(wielki powrót) Wyjeżdżamy?

77 8 32
                                    

Dziś realizuje pomysły @Tlenek
Miłego czytania<3

Jakiś czas później
20.04.2021
Pov: Phoenix

Dzisiaj wstaliśmy dość późno bo jakoś po dwunastej, ja i Marsyl kontynuując swój rytulal codziennego przeglądania aliekspres (specjalnie tak pisze) oraz allegro i innego dzikiego Amazonu - cholera wie co robiła w tym czasie akurat reszta - znaleźliśmy kozackie rzeczy, które zamówiliśmy, a za dwie godziny mają je dostarczyć.

Jakieś dwa dni temu ustaliliśmy gdzie wyjeżdżamy na odpoczynek. Odpadło Władysławowo oraz wszystkie inne miejsca, w których mieliśmy okazję być od listopada 2020 do 18 kwietnia 2021.
I tym razem wypadło na Sopot i Bieszczady. Najpierw jednak postanowilismy pojechać do Sopotu, będziemy tam aż do trzydziestego maja, a w Bieszczady jedziemy od razu po Sopocie na 10 dni - tylko na 10 ponieważ Profesor wraz z Amsterdam knuja coś, jednak nikt nie wie co i wątpię, że przez najbliższe dni się dowiemy.

No więc do Sopotu wyjeżdżamy jutro zanim słońce pojawi się na niebie czyli tak jakoś... po trzeciej w nocy? Beatriz - wróciła już do nas - obiecała ze nas obudzi. Tym razem dzieciarnia jedzie z nami, im też chyba od życia się coś należy.

Dwie godziny później przyszły do nas wcześniej zamówione rzeczy. Tak się jedna z nich prezentuje:

To akurat należy do Marsyla bo on nosi taki rozmiar gatek, ja nie mam takiej wielkiej dupy jak on

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


To akurat należy do Marsyla bo on nosi taki rozmiar gatek, ja nie mam takiej wielkiej dupy jak on.

Spakowaliśmy się, zjedliśmy kolację i poszliśmy na długi spacer, aby zmeczyc się i zasnąć. Wróciliśmy, każdy z tego co mi wiadomo wziął prysznic i poszedł spać. Rano obudziła nas Betariz i wyjechaliśmy na lotnisko. Oczywiście nie obyło się bez jakiś przypałów...

- Masz te kabanosy? - spytał siedzący obok Denvera Rio.

- Mam. Jakieś wołowe, drobiowe, wieprzowe, z baraniny i jakieś sosoj...lowe? - powiedział wyciągając paczki kabanosów z plecaka.

- Co kurwa? Jakie sosojlowe? - zapytał i wyrwał mu z rąk paczkę.

- No i co kurwa?

- Zjebany jestes? Czy tylko udajesz co? TU PISZE SOJOWE KRETYNIE!!!! - wydarl sie Río na cały samolot i pieprznął Denvera porządnie w łeb.

Siedziałem za Rio, Denverem i Madryt. Po mojej lewej stronie siedział Marsyl, który wpatrywał się w okno i podziwiał chmurki co jakiś czas komentując ich wygląd, niektóre porównał do pudla albo do waty cukrowej. Po mojej prawej siedziała Wenecja, która przez całą drogę kolorowala jakies kolorowanki.

Cholera wie gdzie i jak siedziała reszta, ale słyszałem jak Berlin pobił się z Profesorem omal rozwalając okno.

Przysnęło mi się trochę - jak możecie się domyślić ktoś mnie obudził. Tym kimś był Marsyl.

- Co chcesz? - spytałem zaspanym głosem.

- Chce posmakować chmurę - powiedział szeptem.

- Pojebało cie?

- Nie, po prostu ciekawi mnie jak smakuje chmura.

- Jak niby chcesz posmakować te chmurę?

- I to ja niby jestem tępy... No normalnie. Wezmę spadochron, wyskoczę z samolotu, złapie chmurę i będzie git.

- Chuju jak ty chcesz złapać te chmurę co? Przecież ona ci ucieknie z rąk.

- Kto powiedział, że wezmę ja do rąk? - wyciągnął z torby słoik i zaczął się śmiać.

- Chcesz ja do słoika łapać?

- Nie kurwa, twoja stara tu złapie. No oczywiście, że chce tu chmurę łapać.

- Tylko wątpię, że będzie tu gdzieś spadochron.

- Oviedo czy ty mi musisz kurwa aż tak życie utrudniać? CZY TY KURWA DASZ MI SPEŁNIAĆ SWOJE MARZENIA Z DZIECIŃSTWA?

- Okej, rób co chcesz, ja cie z oceanu czy innego lasu wyławiać nie będę.

Marsyl wstał i podszedł do jakiejś stjułardesy i po chwili wrócił na swoje miejsce.

- Miałeś rację - wymamrotał niezadowolony.

- Z czym?

- Z tym, że nie mają kuźwa spadochronu.

- To wybij szybę w oknie i yolo, skacz kurwa przez okno - zażartowałem, a mój przyjaciel jebnal ręka w szybę na co ta się rozleciała i wraz z słoikiem w ręku wyskoczył przez okno.

- NO POJEBANY! - wydarlem się wstając z fotela.

Przez głupi wybryk Marsyla musieliśmy lądować awaryjnie na polu w jakiejś małej wiosce znajdującej się w Czechach.

Po wylądowaniu musiałem się wraz z Wenecja przesiąść ponieważ stjułardesy wraz z pilotem samolotu zabijali okno jakimiś panelami podłogowymi. Gdy przybili te panele usiadłem z powrotem z Wenecja na naszych miejscach. Panele te były ujebane kurzem i jakąś dziwna substancja.

- Czemu te panele są takie ujebane? - zapytałem pilota samolotu.

- A no jakby to powiedzieć, zajebałem je z podłogi w kuchni mojej starej. Dlatego zostałem pilotem, spierdalam przed nią - zaśmiał się i wzruszył ramionami, po czym w podskokach wrócił przed stery samolotu.

Hej, po długich namysłach postanawiam wrócić z tą seria - gryzło mnie to trochę, że jednak jej nie zakończyłam tak jak chcialam. Ten rozdział specjalnie jest taki krótki, następny będzie dłuższy.

BekaJakRzeka [PORZUCONE] Where stories live. Discover now