Natalia Paliszkiewicz (natalie_showjumper) - wywiad

125 12 0
                                    

Witam Was w dzisiejszym wywiadzie! Tym razem miałam okazję przeprowadzić go z Natalią Paliszkiewicz, którą możecie znać na Instagramie jako natalie_showjumper. Natalia ma dziewiętnaście lat, studiuje weterynarię i jest dumną właścicielką klaczy o imieniu Insygnia. A teraz, już nie przedłużając, zapraszam!

Może zacznijmy od początku. Każdy kiedyś zaczynał i każdy ma swój unikalny początek drogi jeździeckiej. A jak wyglądało to u Ciebie?

Moja przygoda z jeździectwem zaczęła się zupełnie niewinnie. Gdy miałam 4 lata, moi rodzice pojechali ze mną na wakacje w góry i to na szczycie jednej z nich była możliwość oprowadzanki na koniu, z tego co wiem z opowieści, to od razu chciałam się przejechać, a jak już wsiadłam to nie chciałam zejść. Potem minęły dwa lata, nadeszły wakacje, które, jak zawsze, spędzałyśmy z moją kuzynką u naszej babci i dziadka, tym razem jednak ona postanowiła się zapisać na jazdę konną, a, że ja nie chciałam zostać sama, to poszłam razem z nią. Od tamtego momentu zaczęłam jeździć w każde wakacje w tamtej stajni, a następnie już w Warszawie rodzice mnie zapisali do szkółki jeździeckiej.

Teraz trochę inaczej, ale nadal o początkach. Jak to się stało, że kupiłaś konia i dlaczego Insygnia?

Jak chyba każda dłużej jeżdżąca osoba marzyłam o posiadaniu własnego wierzchowca, początkowo tłumaczyłam to tym, że z końmi szkółkowymi nie da się budować relacji, następnie doszedł do tego jeszcze motyw sportowy. Konie, na których jeździłam nie mogły mnie nauczyć już niczego więcej, a ja czułam silną potrzebę rozwoju, nie znosiłam i nadal nie lubię uczucia stagnacji. Zakup Insygnii był spontaniczny, zupełnie przeze mnie niespodziewany.

Konia szukałam przez około rok, przeglądałam wiele ogłoszeń, a z tyłu głowy miałam moje marzenie, czyli siwego, dużego wałacha. W czerwcu trafiłam na ogłoszenie dotyczące co prawda gniadego, ale jakże świetnego 7 letniego wałaszka chodzącego konkursy 110, pokazałam ogłoszenie mojej mamie i stwierdziła, że możemy pojechać go zobaczyć, ale nie była bardzo przychylna zakupowi konia. Na miejscu koń okazał się świetny. Bardzo łatwy do jazdy, wygodny, pomagający, w skrócie idealny na pierwszego konia. Przez to, że był bezpieczny spodobał się mojej mamie, ustaliłyśmy, że kupimy go, jeśli przejdzie TUV. Chwilę później umówiłyśmy weterynarza na następny dzień. Wróciłam do domu najszczęśliwsza na świecie, zasypiałam z myślą, że może już jutro będę mieć mojego pierwszego konia. Rano, kiedy zbierałam się już do wyjścia, dostałam smsa, że osoby, które oglądały tego konia po nas też go chcą i już wpłaciły zaliczkę. To było okropne przeżycie, znowu moje plany zgasły i nadzieja, że kupię w końcu własnego wierzchowca znikała.

Minął tydzień i zadzwonił do mnie właściciel stajni, gdzie oglądałam tego wcześniejszego konia, że on ma na sprzedaż klacz, opowiedział, że jest wspaniała, skoczna, jezdna i świetna, bez wad, zdrowa, jednym słowem idealna. Mało było prawdy w jego słowach. Pojechałam obejrzeć ją razem z moją mamą. Na miejscu okazało się, że koń wygląda jak siedem nieszczęść, właściciel tłumaczył to tym, że chcieli ją wykąpać i się przeziębiła i dostaje teraz antybiotyki. Na jeździe testowej była skoczna, tyle mogę powiedzieć, że ani nie była dzika, ani też szczególnie jezdna. Stwierdziłam, że to ja, przez moją przerwę w jeździe straciłam trochę umiejętności i szybko będzie dało się to wypracować.

Dlaczego Insygnia? Nie mam pojęcia, to chyba kwestia tego, że chciałam już kupić konia i ona wyglądała na taką, która zasługuje na nowy, lepszy dom. Było nam jej zwyczajnie żal, zrobiliśmy też badania TUV, które przeszła śpiewająco i jeszcze tego samego dnia tata podpisał umowę kupna tego konia. Po tygodniu leki przestały działać i okazało się, że ten koń to zupełne przeciwieństwo tego co opisywał handlarz...

Studiujesz weterynarię. Czy Twoja przygoda z jeździectwem wpłynęła na wybór tego kierunku?

