4. Ktoś się zdenerwował

239 14 38
                                    

Kim Namjoon nie potrafił poradzić sobie z obowiązkami rzuconymi na jego barki. Nie sądził, że ot tak stanie się dowódcą wojsk. Jego ojciec spisał go na straty, więc równie dobrze mógł wyjść do walki w pierwszym froncie. A on co? Bał się cholernie. Jego znajomi ze szkoły, którą ukończył już dawno albo umarli w jego obronie albo byli gotowi to zrobić. Namjoon najchętniej by się poddał. Wiedział natomiast, że nie mógł. Ale jak miał wyjść z tej sytuacji z twarzą?

Chciał przeprosić wroga, jednak został wyśmiany. I to nawet nie przez docelową osobę, a jego towarzyszy. Jedynym sposobem było oddać się w ręce wojska Kim Seokjina.

Już chciał to zrobić, jednak strach zwyciężył. Chciał żyć.

Przecież nie mógł tego przewidzieć wcześniej! Nie podobało mu się zachowanie starszego i mu to oznajmił. Nie lubił, gdy ktoś pożera go wzrokiem. Nie wyszło z tego nic dobrego, jednak Namjoon uważał, że dobrze zrobił. Gdyby się wtedy nie postawił, kto wie, do czego by to doszło. Starał się z całych sił, jednak to wszystko go przerosło. Nie miał zielonego pojęcia co robić. Wybrał najgorszy z możliwych pomysłów, jakie wpadły mu do głowy, a mianowicie ucieczkę. Tak, zgadza się. Stchórzył. Postanowił zniknąć i przemyśleć parę spraw. Wiedział, że gdy wróci zostanie rzucony na pożarcie lwom, jednak miał dość krzyków i wymagań. Zostawił wszystko i zaszył się w miejscu, gdzie wiedział, że nikt nie będzie go tam szukał.

..............

— Śmierdzi tutaj, jestem głodny i zmęczony, A na dodatek...

— Możesz się przymknąć? — wykrzyknął zirytowany Min w stronę blondyna. W tamtym momencie cieszył się, że dzieliły ich kraty, bo mógłby zrobić coś, czego później by żałował.

— Jesteś w stosunku do mnie zbyt dezynwolturalny...

— Co?

— Jesteś za głupi, żeby zrozumieć — westchnął młodszy poprawiając włosy. Pokręcił się na twardej podłodze i w końcu wstał. Został porwany kilka dni temu, zamknięty z jakimś dzieciakiem, który siedział w rogu, przy kratach jak najdalej wejścia. Doktor, którego Kim przyprowadził do pomocy leżał na środku celi twarzą do ziemi, martwy.

Taehyung stwierdził, że nie będzie im już potrzebny i zwyczajnie go zastrzelił. Nie obchodziło go to, że pozostali muszą patrzeć na trupa i dwójka z nich spać u jego boku.

— Pan mądrala się odezwał — Min przewrócił oczami i przełożył dłoń przez kraty. Siedział spokojnie przy kratach, gdzie tuż obok niego, tylko po drugiej stronie miejsce zajmował najmłodszy. Yoongi oddał mu kawałek swojej bułki wiedząc, że dzieciakowi bardziej się przyda.

— Nie mądrala, a wykształcona osoba...

— Uczyłeś się w domu, typie.

— I co?! Przynajmniej to robiłem w odróżnieniu od Ciebie! — Jimin wymierzył palec w stronę starszego. Irytował go od samego początku. Dlaczego ten żołnierzyna nie potrafił zrozumieć, że był od niego gorszy i nie miał prawa tak się do niego zwracać?!

Yoongi nie odpowiedział, tylko się zaśmiał. Racja, miał ukończoną szkołę i to jedną z lepszych szkół wojskowych w kraju. Ale po co kłócić się o takie głupoty?

— Dlaczego akurat mnie to spotkało? To Namjoon zawinił, to on jest niewychowanym pastuchem a ja...

— Jakbyś w połowie był taki, jak twój brat  to może byśmy mieli z Ciebie jakiś pożytek — odparł Yoongi zsuwając się niżej. Głowę położył na poszewce wypchanej sianem I zamknął oczy krzyżując ręce na piersi.

Survival || YoonminWhere stories live. Discover now