VII

188 22 64
                                    

Gorączka ustała. Powoli zaczynałem wracać do zdrowia. Przez cały ten czas Slash nie opuszczał mnie ani na krok, dbając o to, bym czuł się dobrze. Nie umiałem wyrazić swojej wdzięczności za jego poświęcenie. Sam nie rozumiałem, jak mogłem kiedyś się pozbyć tak wspaniałego i bezinteresownego człowieka…

Na dodatek nasz romans rozkwitał na nowo, jak martwy kwiat, który gdy tylko poczuje krople wody, znów przyodziewa się w dawne kolory. Mieliśmy tylko siebie – dwie zmięte przez próby losu dusze, które tak naprawdę stanowiły doskonałą jedność. Jego pocałunki były dla mnie jak najsilniejszy lek przeciwbólowy; dotknięcie jego rąk działało niczym plaster na moją poranioną skórę. Wrzące szepty wlewane w moje usta pod osłoną ciemności przynosiły upragnione znieczulenie, działając lepiej niż niejeden anestetyk. Tylko przy nim czułem się prawdziwie sobą. Jego bliskość wyzwalała mnie z więzów gorzkiej, ludzkiej świadomości, przenosząc w nieokreśloną przestrzeń między niebem a ziemią, gdzie wszelkie cierpienie było jedynie mrzonką. Życie u jego boku zdawało mi się snem tylko, choć już wcześniej było nocnym koszmarem.

 Spędziliśmy tak ponad tydzień, ale, jak wiadomo, nic nie trwa wiecznie. Kiedy byłem już na tyle o siłach, by móc opuścić nasze obskurne gniazdko, Slash zabrał mnie na spacer.

– Musisz nacieszyć się słońcem. – Mówił z uśmiechem, całując mnie w czoło. – Widziałem twoje prześwitujące spod bladej skóry żyły, wystające kości… Wiesz, że tak nie powinno być, Axlie. Trochę światła na pewno ci nie zaszkodzi. 

Zaśmiałem się pod nosem i sięgnąłem, by chwycić jego dłoń. Co z tego, że wyglądałem chorowito? Dla mnie nie stanowiło to różnicy. Ale jeśli mój ukochany tak nalegał, w ogóle nie protestowałem. 

– Jesteś najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło. – Wyznałem. Wzrok miałem wlepiony w ziemię.

– Ty grasz taką samą rolę w moim. Wiem, że sam odszedłem, ale chcę, byś wiedział, że nie było dnia, bym nie wspominał i nie tęsknił. – Odparł na to Slash, szepcząc, dokładnie tak samo jak ja wcześniej.

– Najważniejsze, że teraz jesteśmy razem, tak?

Mój chłopak spojrzał na mnie, znów uśmiechnięty.

– Masz rację, najważniejsze, że jesteśmy razem.

Usiedliśmy w jakiejś kafejce przy drodze, z zamiarem spędzenia romantycznego popołudnia, rozkoszując się pysznymi lodami i kawą. W pewnym momencie jednak Slash stał się wyraźnie spięty.

– Coś nie w porządku, kochany? – Zapytałem, marszcząc brwi. Znów próbowałem pochwycić dłoń Saula, lecz on tylko szybko ją odsunął.

– Posłuchaj. – Nakazał mi cicho, wskazując wzrokiem na stolik za nami. – Mówią o nas.

Zamilkłem i w momencie również  skamieniałem. Rzeczywiście, konwersacja bezsprzecznie traktowała o nas i to nie do końca w taki sposób jaki by mi się podobał.

– Widziałaś dzisiejszą gazetę? – Mówiła jakaś kobieta, najwyraźniej do swojej przyjaciółki. 

– Nie. – Odpowiedziała tamta. – A czemu pytasz? Jest tam coś ciekawego?

Pierwsza kobieta wybuchnęła tylko salwą tłumionego śmiechu. Po chwili ciszy usłyszałem szelest papieru.

– Sama zobacz. – Zachęciła koleżankę. 

– Przecież to mój były! Co tam o nim piszą? – Powietrze przeciął zdumiony okrzyk.

Rozmowa stawała się coraz bardziej ciekawa.

– Nie uwierzysz… Okazało się, że jest homo! Przypuszczałabyś Erin? Byłaś tylko przykrywką! – Dziewczyna oznajmiła tę wieść z tak ogromną pompą, że można by pomyśleć, że to wydarzenie roku. Najbardziej zaniepokoiło mnie jednak, jak zwróciła się ona do swojej towarzyszki. Znałem kiedyś jedną Erin… O cholera… 

Somebody That I Used To Love ~ SlaxlWhere stories live. Discover now