Eight

1.4K 149 87
                                    

Spędzaliśmy trochę więcej czasu z Tobiaszem, cieszyłem się z tego naprawdę. Coraz bardziej go poznawałem. Przymus chodzenia na fortepian teraz stał się czymś przyjemnym. Dociskając klawisze można było przekazać dużo duszących się w nas emocji.
Skierowałem wzrok w niebo, było pochmurnie i coraz bardziej ściemniało się.

Czułem czyiś wzrok na mnie. Przyspieszyłem kroku szybko wchodząc na teren mojego domu. Pchnąłem drzwi szybko zamykając i osuwając się w dół. Stąd już widziałem okno w kuchni. Syreny karetki obijały się w tle. Ciężko oddychałem patrząc na księżyc zakryty chmurami. Zimne odcienie światła już nie oswietaly niczyjej twarzy. Tu byłem tylko ja. Nie było cię, nie czułem twojego oddechu. Czułem tylko swój zimny oddech. Ciarki na całej skórze. Chłodny wiatr docierający z otwartego okna rozwiał moje włosy. Po policzku spłynęła łza. Załkałem. Obolalym krokiem skierowałem się do ramy okiennej trzaskając ją.

Niech skończy się ten chaos

Było między nami dobrze, a co jeśli nie? Co jeśli kłamałem w tym wszystkim?

To dziś

To teraz

To teraz jest mój moment oczyszczania

Skierowałem się do łazienki. Zapaliłem światło opierając dłonie o umywalkę. Na białej porcelanie odbiły się brązowo czerwone odciski palców. Szybko umyłem dłonie. Woda przybrała ciemny kolor. Już czystymi dłońmi przemyłem twarz. Brudne ubrania wrzuciłem do pralki. Spojrzałem w lustro. Otarcia na policzku, dotknąłem ich opuszkami palców. Syknąłem. Wszedłem do kabiny prysznicowej. Ciepła ciecz zetknela się z moją skórą. Cały brud jakiego się wypierałem splynął ze mnie. Uczuć nie udało się zmyć.
Zakręciłem wodę wychodząc.

Zostałem bez koszulki, norma. Skierowałem się do kuchni. Z daleka widziałem niebiesko czerwone światła policji, straży, karetki. Trząsłem się wewnętrznie.

Byłem tam chwilę temu

To po mnie mogli to wzywać

Wziąłem szklankę do ręki chcąc się napić. Upuściłem ją, a szkło roztrzaskało się na maleńkie kawałki. Czułem wzrok, słyszałem, mogłem zadzwonić do kogoś.

Wbiłem wzrok w szkole. Przecież to ja byłem według ciebie z miodu i szkła. Delikatny, a jednak jeśli wypuścisz z swych rąk, rozbije się. Silny ale kruchy. Księżycowi towarzyszyły gwiazdy, dzisiaj był sam.

Zdałem sobie sprawę, że stałeś się dla mnie słońcem które musiało dawać energię księżycowi. Dalej stałem jak wmurowany patrząc w to puste szkło. Upadła raz, i ten raz wystarczył by się rozpadła. Nie pozbiera się sama. Ktoś musi ją pozbierać i naprawić.

Więc pozbieraj mnie

Schyliłem się po nie kalecząc się. W dłonie wbiły się kawałki szkła. Kurwa. Syknałem idąc do zlewu. Miałem krew na rękach. Znowu ją zmywałem. Tym razem wina leżała tylko po mojej stronie. Schyliłem się po coś czego nie dało się już naprawić.

Ominąłem zbiorowisko szkła zatrzymując się w korytarzu. Drzwi domu otworzyły się. Stałeś w nich ty. Co robisz tu w środku nocy? Nie odpowiem na to teraz.

Bo teraz potrzebowałem cię.

Podbiegles do mnie biorąc moje dłonie. Spojrzałeś na mnie, a później na mnie i mój policzek po którym przejechałeś opuszkami palców. Oparłeś moje czoło o swoje. Teraz cię czulem, czułem twój dotyk, oddech.

Byłeś tu

— Kuba [...]

---

👀

Drugi rozdział dziś

Maraton

Kolejny za 20 gwiazdek :D

Co sądzicie o nim i jakieś teorie?

Melodia || Tobiasz x Kubir Where stories live. Discover now