04 - Stella Bennett

11 0 0
                                    


Stella wyszła z Sosen i kierował się w stronę szkoły. Miała się tam spotkać z Michaelem Harvelem, w co trudno jej było uwierzyć. Napisał do niej ostatniego wieczoru i prosił o kolejną piksę. 

W sumie z Michaelem znali się od przedszkola, ale gdy stali się nastolatkami, stali się też dla siebie obcy. Stella zawsze sobie tłumaczyła, że gdyby Lily nie pojawiła się na jej drodze, to mogłaby nadal utrzymywać z chłopakiem kontakt. Jednak po ostatniej imprezie Michael wypisywał do niej prawie codziennie zwykłe, głupie wiadomości.

"Podziałasz?"

"Mam hajs"

"Potrzebuję pigułki"

I gdy dotarła na szkolny parking rzeczywiście na nią czekał. Oparty o czarne auto swojego taty, powoli ściągał okulary słoneczne z nosa. Wydawał się oddalony, w innej rzeczywistości, taki zimny, jakby z nadchodzącą jesienią przybierał inny kolor. Stella pomyślała sobie o pomarańczowym zachodzie słońca, gdy spojrzał na nią z rękami w kieszeniach. 

- Długo czekasz? - zapytała podchodząc do niego. 

- Wystarczająco. - mruknął i podał jej pieniądze, które odliczone trzymał w kieszeni. 

Dziewczyna wzięła je i schowała do torebki, z której po chwili wyjęła różową pigułkę. Spojrzała jeszcze raz w jego niebieskie oczy i zawahała się.

- Ale podwieziesz mnie gdzieś, Harvel.

Michael długo patrzył na nią. Nie widział już tej samej dziewczynki z brązowymi warkoczami. Nie widział już tego promiennego uśmiechu na pulchnej twarzy. Przed nim stała katastrofa. Katastrofa pod postacią Stelli Bennett.

- Jasne, wsiadaj.

Dziewczyna podała mu tabletkę, a on otworzył jej drzwi pasażera. Gdy ruszyli spod szkoły nie rozmawiali ze sobą, oprócz pytania gdzie miał ją zawieźć.   

Stella nie chciała z nim rozmawiać. Nie widziała w nim niczego wartego uwagi. A przynajmniej tak sobie powtarzała.  Choć nie mogła przestać myśleć o tym czy chłopak nadal jadł płatki czekoladowe na kolację, czy nadal malował i czy czasami o niej myślał. Bo jeśli się raz w kimś zatraciło to nie można się z tego tak szybko wyciągnąć, prawda?

- Handlujesz na ulicy? - odezwał się po długim milczeniu Mike. 

- Aż tak się nie stoczyłam, jeśli chcesz to wiedzieć. - westchnęła Stella i odwróciła od niego wzrok.

- Pytam z ciekawości, okay? - mruknął i skręcił tak gwałtownie, że dziewczyna uderzyła głową w szybę.

- Popierdoliło cię do reszty, Harvel?!

Chłopak głośno się zaśmiał, a kilka jego blond kosmyków opadło na czoło. Stella spojrzała na niego ze złością w oczach, ale gdy zobaczyła tą roześmianą twarz, nie mogła sama się nie zaśmiać. 

- Bardzo zabawne. - prychnęła tylko i potarła bolące ją miejsce.

- Skoro już nie jesteś wkurzona, to chciałem ci powiedzieć, że pani Lee wybrała mnie do robienia scenografii do tegorocznego przedstawienia.

- Mam ci pogratulować czy coś?

- Nie, po prostu chciałem ci pierwszy powiedzieć, bo będziemy współpracować. Pani Lee wyznaczyła cię na kostiumografa. Ale wszystkie swoje decyzje musisz uzgadniać ze mną. - podkreśli ostatnie słowo, podnoszą przy tym palec wskazujący. Stella spojrzała na niego jak na idiotę i westchnęła.

Już ponad rok  temu Stella rzuciła teatr, a głównie - szycie. Odkąd jej mama zmarła nie miała czasu na głupie szkicowanie i szycie kostiumów do durnych przedstawień szkolnych. A jednak kolejny raz pani Lee jej nie posłuchała. 

Wszystko zniszczyliśmyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz