Masz wybór. cz. 1 ( 48 )

4 1 0
                                    

Black:

Otworzyłem powoli oczy. Leżałem plecami na ziemi. Podniosłem głowę i rozglądałem się powoli dookoła. Byłem w skateparku, obok ramp. Koło mnie siedział Brown po turecku i patrzył się w przód.
- C - Co się stało? - Spytałem zmieszany i usiadłem powoli. Od razu spojrzał na mnie z kamienną miną.
- Dopadłeś Toma. Dobrze, że Alex zajął się dymem w jego gardle. Tak to by tego nie przeżył. - Mówił obojętnie i jadł jakąś bułkę.
- Znowu się zmieniłem?
- A jak sądzisz? Wszyscy bali się do ciebie podejść. Alex był na tyle zdeterminowany, żeby cokolwiek zrobić. Wytworzył na ciebie czerwony dym. Z Greyem odciągnęliśmy cię jakoś z dala od Toma, a Red oczyścił cię kompletnie z czerwonego dymu. Chyba. -- Wytłumaczył i wziął drugi gryz.
- Gdzie wszyscy? - Powoli wstałem i patrzyłem na Browna, domagając się odpowiedzi.
- W opuszczonym domu w lesie. Zabrali też tam White. Teraz pewnie się zajmują Tomem. - Po dłuższym zastanowieniu powiedział. - Co cię napadło? - Ostatnie zdanie mówił tak, jakby chciał, żebym czegoś żałował.
- Nie wiem. - Głos mi drżał.
- Jak to ,,nie wiesz''? Black, gdyby nie Alex, Tom dawno by już nie żył. - Wstał i patrzył mi z wściekłością prosto w oczy.
- J - Ja... nie pamiętam, co robiłem. Nawet, gdybym chciał, to i tak kojarzę tylko ułamki z tego wszystkiego. Nie chciałem go skrzywdzić. Nie chcę skrzywdzić tym bardziej Nocnych Wilków i White. - Żałowałem swoich czynów i patrzyłem w przestrzeń.
- Tak? - Skończył jeść bułkę. Spojrzałem na niego. - Widzę, że nie chodzi tylko o Toma. - Zaczął nerwowo.
- Czekaj, o czym Ty gadasz? - Patrzyłem mu w oczy zdziwiony i podszedłem do niego.
- O White. Tylko ona Cię obchodzi. - Zaczął przybliżać się do mnie tak blisko, że musiałem się od niego oddalać. - Jest szansa, że zaraza się skończy, a Ty oglądasz się na nią? - Mówił strasznie szybko, drżącym głosem. - Głęboko w środku nadal Ci na niej zależy, prawda? Przyznaj się. - Mówił spokojnie, szybko i objechał mnie od góry do dołu z zabójczym wzrokiem.
- Tom może... - Zacząłem spokojnie.
- NIE OKŁAMUJ MNIE!!! - Popchnął mnie za barki tak mocno, że uderzyłem plecami o siatkę, a stał tak blisko mnie, że stykał się ze mną co chwila nosem. - Nie! Okłamuj! Mnie! - Z trudem oddychał. Zaledwie centymetr dzielił mnie od jego twarzy. - Jak myślisz? Kto jest odpowiedzialny za to wszystko? Huh? - Mówił po cichu drżącym głosem. - No? No kto? KTO!? - Uderzył rękami o siatkę i patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał mnie zabić wzrokiem.
- Brown... j - ja przepra...
- Myślisz, że powiesz ,,przepraszam'' i wszystko się zmieni? - Mówił szybko. Zauważyłem, że miał przeszklone oczy i drżały mu usta. - NIC się nie zmieni Black! NIGDY nie będzie tak jak dawniej, rozumiesz!? - Stał tak blisko mnie, że czułem jego oddech na twarzy. - Nie ździw się, jeśli jakimś cudem wszystko się ułoży. ZAWSZE ktoś musi cierpieć. ZAWSZE ktoś będzie tym niechcianym, na drugim miejscu. Dla White, to TY będziesz na drugim miejscu. Wszyscy się od ciebie odwrócą. Nie są ślepi. Widzą, jak odnosisz się do każdego, kto stanie ci na drodze. Widzą, jak mogą cierpieć, na przykładzie Toma i nie tylko. Nikt ci już nie pomoże. Nikt nie będzie po twojej stronie. Nikt nie będzie ci ufał! Sam do tego doprowadziłeś Black! Nie okłamuj samego siebie, że tak nie jest! Doskonale wiesz, jak jest. - Zamilkł i odwrócił ode mnie wzrok. Po chwili powoli zacząłem.
- Brown... wiem, że jest ci ciężko. - Patrzyłem mu prosto w oczy i złapałem go uspokajająco za bark. Wziął powoli ręce z siatki i patrzył się na mnie smutno.
- Wiem, że to wszystko moja wina, ale co mogę zrobić? Nie cofnę tego.
- Zaraz. No przecież! - Mówił szczęśliwie i walnął się prawdopodobnie z własnej głupoty w głowę.
- Co? - Zdziwiłem się jego entuzjazmem i tak nagłą zmianą nastroju.
- Kto ma ten zegarek? - Spytał szybko.
- Mam go w domu. Znalazłem go kilka dni temu u siebie w lesie. Pewnie mi kiedyś wypadł. - Mówiłem obojętnie. Brązowowłosy uśmiechał się od ucha do ucha, gapiąc się wprost na mnie.
- Ooo nie. Nie będziesz ryzykować. Powaliło cię? Wiesz jakie mogą być tego konsekwencje?
- Tak. White z Tomem nie będą zarażeni i nie będzie szczeniaka. - Mówił uradowany i zaczął biec w stronę wyjścia.
- Co? Nie! - Pobiegłem za nim. - Znaczy... mógłoby tak być, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jeśli coś pójdzie nie tak, możemy nie istnieć. Jeśli... Jeśli Red nie ożywiłby mnie tym czerwonym dymem, to i tak nie będę żył. Na jedno wychodzi. W sumie można spróbować. - Stwierdziłem po namyśle. Brown kierował się w stronę bramki zadowolony. Nadal dziwił mnie jego dobry nastrój. - Ciekawe dlaczego tak szybko zmienił nastawienie. Może był zły na siebie, a nie na mnie. Może... był zły, bo miał inny powód. Może nie chodziło o White i Nocne Wilki, tylko o... - Uderzyłem o plecy Browna.
- Oj, sory. Nie chciałem. - Mówiłem zmieszany.
- Nie przeszkadza mi to.
- Co? Co ci nie przeszkadza Brown? - Spytałem kontrowersyjnie, podnosząc brew.
- W sensie... już nic. W każdym razie... pomóżmy Tomowi i White. Potrzebują nas. White ciebie potrzebuje. - Uśmiechnął się zza pleców do mnie, wspierająco.
- Dlaczego... Tak szybko zmieniłeś zdanie na mój temat? - Stanąłem obok niego, szliśmy powoli przed siebie.
- Ehhh... - Nabrał dużo powietrza. - Nie mogę się tak na wszystkich wściekać. Nie mogę. Ty też... nie powinieneś Black. - Poklepał mnie po barku i znowu się uśmiechnął. - Chodź. Zdążymy przed zachodem słońca, jeżeli się przemienimy. - Po tych słowach przemienił się szybko. Spojrzał na mnie i czekał, aż też to zrobię.
- M - Masz rację. - Również się przemieniłem i zaczęliśmy biec w stronę plant.
- Brown... - Nabrałem z trudem powietrza. - Dziękuję, że... mnie motywujesz.
- Motywuję? - Zwolnił i spojrzał na mnie.
- No wiesz... napędzasz mnie do działania. Wiem, że przeze mnie White i Tom są tacy... nigdy nie chciałem, żeby stało się jej coś złego, tym bardziej z mojej winy. Nie chcę, żebyście wy też na tym ucierpieli. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy nie pogodzę się z myślą, że przeze mnie jest... zdziczała i cierpi, ale... ty mi pomagasz takim mówieniem. Motywacyjnym. - Wytłumaczyłem i mrugnąłem do niego z lekkim uśmiechem.
