rozdział piąty

48 7 3
                                    

- Louis – powiedział cicho Harry, skradając się za chłopakiem leżącym na hamaku, który Harry pomógł mu przymocować do drzew stojących przed domem. Szatyn lubił wylegiwać się na słońcu, które wsiąkało w szkło i sprawiało, że czuł ciepło na całej powierzchni swojego ciała, jakby wcale nie stawał się chłodny i sztywny.

Louis obrócił się na hamaku, prawie tak szybko, że wypadłby, gdyby nie podtrzymał się rozhuśtanego materiału na czas. Harry zachichotał lekko i Louis uchwycił się tego dźwięku, owijającego się wokół jego serca i delikatnie unoszącego go ku górze.

- Co jest? – zapytał, przyglądając się sposobowi, w jaki koszulka chłopaka przylgnęła do jego ciała za sprawą wilgoci, która zdawała się wisieć w powietrzu niczym ostrzeżenie. Harry powiedział, że zapowiada się na to, iż runie ogromny deszcz, a Louis zaczął ufać jego ocenie co do pogody, odkąd pewnego dnia, chłopak stwierdził, że będzie zbyt ciepło, by Louis był w stanie robić cokolwiek innego, niż bezczynne leżenie w cieniu, a ten go zignorował, pływając w rzece i później cierpiąc na udar słoneczny. Właściwie, tak naprawdę nie przeszkadzał mu fakt, że Harry musiał opiekować się nim i pomóc mu powrócić do zdrowia, siedząc przy jego łóżku z chłodną szmatką przyciśniętą do jego czoła; to sprawiło, że czuł się, jakby ktoś o niego dbał i się nim opiekował - czyli robił coś, czego Louis nie doświadczył od czasu, gdy opuścił rodzinny dom.

On i Harry krążyli wokół siebie od momentu ich pocałunku, omijając ten temat i starając się nie spędzać zbyt wiele czasu razem, jednak szczerze mówiąc, Louisa to zabijało. Nie pragnął niczego więcej, niż przyciągnąć młodszego chłopca w swoje ramiona, owinąć je wokół jego ciała i nigdy nie pozwolić mu odejść. Może mogliby wtedy wspólnie zamienić się w szkło, spędzić razem wieczność. Ale Louis wiedział, że były to tylko jego rozmyślania, więc spojrzał na Harry'ego z uśmiechem na twarzy, modląc się, by nie zdradził się przed nim tym, jak bardzo cierpiał.

- Pomyślałem, że może…moglibyśmy porozmawiać.

Louis podniósł na niego wzrok, przypatrując się promieniom słonecznym padającym prosto na jego głowę i sprawiającym, że jego włosy błyszczały pięknym, kasztanowym kolorem, którego Louis widywał zbyt często. - Pewnie. O czym chcesz porozmawiać?

- Chcesz może…iść na plażę? Pomyślałem, że tam moglibyśmy pomówić. Lubię to miejsce. Tam łatwiej mi się rozmawia.

Louis przypatrywał się Harry'emu, poszukując jakichkolwiek oznak dyskomfortu, nie chcąc naciskać na chłopaka i zmuszać go do mówienia, jednak Harry nie wyglądał, jakby czuł się z tym nieswojo…wyglądał po prostu na zdenerwowanego.

- Oczywiście, że możemy. Prowadź.

***

- Chcę tak jakby…powiedzieć ci o paru rzeczach - zaczął Harry, podczas gdy obaj leżeli rozciągnięci na piasku, wpatrując się wspólnie w zachmurzone niebo. - O tym, dlaczego odszedłem.

Louis przeniósł wzrok na Harry'ego, pełen obaw. - Nie musisz tego robić - powiedział szybko, lecz Harry pokręcił głową.

- Chcę. Chcę, żebyś wiedział - westchnął, splatając swoje dłonie i kątem oka spoglądając na Louisa, a następnie przenosząc wzrok z powrotem na niebo. Czuł się lepiej, udając, że nie nikt go nie słyszy, że słowa, które wypowiada po prostu unoszą się w powietrzu. - Nie miałem zbyt dobrego życia… - zaczął.

breathe gently | l.s. tłumaczenieOn viuen les histories. Descobreix ara