Twelve

1.3K 137 51
                                    

POV Tobiasz

Oparłem się o ścianę za szkołą. Jeszcze tylko jedna lekcja. Nie zawsze rozmowa jest dobra. Niska brunetka będąca aktualne moja towarzyszka zjawiła się obok mnie piszcząc jaka to jest szczęśliwa i że co będzie robić. Zamknij się.

— Tobiiii a pojdziesz z nami na zakupy? Prosze!!! — powiedziała piskliwie. Wojtek obok miał już chyba dość.

— nie.

— nie poświęcasz mi czasu w ogóle — warknęła. Przełknąłem ślinę.

— później porozmawiacie przepraszam na chwilę — uśmiechnął się wrednie Kuba ciągnąc mnie na bok.

— po co jej to robisz ? Po co sobie to robisz ? Widziałeś się dziś w lustrze? — warknął mówiąc ciszej.

— co robię? — prychnąłem.

— Tobiasz czy ja cię znam od wczoraj? Ogarnij się wreszcie. Nie znajdziesz go w niej — powiedział spokojnie odchodząc.

Próbowałem

Ale nie znajdę, masz rację.

Z pogardliwym wyrażeń twarzy wróciłem do szkoły. Czwartek, niedziela występ. Nie chciałem go już. Ale co jeśli to może być moja szansa i mój czas na przeprosiny?

Glupie. Skierowałem się do klasy siadając z Wojtkiem. Matma. Nauczycielka rozdała kartki. Świetnie. Próbowałem sobie coś przypomnieć, nie mogłem się skupić skoro wciąż myślę o tobie. Nie odzywałem się do niego ponad dwa tygodnie. A może powinienem. Czułem się z tym źle ale co innego mogłem zrobić.

Nauczycielka zabrała kartki patrząc na mnie niezidentyfikowanym wzrokiem. Skrzywiłem się. Odpływając spojrzałem przez okno. Wszystkie grupy osób cieszące się swoją osobnościa.

My też się cieszyliśmy

Jak róża zwiędnie. Zwiędniemy i my.

Nieumyślnie dotknałem łańcuszka przewracając minimalistyczna róże w palcach. Małym ruchem straciłem wszystko. Wojtek szczypnąl mnie. Wróciłem do rzeczywistości.

— do przykładu jak coś — szepnął.

— nie umiem — wzruszyłem ramionami.

— jak to nie umiesz? Zawsze taki zdolny uczeń, a dziś masakra. Wojtek ty idź bo szkoda mi już wam tych jedynek wstawiać — westchnęła.

Przewróciłem oczami kreśląc coś w zeszycie. Malując każda kratkę odliczałem do końca lekcji. Czas mijał okropnie wolno. Stłumiony dźwięk dzwonka dźwięczał mi w uszach. Wrzuciłem rzeczy do plecaka wychodząc. Szybko zbiegłem na dół chcąc wyjść ze szkoły. Kuba uniemożliwił mi to.

— nie blokuj kiedy chce przejść — mruknąłem.

— przemyśl to co ci mówiłem, bo nie tylko siebie ranisz tym — powiedział przepuszczając mnie. Miałem w zamiarze wrzucić nowe zdjęcie na Instagrama ale nie będzie dziś zdjęć.

Nie chcę zdjęć.

Skierowałem się pospiesznie do domu. Rodzice wyjechali do końca tygodnia, co wiąże się z brakiem ich obecności w niedzielę. Przyzwyczajenie. Zbliżałem się do mojego miejsca zamieszkania bo domem nie mogłem tego nazwać.

Chociaż mój "dom" podobno dobrze znam

Rzuciłem plecak gdzieś w kat. Oczy zaszkliły się. Straciłem cos kilkoma słowami. Nie chcę by to się powtórzyło. Nie powtórzy się. Otworzyłem drzwi mojego pokoju.
Wrzuce płaczliwy post polubisz go chociaż nie powinieneś.

Wcisnąłem się w kat pokoju patrząc jak na szybą się rozpadało. Bolało. Czułem, że rozpadam się. Pozbieraj mnie, proszę. Wiem że zepsulem.

---
Dobra następne rozdziały mogą być mocne

Melodia || Tobiasz x Kubir Where stories live. Discover now