6. Felix

702 44 24
                                    

Dziedziniec przed szkołą, był pełen ludzi, ledwo dostrzegłem, pewną irytującą osobę w tym niekończącym się tłumie. Tyle, że coś było z nią nie tak. Pomalowała się. Pokręciłem zrezygnowany głową. Idiotka.

Gdy pomachała Alyi na pożegnanie, używając przy tym pewnie jakiejś głupiej wymówki, z ust wyrwał jej się suchy kaszel. Odrazu przyłożyła rękę do buzi, rozglądając się nerwowo. Odwróciłem wzrok, żeby nie zdała sobie sprawy z tego, że widziałem jej chwilę słabości i połączyłem fakty. Deszcz, brak parasolki, makijaż, kaszel. Stara się ukryć gorączkę, pod warstwą podkładu. Cheng bywa zaskakująca. Bardziej dziwił mnie jednak fakt, że nie została w domu. Westchnąłem i podszedłem do mulatki, zapatrzonej w telefon.

- Ej, Césarie. Mam pytanie. - zwróciłem się do niej po nazwisku, co było dość miłe. Taki nasz rytuał. Polubiłem posiadanie znajomych.

- Wal śmiało, Vanily. - moje usta drgnęły w lekkim uśmiechu, gdy poszła w moje ślady, jednak po krótkiej chwili się opanowałem. Muszę pamiętać o "Mechaniźmie Obronnym" Dupain-Cheng.

- Wiesz może, gdzie mieszka Cheng?

- Nie wierzę, Felix. Myślałam, że połączysz fakty. Tom i Sabine Dupain-Cheng, napewno kojarzysz ich piekarnie. Tam właśnie mieszka Mari.

- Oh no tak. Dzięki. - moje przypuszczenia się sprawdziły. "Mieszkam niedaleko", było tylko pojęciem względnym.

- A tak swoją drogą, po co ci to do wiadomości?

- Myślałem... Na wszelki wypadek gdyby  zachorowała i miałbym zanieść jej notatki. Nieistotne. Do zobaczenia, Césarie.

- Do zobaczenia, Vanily! - krzyknęła, machając mi dłonią, gdy zacząłem odchodzić, po czym pobiegła, wymachując telefonem w stronę swojego chłopaka.

Ja za to miałem do pogadania z pewną... Córką piekarza.

Zobaczyłem ją w jakimś pustym korytarzu, lubiłem tam przychodzić. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć i dusił ją ten nie miłosierny kaszel.

- Ej, Cheng... W porządku? - położyłem jej dłoń na ramieniu.

- Tak, w najlepszym. - zapewniła, a po krótkiej chwili kaszel ponownie wydał jej kłamstwo. Ironia.

- Wcale nie mieszkałaś niedaleko kina. - bardziej stwierdziłem niż zapytałem.

- Nie wiem, skąd to wiesz, ale okay. Mieszkam po drugiej stronie miasta. Ale miałam niedaleko metro! - uśmiechnęła się szeroko. Naiwna.

- Metro było popsute, przyznaj się po prostu, że poszłaś w tą ulewę, bez parasolki.

- Eh... Tak, poszłam w tą ulewę bez parasolki, zadowolony?

- Tylko z tego, że mi powiedziałaś. - prychnąłem - Po co przychodziłaś do szkoły, idiotko?

- Nie muszę ci się spowiadać, Felix. Zostaw mnie w spokoju. - powiedziała znudzona i ruszyła do wyjścia. Złapałem ją za rękę i przycisnąłem do ściany.

- Właśnie, że musisz, Cheng. Musisz mi się spowiadać, bo to dotyczy mnie.

- F-felix... - dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak blisko niej jestem.

Za blisko.

Nie puściłem jej mimo tego. To co robiliśmy było przyjemne. Po prostu staliśmy, bardzo blisko siebie. Mogłem wyczuć jej szampon o zapachu bzu i migdałów. Kosmyki jej włosów mogły delikatnie muskać moje policzki, jej oddech mógł drażnić moją szyję i... Wystarczył jeden ruch by ją pocałować. Zacisnąłem dłonie, musiałem się powstrzymać. Postoimy tak tylko jeszcze chwilę, będę rozkoszował się jej bliskością.

❝ғᴏʀʙɪᴅᴅᴇɴ❞ ғᴇʟɪx x ᴍᴀʀɪɴᴇᴛᴛᴇ ᴍɪʀᴀᴄᴜʟᴏᴜsWhere stories live. Discover now