- Oo. Nie było to dla ciebie... krzywdzące? Wkurzyłem się wtedy na siebie, nie na ciebie. Musiałem to wszystko jakoś odreagować, rozumiesz... - Czułem, że żałuje, że się na mnie tak rzucił.
- Rozumiem. Zawsze byłem dla was... dla Ciebie surowy. Nie mogę się na ciebie tak wściekać. Zawsze mi pomagasz i ratujesz z trudnej sytuacji, a ja... tylko się na tobie wyżywam.
- Nie przejmuj się. Przyjaciele od tego są. Od pomagania. - Mówił szczęśliwie. - Ja zawsze będę ci pomagał. Zawsze Black. - Patrzył mi poważnie prosto w oczy.
- Dziękuję Brown. - Przez drogę rozmawialiśmy na luźne tematy, czasem śmiejąc się przy tym. Po pół godzinie staliśmy przed moim domem.
- To co? - Odezwał się Brown. - Wchodzimy? - Przeszedł przemianę zwrotną, po nim również ja.
- Wchodzimy. - Odpowiedziałem stanowczo. Weszliśmy szybko do mojego pokoju, wbiegając szybko po schodach, omijając kuchnię, gdzie mama robiła obiad. Brown usiadł na łóżku i rozglądał się po pokoju, a ja szukałem tego zegarka w półce przy biurku. Widziałem kątem oka, że wstał z łóżka i podszedł do ściany, na której wisiała tablica korkowa. Miałem tam pełno zdjęć nieznanych mi wilków, które się przemieniają oraz różne dopiski na ich temat. Na środku tablicy były zdjęcia White i Toma, gdy mieli czerwone oczy w trakcie dziczenia i pełno moich przemyśleń na temat zarażenia i choroby. Wszystko było połączone ze sobą czerwonym, bawełnianym sznurkiem. Miałem na biurku też zielony, niebieski i żółty sznurek.
- Co oznaczają kolory sznurków? - Spytał i tykał czerwony sznurek, poczym spojrzał na mnie.
- Zielony to rozwiązanie na pytanie czy istnieją Ci, którzy mają w sobie przeciwciała na zdziczenie. Żółty do ustalenia. Niebieski... jest po prostu ładny...
- Co oznacza czerwony? - Przerwał mi i położył się na łóżku plecami do góry, podpierając głowę rękami.
- Yyym... nierozwiązane. - Patrzyłem na tablicę i na sznurki, leżące na biurku.
- Na tablicy masz tylko czerwony. - Dodał szybko.
- Tak, jestem tego świadom. Dziękuję. - Mówiłem chłodno i wróciłem do przeszukiwania szafki.
- Haha. O co chodzi z tymi wilkami? - Wstał z łóżka i podszedł do mnie. 
- Od dawna je tak jakby... śledzę.
- Jak to śledzisz? To są zwykłe wilki, czy... magiczne? - Zaczął bawić się czerwoną włóczką i owijał ją na swoim palcu.
- Są... inne rasy magicznych wilków. W sensie... trudno to wytłumaczyć. Wszystkie magiczne wilki mają swoje watahy. My jesteśmy watahą Nocnych Wilków. Jesteśmy bardziej żywi i sprawni w nocy. Inni są spoza naszego terenu i są przystosowani na przykład... Wilki Północy mają swoje charakterystyczne wycie. My nie rozumiemy ich wycia, tak samo, jak oni naszego. Każdy wilk jest inny. Wilki Ognia są fajne. Mogą kontrolować żar i ogień. Mają na biodrach i z boku pyska swój znak. Taki... jakby płomień. Wilki Wody - wodę, mogą kontrolować rzeki, deszcz, podobnie z Wilkami Wiatru i Ziemi.
- Mogą kontrolować żywioły! Ale czad! Dlaczego my nie mamy takich bajerów!? - Wnerwił się trochę.
- My... mamy dym. - Zacząłem. - Dym też jest... przydatny. Można nim robić wiele rzeczy, na przykład... - Nagle Brown mi przerwał.
- Mogłeś kiedyś kontrolować ogień, a White wodę. Dlaczego to zniknęło?
