Seven

1.5K 130 43
                                    

POV Kubir

Ostatni tydzień był dość dziwny. Tobiasz był bardziej przygaszony, zamyślony. Mniej ze mną rozmawiał, bywał smutny. Znaliśmy się już zaraz drugi miesiąc, a ufal mi bardzo, a ja mu. Była jedna rzecz jaka dusilem w sobie. Widziałem w blondynie dużo więcej niż kiedyś. Stał się dla mnie narkotykiem. Zawsze hipnotyzowal mój wzrok. Byłem uległy. Byłem na każdą jego prośbę. Teraz cholernie się o niego martwiłem. Na zajęciach pojawiał się, szło nam stosunkowo dobrze. Za miesiąc Tobiasz miał mieć występ w domu kultury. Cieszyłem się bo przymus stał się dla nas przyjemnością. Naszym językiem.

Pchnąłem drzwi klasy wychodząc na korytarz. Zamknąłem oczy przypominając sobie sale w jakiej mial lekcje blondyn. Zbiegłem na sam dół. Nasze spojrzenia zblokowały się ze sobą. Pobiegłem do niego łapiąc za nadgarstek i ciągnąc na zewnątrz za szkole. Przypadłem go delikatnie do ściany.

- nie ignoruj mnie, proszę nie zniosę tego - spojrzałem mu w oczy. Moje szkliły się - powiedz o co chodzi, Tobi. Co ja takiego robię

- nic nie robisz, ty nic zrozum. Mam problem w domu mały i ogólnie przepraszam. Musiałem poukładać kilka rzeczy - przyłożył ciepła dłoń do mojego policzka zmywajac kciukiem pojedyncza łzę. Przytuliłem się do niego, a ten uspokoił mnie.

Przyszła do nas reszta, nie wypytywała za co byłem im wdzięczny. Staliśmy tak do końca dzwonka w sumie niewiedzac czemu ponieważ kończyliśmy już lekcje. Z Tobiaszem skierowaliśmy się do mojego domu, znów poprosiłem go o pomoc z matmy. O tamten nadal reszta się nie dowiedziała.

Po drodze zaszliśmy po jedzenie. Mimo październikowej pogody jaka była zdradliwa było ciepło. Słońce grzało nasze ciała. Był delikatny wiatr przez co łatwo można było usłyszeć kojące szumy drzew. Miejscowości położone nad morzem jednak miały to do siebie, że bywalo zimno. Spojrzałem przymrużonym wzrokiem na Tobiasza. Blond wlosy rozwiewały się w każdą stronę. Zimny ton skóry ocieplaly ciepłe promienie słońca. Wyglądał kurwa no dobrze.

Nasza relacja była specyficzna. Momentami zachowywaliśmy się dziwnie. Stał się dla mnie przyjacielem. By okreslic kogoś przyjacielem nie trzeba znać go wieków. To się czuje. To się widzi. Zawsze miał dla mnie czas. Był opiekuńczy. Zawsze mogłem mu zaufać. Nasze ręce otarły się o siebie, a mnie przeszedł dreszcz. Złapałem pewnie jego rękę splatając palce. Uśmiechnal się szeroko przeczesując druga dłonią moje wlosy.

Weszlismy do domu, jak zwykle pustego. Przekąski rzuciliśmy na łóżko. Zdjąłem bluzę pozostając w koszulce. Opadłem na wygodny materac wyjmując podręcznik i zeszyt. Tobiasz umył ręce i przyszedł do mnie kładąc się naprzeciwko. Zaczął tłumaczyć mi temat. Skupiałem się na każdym jego słowie, i na każdym jego ruchu. Czy ja powoli traktowałem go jak kogoś więcej? Możliwe. Nie miałem do tego problemu. Niech się dzieje ci ma się dziać.

Zrobiliśmy kilka zadań gdzie o dziwo miałem tylko jedno źle. Otworzyłem jedna z paczek smieciowego jedzenia leżąc obok przyjaciela.

- nie chce wracac do domu - westchnął.

- to nie wracaj, traktuj to jako twój dom - uśmiechnąłem się odgarniajac jego włosy.

- nie chce Ci sprawiać problemu - wzruszył ramionami.

- to wręcz przysługa, widzisz tu kogoś innego? Jedna nic nie zaszkodzi. Jeszcze nikt od tego nie umarl

Czulem się szczęśliwy..

Melodia || Tobiasz x Kubir Where stories live. Discover now