chapter thirteen(XIII);what if i kissed u?

966 111 186
                                    

— Znowu? — Jęknął zirytowany Minho, pomagając Spider-Manowi doczłapać do miękkiej kanapy. Pajęczak opadł na nią bezsilnie, wzdychając ciężko. Cały apartament spowity był półmrokiem, a ciemność rozpraszała jedynie dająca ciepłe światło lampa w rogu salonu. — Jeszcze wczoraj tutaj byłeś, bo dostałeś trochę za mocno. — Powiedział zrezygnowany, chwytając prawie pustą już apteczkę. — Będę musiał pójść do apteki. Zużyliśmy już wszystkie plastry. Nie masz żadnych krwawiących ran, co nie? — Zwrócił się do oddychającego ciężko chłopaka, a ten zdawał się nie kontaktować. — Spidey, słyszysz mnie w ogóle?

Jisung jedynie mruknął coś w odpowiedzi, mocniej zaciskając powieki. Od około tygodnia zmagał się z coraz częstszymi atakami zielonych ludzi w różnych częściach miasta. Byli oni zupełnie bezlitośni, a chronienie bezbronnych obywateli Nowego Jorku czy względnie uzbrojonych policjantów okazało się trudniejszym zadaniem niż komukolwiek by się wydawało. Ponaciągane mięśnie, które nie miały czasu na odpowiednią regenerację. Liczne siniaki i poobijane ciało, a czasem nawet rany cięte lub przebijające go pociski. To wszystko stało się codziennością Jisunga.

Może nie było to do końca coś, czego chciał doświadczać każdego dnia. Wizja bycia superbohaterem wydawała mu się bardziej kolorowa, kiedy oglądał te wszystkie walki w kinie bądź później w domu, na laptopie i w telewizji. Nikt nigdy nie powiedział mu o tych niezauważalnych minusach. Nawet sam ekranowy Peter Parker nie wyglądał tak źle po ostatecznej walce, jak Jisung po jednym napadzie zielonych ludzi.

Jego życie będzie pełne cierpienia. A on już nie mógł się wycofać.

Gdyby parę miesięcy wcześniej, chwilę przed zaskoczeniem z tamtego budynku po raz pierwszy, ktoś powiedział mu o towarzyszącym mu codziennie bólu, Han na pewno zastanowiłby się dokładnie, czy aby na pewno pragnął zostać superbohaterem. Przed wszystkimi ubierał maskę szczęśliwego studenta, który wychodził ze znajomymi i do nawyku wchodziły wieczorne spotkania z Lee Minho w ich kawiarni. Pomimo bólu, który zapełniał jego sarnie oczy łzami, nie mógł nikomu pokazać, w jak złym stanie fizycznym się znajdował. Tylko przy Minho mógł okazać chwilę słabości, chociaż jedynie kiedy miał na sobie maskę pajęczaka.

Trochę mu zajęło zrozumienie, że Lee Minho był czymś w rodzaju opiekuna dla Jisunga. Zawsze był dla niego, gdy go potrzebował i nawet częściej. Kochał spędzać z nim czas, a wewnątrz tych paru ścian naukowca zapominał o całym świecie. Zupełnie, jakby wkraczał wtedy do innego wymiaru, w którym nie musiał się o nic martwić. Rudzielec zajmował jego myśli, opowiadając o swoim dniu, kiedy dokładnie zajmował się każdą pozostawioną przez zbirów raną. Nie było miejsca na Ziemi, w którym czułby się tak dobrze, jak w apartamencie Lee Minho.

— Powinieneś zrobić sobie przerwę — powiedział pewnym głosem naukowiec, a Jisung spojrzał na niego zaskoczony. — W takim tempie wymęczysz się na śmierć. — Wytłumaczył, siadając na kanapie obok obolałego Hana. — Nie dajesz starym ranom się zagoić i do tego dochodzą te nowe. Nie muszę być lekarzem, żeby wiedzieć, że długo tak nie pociągniesz.

— Nie mogę nagle zostawić miasta z tymi zielonymi ludźmi, którzy atakują niewinnych ludzi na ulicach i okradają co popadnie. Od paru tygodni cała ta sprawa się nie ruszyła. Nikt nie ma pojęcia, kto może za tym wszystkim stać. Powoli dochodzimy do tego, że mieszkańcy Nowego Jorku boja się wyjść do sklepu! Nie mogę ich teraz zostawić — wymruczał cicho, podnosząc się nieznacznie na poobijanych łokciach. Minho przyglądał mu się uważnie. Myślał nad odpowiednią odpowiedzią. Chciał dobrze dobrać słowa, które może przemówiłyby do rozsądku Spider-Mana. — Nowy Jork mnie teraz potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek.

— Ja też cię potrzebuję — mruknął cicho Minho, będąc zupełnie zawstydzony swoimi słowami. Jego uszy od razu zaszły czerwienią, a on sam spuścił wzrok i mocniej ścisnął apteczkę w dłoniach. — I nie mogę patrzeć jak z dnia na dzień jest z tobą coraz gorzej. Chciałbym ci jakoś pomóc, ale nie mogę nic więcej poza zbudowaniem paru gadżetów. Ich jest setki, a może nawet tysiące, a ty jesteś sam. Nie ma drugiego superbohatera, który by walczył z tobą ramię w ramię. Też jesteś człowiekiem i chociaż masz trochę więcej do zaoferowania niż przeciętny człowiek, nadal nie jesteś nieśmiertelny. Musisz odpocząć. Choćby parę dni. — Finalnie spojrzał na siedzącego już Spider-Mana. Czuł się nagle zupełnie zawstydzony samą obecnością chłopaka, a to nie zdarzało się często. Na pewno ostatnimi czasy częściej niż by chciał.

the real spider-man||minsungWhere stories live. Discover now