- Nie wiem. Nadal to badam. - Wskazałem palcem na tablicę. - Wiesz... nie mogę znaleźć nigdzie tego zegarka. Może mi się przewidziało.
- Jak to ci się przewidziało? Przewidziało ci się, że znajdujesz go na ziemi w środku lasu i dajesz go do szafki? Nie wydaje mi się...
- Wiesz... tamtej nocy byłem trochę... no za dużo wypiłem i mi się...
- Czekaj czekaj!
- Co?
- Ty pijesz!? - Krzyknął na cały dom.
- Tak, odkąd... odkąd zamknąłem White w tym cholerstwie. - Usiadłem na ziemi po turecku, podparłem głowę rękami i patrzyłem bezradnie w tablicę korkową. Brown odłożył włóczkę na biurko i przysiadł się do mnie, siadając w takiej samej pozycji.
- Nie wiedziałem. Wszystko się ułoży, nie martw się. - Mówił pocieszająco i poklepał mnie po plecach.
- Mam nadzieję. - Mówiłem obojętnie. Nagle wstał, założył ręce na biodra, stanął przed tablicą i wpatrywał się w nią.
- Brown, a... - Niepewnie zacząłem.
- Co tam? - Nie odrywał wzroku od tablicy.
- Nie masz nic przeciwko, jeśli bym... jeśli byśmy się napili?
- Poważnie? - Spojrzał na mnie zza pleców.
- No co? Tylko się pytam. Ale jeśli nie chcesz, to sam się będę musiał upić haha. Chociaż żadna przyjemność pić samemu. - Wstałem i poszedłem na dół do kuchni. Otworzyłem głośno lodówkę. Usłyszałem, jak drzwi od mojego pokoju się otwierają.
- Przemyślałem to Black! - Zbiegł na dół. - Z chęcią się z tobą napiję. - Z uśmiechem na twarzy podszedł do lodówki i stanął koło mnie, z założonymi na biodra rękami. - Twoja mama...
- Pojechała na nocną zmianę, a młode są u babci. Niczego nie zauważy, jeśli zniknie jedno wino, nie? - Wziąłem białe wytrawne. Usiedliśmy przy stoliku, jak odchodziłem, nogą przymknąłem lodówkę, która sięgała do podłogi. Wyciągnąłem z szafki dwie lampki do wina i położyłem po obu stronach małego stoliczka przy ścianie.
- O kurde. Zapomniał bym. - Podbiegłem do drzwi od pola i szybko zamknąłem je na klucz. Wróciłem do Browna i położyłem scyzoryk, który miałem w kieszeni, na stole.
- To... - Wziął go do ręki i przyglądał mu się. - Scyzoryk White? - Po tych słowach spojrzał na mnie ze smutną miną.
- Tak. - Usiadłem przy stoliku i patrzyłem się na scyzoryk w jego rękach. - Zawsze miała go przy sobie. Kilka miesięcy temu mi go dała, gdy... byliśmy u niej. Chciała, żebyśmy otworzyli nim nasze pierwsze wino haha. Otworzę nim je z tobą. - Uśmiechnąłem się lekko do niego, wstałem i złapałem za butelkę. Brown wyciągnął otwieracz i wystawił go w moją stronę.
- Nie nie, ja trzymam, a ty możesz kręcić. - Po moich słowach wbił w korek ostry koniec otwieracza. Dokręcił go do końca i wyrwał go razem z korkiem z butelki.
- Nie było aż tak ciężko, jak mi się zdawało. - Wyciągnął korek z otwieracza i wyrzucił go do kosza, scyzoryk zostawiając na stole. Wziąłem Browna lampkę i nalałem do połowy wina, ze swoją lampką zrobiłem tak samo. Usiadł na przeciwko mnie i delikatnie stuknęliśmy się lampkami.
- Za zdrowie. - Zaczął.
- Za zdrowie wszystkich. - Dodałem. Obaj wypiliśmy po łyku, poczym odłożyliśmy przed sobą lampki.
- Wiesz... myślałem, że to będzie słodsze. Jest dość... gorzkie. - Rzekł z dziwną miną.
