Heartland - taki zły jak go piszą?

154 16 9
                                    

Bonjour!

Heartlandu nikomu nie trzeba przedstawiać. Ten, kto go nie czytał, nie może nazwać się jeźdźcem. Kopyto w górę, kto z nas nie próbował z końmi technik jakie opisała autorka. Las rąk... znaczy, kopyt widzę. I ja zaliczam się do tego grona, gdzie przeczytałam tę serię jakieś sześć, może pięć lat temu. A jeździć zaczęłam cztery lata temu. Miałam więc bardzo dużo czasu na zachwycanie się fantastycznymi masażami, które uspokoją nawet tego narowistego siwego ogiera, na którym chcę cwałować przez łąkę bez siodła i ogłowia, a także kasku. Oczywiście skacząc trzymetrowe oksery.

Żeby nie było wątpliwości – zostałam pingwinem nielotem na pseudo gniadej kobyle, a jeśli ktoś mi każe czyścić siwka to drżę ze strachu.

A teraz niech podniosą kopyta osoby, które miały marzenia podobne do moich i skończyły zupełnie inaczej. Znowu wszyscy się zgłosili? Cóż, nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Ale chyba każdy z nas marzy, by jego siwek był czysty i idealnie biały jak w każdej wizji.

Pomijając oczywiście świetne artykuły innych redaktorów, do tego numeru – a zarazem mojego tekstu – przywiódł Was pewnie tytuł. Pod lupę weźmiemy dzisiaj książki, które nie są pisane przez wybitnych profesorów czy jeźdźców światowej klasy, a przez autorów, którzy, można odnieść takie wrażenie, z jeździectwem nie mają nic wspólnego. Przygotujcie więc siano dla swojego czterokopytnego, a sobie zróbcie dowolny napój, przekąski także dozwolone. Postarajcie się jednak nie zjeść wszystkich marchewek, zostawcie coś dla swojego rumaka. Zrobione? Dobrze, więc teraz możemy zaczynać.

Złe książki czy złe myślenie?

Odpowiem od razu – ani to, ani to. Heartland czy Jinny z Finmory (czy tylko ja uwielbiałam tę serię?) nie są wydawane z myślą o edukowaniu jeźdźców, a zapewnieniu rozrywki w wolnej chwili, gdy nie siedzimy w stajni i nie czytamy KONIEcznika. Nie mają one za zadanie przekazać nam wiedzy, a sprawić radość z czytania o konikach.

W czym więc problem i po co ten tekst? Postawmy sprawę jasno; te książki nie są złe. Co powoduje więc, że są one szkodliwe? Myślenie jeźdźców i koniarzy, którzy jeszcze nie mieli okazji jeździć, ale miłość do koni mają we krwi.

Jak to działa?

Czytając jakiekolwiek, niekoniecznie jeździeckie, książki zapamiętujemy. Jeśli czytam pozycję o podróży statkiem, zapamiętam jak autor opisywał okręt i z czym wiązało się przebywanie na nim. Jednak załóżmy, że pisarz zainteresował się tematem tylko na potrzeby tej serii. Nie ma on więc wiedzy oraz doświadczenia, a bez tego weryfikacja informacji jest trudna.

Nie ma więc gwarancji, że każda wiadomość będzie prawdziwa. I tak dzieje się też w książkach z końmi. O ile jeździec z zapleczem będzie w stanie odróżnić fakty i mity, tak początkujący nie ma takiego „filtra". Nie będzie w stanie znaleźć prawdziwych informacji, więc z automatu przyjmuje całą treść jako zweryfikowaną i rzetelną wiedzę.

Jednak to nie tak, że wszystko, co zawarte w tych książkach jest błędne. Można też coś z nich wyciągnąć. Prawda, Conifer?

Podsumowując!

Nie są to książki edukacyjne, więc nie oczekujmy, że nas oświecą. Tak też ich nie traktujmy. Niech będą one dla nas ciekawostką i miłą odskocznią. A każdy news należy weryfikować, nie tylko ten z książek!

W komentarzu podzielcie się Waszą ulubioną serią o koniach! ☞

Au revoir

Foka aka Bay

KONIEcznik - marzec 2021Where stories live. Discover now