6. Idź do domu.

Beginne am Anfang
                                    

Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie i bez problemu wyhaczyłam wzrokiem trzecią ławkę w środkowym rzędzie, którą co lekcję zajmowałam. Zwinnym krokiem zaczęłam iść w jej stronę, a z daleka rzucił mi się w oczy cwany uśmiech Ethana Pierce'a, który w sytuacjach jak ta, był bliski doprowadzenia mnie do szewskiej pasji. Z długim westchnieniem opadłam na krzesło po lewej stronie, dysząc z lekkiego zmęczenia, co nie umknęło uwadze mojego ławkowego sąsiada. Pokręcił głową z rozbawieniem i wbił we mnie lodowate tęczówki, w których czaiła się łobuzerska iskra. Rozchylił wargi, jakby chciał rzucić jakiś kąśliwy komentarz.

— Nawet nic nie mów — mruknęłam bezradnie, ostrzegawczo machając mu przed twarzą palcem wskazującym, co spowodowało, że cicho się zaśmiał i uniósł ręce w geście obronnym. Nie potrzebowałam słyszeć jego opinii, prowokatorskie spojrzenie w stu procentach mi wystarczało.

Rozpakowałam rzeczy na ławkę i oparłam głowę na ręce, leniwie zerkając na radosnego bruneta. Nie minęła chwila, a zaczął częstować mnie swoimi historyjkami z ostatnich kilku dni, jakbyśmy nie widzieli się ze trzy tygodnie. Zwróciłam uwagę na to, jak podczas opowieści zgrabnie omijał temat piątkowej imprezy i pomagania mi z pijaną Mackenzie, za co koniecznie powinnam jeszcze raz mu podziękować.

Mimo że sam był wtedy pod wpływem procentów, przez co nie mógł osobiście prowadzić auta, w mgnieniu oka zorganizował taksówkę i wsiadł do niej razem z nami, pomagając mi odprowadzić wiotkie ciało kuzynki aż pod drzwi mojego domu. Naprawdę zapunktował w moich oczach, bo mało kto zrobiłby coś takiego.

Właśnie ten dziewiętnastolatek był winien temu, że kompletnie nie miałam pojęcia, co przerabialiśmy dzisiaj na lekcji. Odkąd przeprosiłam za spóźnienie, zarejestrowałam może ze trzy słowa profesora, co doprowadziłoby moją matkę do nerwicy. Niestety, cóż mogłam poradzić, że bardziej interesowała mnie historia o meczu Ethana niż jakaś biosynteza białka. To, że rozszerzałam ten przedmiot, wcale nie oznaczało, że lubiłam każdy temat. A w zasadzie nie lubiłam żadnego tematu.

Stukałam opuszkami palców o powierzchnię ławki, wpatrując się z zaciekawieniem w rozemocjonowanego nastolatka. Musiałam przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze w czarnym golfie. Zresztą, golfy u mężczyzn wydawały mi się wyjątkowo atrakcyjne, tym bardziej, że w Atlantic City mało który chłopak potrafił ubrać się w coś innego niż dresy i wiatrówki. Nie oszukujmy się, styl przyciągał baby bardziej niż sześciopak, który można sobie wyrobić. Gust się albo miało, albo nie. A Ethan go miał. Zdecydowanie.

— Dallas! — Usłyszałam, przez co wyprostowałam się jak struna, omiatając wzrokiem całe pomieszczenie. Byłam pewna, że cierpliwość profesora co do mojego gadulstwa się skończyła i kilka sekund dzieliło mnie od odesłania do popołudniowej kozy. Matka mnie zabije. — Twoja kolej. Z kim zrobiłaś projekt?

Projekt? Rzeczywiście. Projekt na zaliczenie. Jedna z ważniejszych, o ile nie najważniejsza ocena w semestrze. O, kurwa.

Przełknęłam ślinę i schyliłam się do plecaka w poszukiwaniu nośnika z prezentacją. Nie, nie, nie. Nie mogłam mieć takiego pecha. Nie mogłam go zapomnieć. Co za niefart. Spełniłam prośbę profesora, widząc jego wzrok, który nakazywał mi wstać i niezdarnie założyłam pasmo włosów za ucho. Podniosłam się i nerwowo zaczęłam jeździć językiem po wnętrzu policzka, splatając przed sobą palce. Przez głowę przeszło mi tornado. Miałam dwie opcje – rżnąć głupa, że już ją oddałam lub że zrobiłam ją z osobą, której dzisiaj nie było albo otwarcie przyznać się, że taka praca nie została przeze mnie przyniesiona i modlić się, że po lekcji wytłumaczę mu tego powód.

Tyle, że później też istniały dwa warianty, bo profesor albo zrozumie moje tłumaczenie i pozwoli mi przynieść go na następną lekcję, albo postawi mi szmatę, przez co na semestr nie dostanę oceny wyższej niż dopuszczający. Byłam skończona.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt