rozdział czwarty

49 8 0
                                    

Słońce wybudziło Louisa ze snu. Zazwyczaj Harry był tym, który go budził, tłukąc się naczyniami w kuchni, więc dziwnym było czuć łagodne promienie słoneczne, wkradające się do pokoju przez brudne okna i padające delikatnie na jego twarz. Domek był zaskakująco cichy i Louis był przepełniony niepokojem, wyślizgując się z łóżka i otwierając drzwi, przez co cząsteczki kurzu wirujące w promieniach światła uderzyły w jego dłonie, gdy przekręcił klamkę.

- Harry? - zawołał w pustą przestrzeń, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Wyszedł ze swojego pokoju, drżąc lekko na dziwne uczucie wiszące w powietrzu, a jego stopy stuknęły delikatnie w drewnianą podłogę, gdy szedł przed siebie ubrany jedynie w koszulkę i parę bokserek.

-Harry? - spróbował ponownie i był zaskoczony, gdy usłyszał zza siebie ciche mruknięcie, więc odwrócił się, by zobaczyć Harry’ego, wyłaniającego się z jego pokoju, pogniecionego od snu, z zamglonymi oczami, mającego na sobie nic, prócz pary przetartych, flanelowych spodni od piżamy. - Och - powiedział cicho Louis, wpatrując się w naturalne piękno Harry’ego, które promieniowało wokół, nawet gdy chłopak był cały wymięty. – Przepraszam.

- Jest w porządku - odpowiedział nieco niskim i chrapliwym głosem. - Zwykle nie śpię do tak późna. Wybacz, że nie zrobiłem jeszcze śniadania.

Louis uśmiechnął się. - Dlaczego nie pozwolisz mi przygotować dziś śniadania? - zapytał; Harry wyglądał, jakby miał zamiar zaprotestować, ale chwilę potem uśmiechnął się i wzruszył ramionami, opadając na jeden z rozklekotanych krzeseł stojących przy stole, podczas gdy Louis umieścił na gazie owsiankę, którą zwykli wspólnie spożywać każdego ranka.

Louis dusił się w ciszy, która unosiła się ponad tą małą kuchnią, ciszy, którą Harry zdawał się rozkoszować, całkowicie nieskrępowanie siedząc przy stole i obserwując dżunglę przez jedno z większych okien w domu. Harry był przyzwyczajony do ciszy, jednak to było trudne dla Louisa, który zwykle był otoczony przez nieustannie gadających znajomych, czy rodzinę, gdzie nie można było znaleźć zbyt wiele spokoju. Lecz ten rodzaj spokoju był przytłaczający. Wcale nie był spokojny. Ten rodzaj spokoju dusił.

- Tak myślałem… - zaczął, siadając naprzeciw kędzierzawego chłopca, przyciągając do siebie miskę owsianki i sięgając po łyżkę. - Obiecałeś, że pójdziesz ze mną obejrzeć zachód słońca, zanim nie będę w stanie się poruszać.

Harry uniósł wzrok znad swojej miski; jego usta były uroczo zaciśnięte, a włosy opadały mu na twarz. - Owszem, obiecałem - powiedział, uśmiechając się delikatnie. Jego oczy zabłyszczały, gdy w końcu zaczął się nieco wybudzać ze snu.

- Cóż… szkło pokrywa moje nogi aż po kolana, więc pomyślałem, że może–

- Chciałbyś się przejść? - spytał Harry, wciąż się uśmiechając i Louis skorzystał z jego dobrego humoru, kiwając z entuzjazmem głową, na co otrzymał cichy chichot z jego strony. - Dobrze. Możemy wybrać się tam dzisiaj. - Było to proste oświadczenie, lecz Louis wyszedł z kuchni uśmiechając się szeroko, podczas gdy Harry wrócił do jedzenia swojej owsianki, jakby nic wielkiego się nie stało. Jednak dla Louisa, fakt, że Harry proponuje mu zrobienie czegoś wspólnie, był rzeczą niezwykłą, pokazywał, że młodszy chłopak zaczyna coraz chętniej spędzać z nim czas i Louis tylko miał nadzieję, że uda mu się bliżej go poznać, zanim nadejdzie czas, by zostawić świat za sobą.

***

- Czy to wzgórze może być jeszcze bardziej strome? - zrzędził Louis, podczas gdy Harry prowadził ich w stronę najbliższego wzniesienia, z którego przysiągł, że będą mieli doskonały widok na zachód słońca. Powiedział, że można stamtąd zobaczyć ocean oblewający wyspę i Louis pomyślał, że obserwowanie, jak słońce znika za linią wody byłoby świetnym pomysłem. Teraz jednak, gdy jego nogi bolały tak, jak nigdy dotąd, miał co do tego wątpliwości.

breathe gently | l.s. tłumaczenieWhere stories live. Discover now