał wrażenie najbardziej eleganckiego, a zarazem skromnego. Lucy siedziała na swoim łóżku i czytała książkę. Nie wydawała mi się niebezpieczna. Gdy stała przy Ashtonie sprawiała wrażenie całkowicie niegroźnej, ale wystarczyło spojrzeć jej w oczy, aby poczuć się niepewnie. Wzrok miała przenikliwy do granic możliwości. Gdy na mnie patrzyła miałam wrażenie, że próbuje wejść w mój umysł, więc co chwila odwracałam wzrok.

-Dziś nie zejdziemy na dół- oznajmiła -Trwa tam teraz coś ważnego. Szkoda, bo obmyśliłam już pewien plan. Cóż będziemy musiały zająć się same sobą - Mówiąc to Lucy wzięła mały nożyk i rzuciła w ścianę, do której przypięta była tarcza- Powiedz mi Sharon, chciałabyś pomóc Kornelowi?

Uśmiechnęłam się lekko. On naprawdę nienawidzi tego imienia, skoro w środku nocy  poszedł do niej i kazał jej nazywać się inaczej.

-W czym?- zapytałam.

-W dołączeniu do Rodziny rzecz jasna. Teraz to jego największe marzenie.

Wróciłam wspomnieniami do chwili, w której opowiadał mi ze złością o zachowaniu Rafała. Wtedy oddałabym wszystko żeby mu dorównał, ale teraz przerażała mnie perspektywa utraty go.

-Jeżeli coś by mu się stało w życiu bym sobie tego nie wybaczyła- odparłam jej.

Lucy roześmiała się głośno.

-Uwierz mi poradziłby sobie. Nie wrzucono by go od razu na głęboką wodę.

-Ma tylko siedemnaście lat. A ja tylko piętnaście. To nie jest jeszcze nasz świat- próbowałam złapać się ostatniej deski ratunku.

Zło i NadziejaWhere stories live. Discover now