O studiowaniu weterynarii marzyłam już od podstawówki. Na wybór tego kierunku wpłynęło wiele czynników i jednym z nich były właśnie konie. Uwielbiałam zwierzęta od zawsze, jak byłam młodsza to bardziej chciałam leczyć psy i koty, jednak później doszłam do wniosku, że w moim przypadku bardziej sensowne jest leczenie koni. To, czego zawsze byłam pewna, to fakt, że chcę moje życie poświęcić zwierzętom, chcę z nimi pracować, spędzać czas i się nimi zajmować, a co za tym idzie, również leczyć. Od kiedy mam własnego wierzchowca mój kontakt z lekarzami i lekarkami weterynarii jest częstszy, mam więcej okazji obserwować ich przy pracy i uwielbiam to robić. Teraz też sama mogę więcej robić, ponieważ lekarka weterynarii Insygnii mi ufa i wie, że studiuję weterynarię, a dzięki temu mogę aktywnie uczestniczyć przy różnych zabiegach.

Który przedmiot na weterynarii sprawia Ci najwięcej trudności, a który jest Twoim ulubionym?

Uwielbiam genetykę, fascynuje mnie, interesuje mnie też pod kątem hodowlanym. Zainspirowała mnie do głębszych przemyśleń na temat tego, jak wybrać odpowiedniego ogiera dla Insygnii. Nauka genetyki przychodzi mi bardzo łatwo, w przeciwieństwie do histologii. Ten przedmiot jest ważny, natomiast jest dla mnie zwyczajnie nudny, nielogiczny, a przez to trudny do nauki.

Na profilu mówiłaś wiele razy, że masz plan pokrycia Insygnii. Zdradzisz nam jakiego ogiera wybrałaś i dlaczego akurat tego?

Teraz mogę oficjalnie powiedzieć, że wybrankiem dla Insygnii został Caribis Z. Zależało mi na ogierze sprawdzonym na najwyższym poziomie, o smukłych, delikatnych liniach. Caribis jest koniem światowego formatu, startuje w pięciogwiazdkowych konkursach, wygrywa na poziomie 160cm. Do tego cechuje się wybitną urodą, świetnym pochodzeniem, imponującym ruchem i oczywiście niesamowitą techniką skoku oraz elastycznością. Te wszystkie cechy sprawiły, że wybór padł właśnie na niego, oczywiście nie można też zapominać o jego błękitnym, hipnotyzującym oku!

Pozostając przy Twoim wierzchowcu. Dlaczego wybrałaś akurat skoki jako Waszą główną dyscyplinę? Nie myślałaś o innej opcji?

Zaczęłam startować w skokach jeszcze przed tym, jak kupiłam Insygnię, wtedy zadecydowało o tym, że skoki były bardziej popularne, chociaż zawsze, z tyłu głowy, miałam myśl o WKKW. Kupując Insygnię, też planowałam starty w tej potrójnej konkurencji, natomiast brak przeszkód crossowych, oraz trenerów WKKW w mojej stajni zadecydował za mnie, że idziemy w skoki. W tym roku zaplanowałam starty w ujeżdżeniu z nadzieją na start w WKKW w wakacje, niestety zawody ujeżdżeniowe na jakie nas zgłosiłam, zostały odwołane, jak wszystkie, ze względu na Herpes. Liczę jednak na to, że sytuacja się poprawi i uda nam się przygotować i wystartować w WKKW.

W ostatnim czasie wygrałaś kilka konkursów. Z którego jesteś najbardziej dumna i dlaczego?

Każdy dobry przejazd mnie cieszy w podobnym stopniu. Nie faworyzuję moich wygranych, ponieważ wszystkie równie symbolizują nasz powrót do formy i przede wszystkim odzyskanie wspólnego zaufania. Zaczęłam też stałą współpracę z nowym Trenerem – Panem Antonim Pacyńskim, zmieniłam styl treningów i to wychodzi nam na dobre, a wraz z naszym ponownym zgraniem zaczęły przychodzić wygrane, co mnie bardzo cieszy i napawa optymizmem na nadchodzący sezon otwarty.

Odejdźmy trochę od tematyki treningowej. Który moment w stajni jest dla Ciebie najważniejszy i sprawia Ci najwięcej radości podczas Twojego pobytu w niej?

Uwielbiam szykować jedzenie dla mojego konia! Naprawdę, dodawanie musli, owsa, witamin, ziół, oleju, marchewek niesamowicie mnie relaksuje. Poza szykowaniem jedzenia, lubię drobne porządki, takie jak układanie rzeczy w pace. Lubię też prowadzić Insygnię na padok, kocham ten moment, kiedy może już iść do innych koni, a jednak chce spędzić trochę czasu ze mną. Tak naprawdę to każda chwila spędzona wśród koni sprawia mi olbrzymią radość.


Dziękuję bardzo za wywiad!

Foka aka Bay

KONIEcznik - marzec 2021Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon