Nine

1.4K 128 71
                                    

POV Tobiasz

Patrzyłem pusto za okno. Na szybie ścigały się krople deszczu jaki lał od godziny. Z tego powodu wracałem autem z matką. Nagle stała się taka litościwa.

— Ostatnio byłam na konsultacjach czy chodzisz na fortepian. Z Kubą chyba uczęszczasz prawda? — skinąłem głową — znam jego rodzinę, chłopak dużo przeżył, przykre

Interesowało mnie co przeżył, nie lubił mówić o rodzinie. Właściwie nie uważał jej za nią. Zawsze powtarzał, że zostaje sam. Zazdrościłem mu tego, a jednocześnie współczułem.

— bardzo ambitny chłopak, z pewnością ma na siebie plan. Ubiera się poludzku, ma dobre oceny i zachowanie też byś mógł taki być. Ten chłopak na pewno osiągnie dużo w życiu. Nie skupia się na tych twoich glupstwach w internecie pewnie. Siedzi i się uczy. Nauka to podstawa do przyszłości Tobiaszku — westchnęła. Wolałbym iść w tym deszczu niż jechać z nią.

— tak wiem jest idealny — powiedziałem szczerze nie odrywając wzroku od szyby.

Wjechaliśmy na naszą dzielnicę zaraz zatrzymując się przed garażem. Wysiadłem z auta trzaskając drzwiami. Pospiesznie skierowałem się do środka. Rzuciłem buty gdzieś na bok.

— jak w szkole, kolejna pała? — spytał z pogardą ojciec.

— nie powinno cię to obchodzić — prychnalem.

— może trochę szacunku dla ojca? — podniósł głos.

— jasne, tak super jest — prychnąłem idąc do pokoju. Trzasnąłem drzwiami zsuwając się w dół. Plecak rzuciłem gdzieś w kąt. Schowałem twarz w dłoniach.

Rodzice znowu się kłócili. Chociaż stało się to codziennością. Nie chcę mieć takiej przyszłości. Chcę mieć przy sobie kogoś kogo będę kochał zawsze bezgranicznie, a on mnie. Nie kogoś kto z czasem stanie się moim pionkiem. Nie o to w tym chodzi.

Z każdym krzykiem robiło się coraz gorzej, a ja pusto wtapialem wzrok w ścianę. Byłem niewrażliwy na to. Ale moja siostra nie. Czekałem na ukończenie liceum by móc się stąd wynieść. Cholerne miasto.

Nie zauważyłem gdy zrobiła się noc. Księżyc dziś był bez gwiazd. Było pochmurno i zimno. Stłumione dźwięki syren gdzieś w oddali odbijały się echem. Podszedłem do okna otwierając je. Przeanalizowalem wzrokiem dokąd zmierzały. Niedaleko Kuby. Przeszedł mnie dreszcz. On był kimś więcej. Od początku było coś co chciałem w nim odkryć. Nie poznałem nikogo takiego jak on.

Zadzwoniłem do niego

Pierwszy sygnał — nic

Drugi sygnał — cisza

Trzeci — pustka

Kolejne też nic

Nie rozmawiał dziś z nikim. Michał mówił, że urwał się po coś z ostatniej lekcji. Już wtedy interesowało mnie to. Bałem się o niego. Dziwnie czułem się o niego odpowiedzialny.

Gdy powiedział ”traktuj to jako twój dom” doznałem dawno nie czutego ciepła. Chciałbym by to był mój dom. Chciałem wrócić do domu. Rozejrzałem się po pokoju. Rodzice nie spali. Wybrałem numer Michała z zapytaniem czy kontaktował się z nim po lekcjach. Z chłopakami gadałem więc wątpię.

Poczekałem aż z pewnością zasna. Zabrałem klucze do jego domu i telefon. Otworzyłem okno wymykając się. Po policzku spłynęła łza. Przeskoczyłem ogrodzenie biegnac w stronę jego domu. Z tego jakie miałem pojęcie jego matki nadal nie było. Minąłem miejsce zdarzenia. Karetki już nie było, a za to było dużo taśm. Nie obchodziło mnie to teraz. Skręciłem w prawo odnajdując dom przyjaciela. Zamknąłem bramkę. Pobiegłem do drzwi otwierając je. Na korytarzu stał Kuba. Wystraszony? Spokojny? Nie wiem. Podbiegłem do niego rzucając gdzieś te cholerne klucze.

Złapałem jego dłonie. Świeże rany bo jakiś odłamkach. Przy łokciu obtarcia jakby się gdzieś wywrócił. Przejechałem delikatnie po nich ręką. Syknał. Wzorkiem zjechalem w górę do jego twarzy. Włosy wilgotne w idealnym nieładzie. Obtarcie na policzku. Dotknalem tamto miejsce.

Rzeczy niewyjaśnione

— Kuba..co się stało? — spojrzałem ja jego zaszklone oczy, wytarlem jego łzę zamykając go w uścisku.

— nie wiem — wyszeptal.

Usadowiłem go na łóżku, a sam skierowałem się do kuchni by zrobić po herbacie na rozgrzanie. Na ziemi leżała masa kawałków szkła. Posprzątałem je starannie. Tym się pokaleczył. Zaparzyłem po ciepłej herbacie i skierowałem się do salonu.

Usiadłem obok niego na kanapie, a kubki położyłem na dębowym stoliczku kawowym. Brunet ułożył swoją głowę na moich kolanach na które położyłem poduszkę. Spojrzałem w jego oczy przeczesując dłonią włosy.

Nie mogliśmy stać się tym czym bym chciał

Jesteś zbyt dobra osoba bym cię skrzywdził.

Zblokowalismy spojrzenia. Ile bym za nie dał. Zbliżyłem się do jego twarzy coraz dogłębniej analizując jego tęczówki. Pełne opanowania, spokoju. Oczy o orzechowo złocistym brązie, hipnotyzujące. Musnąłem jego wargi by po chwili zamknąć je w pocałunku. Chciałeś tego. Ja też. Jeszcze bardziej bolesne.

— opowiedz mi o dzisiaj, Kuba — powiedziałem spokojnym tonem.

— nie wiem. Ze szkoły zwiałem bo chciałem być szybciej w domu, tak po prostu. Ale wróciłem niedawno. Zaplątałem się gdzieś w lesie. Potrzebowałem chwili odizolowania, no wiesz spokoju. Potem szedłem tam gdzie coś się stało. Czułem dziwny wzrok, czyiś głos i kroki. Nie czułem się bezpiecznie, a zważając na to, że było późno i ni żywej duszy tam nie było uciekłem. Wywróciłem się na żużlu obcierając ręce i policzek. Była krew przez co cholernie mnie piekło. Na ostatnim wdechu wbiegłem do domu. Jakiś czas potem usłyszałem syreny — opowiedział mi z spokojem w nieopanowaniu. Przytuliłem go mocniej całując w czoło. Nie wiem czemu tak się zachowywałem, znaczy poniekąd wiem ale czułem, że potrzebował tego.

— zostanę dzisiaj z tobą, jutro sobota — westchnąłem.

--

Ok czuję cringe sory dziwne te rozdziały ostatnie

Ale wszystko ma swój powód więc czekajcie na kolejne

No może wrzucę dziś w nocy jak mi coś odwali ale no

Możecie powiedzieć co sądzicie idk

Melodia || Tobiasz x Kubir Where stories live. Discover now