- No, zgadzam się z Tobą. - Powiedziałem ze śmiechem. - W sumie to piłem tylko piwo. Nie wino. Jak na razie haha. - Wziąłem kolejny łyk. Brown podparł się łokciami o stół, a rękami podparł głowę. Patrzył się z lekkim uśmiechem wprost na mnie.
- Co się tak gapisz? Nie wystarczy ci, że widzisz mnie na co dzień? - Powiedziałem ze śmiechem. Wziął kolejny łyk.
- Niestety nie Black. Niestety. - Wypił szybko resztę lampki i dolał sobie całą szklankę.
- Brown, nie za szybko? To... twoje pierwsze wino? - Spytałem zdziwiony. - Nawet ja tak szybko nie piję haha. - Zaśmiałem się. Nagle wziął moją lampkę i dolał do niewypitego wina, całą lampkę. - Ej! Stary! To się smakuje, a nie. Nie piję się po to, żeby się upić. - Złapałem za butelkę, wyrwałem mu ją z ręki i położyłem ją koło siebie na stole.
- Nie Black, właśnie po to się pije. Żeby mieć fazę! Niby po co ludzie się upijają, co? Żeby długo czuć smak? Nie! Żeby MIEĆ FAZĘ! I robić głupie i przypałowe akcje! - Po tym szybko wypił jednym łykiem całe wino z lampki. Szybko tupał nogą w podłogę, przygryzał wargę i gapił się na mnie.
- Ile jeszcze będziesz to pił? Mam ci pomóc? - Mówił szybko.
- Spokojnie. Po co się spieszyć? - Wypiłem po kilku minutach połowę. Zrobiło mi się trochę cieplej. Po czasie wypiłem całą lampkę. Brown od razu gdy zobaczył, że kończę, rzucił się na stół z wyciągniętymi rękami i próbował dosięgnąć butelkę.
- Ooo NIE. JA będę nalewał. - Nalałem sobie pół lampki, tak samo Brownowi. - Skończyło się. - Wstałem i podszedłem do kranu. Postawiłem butelkę przy koszu pod nim.
- Tobie też jest tak gorąco? - Zdjąłem czarną bluzę i położyłem ją na oparciu od swojego krzesła. Spojrzałem na Browna, który kręcił przed sobą pustą lampką na stole.
- Yhym. - Puścił ją i zdjął szybko zasuwaną bluzę. - To... co r - robimy Black? - Wstał z uśmiechem i podszedł do mnie.
- Nie wiem. Ale od ciebie jedzie winem. - Odsunąłem się od niego.
- Tak jak od ciebie! Hahah!
- No racja! - Strasznie śmialiśmy się z tego. Złapałem go za bark i ciągnąłem go do pokoju. - Brown... czy ty też m - miałeś kiedyś tak... - Zacząłem się jąkać i strasznie trudno mi się mówiło.
- Miałem c - co? - Mówił ze śmiechem.
- Miałeś tak, że chciałeś... - Byliśmy w połowie drogi na schodach. - Chciałeś, żeby... wszystko się... było dobrze? - Nadal ciągnąłem go za bark.
- Codziennie Black. Codziennie. - Śmiał się nie wiem z jakiego powodu. Otworzyłem z trudem drzwi i walnąłem się na łóżko, po prawej stronie przy ścianie. Leżałem na brzuchu i ciężko oddychałem.
- Trudno j - jest... - Zaczął.
- Co jest? - Zacząłem się śmiać, bo poczułem, jak wchodzi na czworakach na łóżko. Położył się obok mnie. Leżał twarzą do mnie.
- Jest ciężko w - wejść... tymi schodami.
- Masz rację Brown. Brownie. Jest to - takie ciastko. - Zacząłem poważnie.
- Co?
- N - No ciastko takie. Brownie.
- Mógłbyś tak do mnie mówić, gdybyś chciał. - Objął mnie ręką za plecy i się uśmiechał. - W - Wiesz...
- Co wiem? Haha. - Śmiałem się.
- Chcę cz - czegoś ssspróbować. - Przycisnął mnie ręką do siebie.

Dodatkowe komentarze -->

2440 słów.

Wybrana Przez Wilka 3️⃣ 🐺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz