𝗖𝗵𝗮𝗽𝘁𝗲𝗿 𝗜𝗩 - Reputacja

792 99 98
                                    

— O! Tu są miejsca

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

— O! Tu są miejsca. — Szepnął starszy tak by nie zwracać nikogo uwagi. Nick jednak miał inny plan. Chwycił przyjaciela za nadgarstek i niczym jakaś wyścigówka, wystartował w stronę stolika tak jakby miał go ktoś zaraz zająć. Nic bardziej mylnego, bowiem szykowały na niego swoje szpony dziewczyny, które dwudziestolatek kojarzył z plaży. Może szybko zapominał, ale co do dziewczyn, chyba nikt nie miał takiej pamięci jak on.

To była zacięta walka. Nick razem z balastem, to znaczy - razem z George'em - przechodził między stolikami by czym prędzej dotrzeć do wymarzonego miejsca. Dziewczyny nie były mu wiele więcej winne. One też ruszyły w ten zabójczy wyścig. Z boku mogło to wyglądać dość zabawnie, ale wcale nie było to takie dla tych młodych ludzi. Dziewczyny jakby wyprzedziły na chwilę chłopaków, ale to nie dało im nic patrząc na to, że to Nick miał przy sobie starszego, ale drobniejszego przyjaciela, którego pchnął na siedzenia w celu ich zajęcia. Zaraz sam przeskoczył przez jeden stolik i usiadł dokładnie na przeciwko wychylającego się dwudziestopięciolatka.

— Czemu tak biegałeś?! — Fuknął w końcu George lekko przyciszonym głosem, bo i tak już kilka osób na nich patrzyło, więc po co mają zwracać na siebie większą uwagę? Jego towarzysz jednak mu nie odpowiedział, był on zajęty wpatrywaniem się w dziewczyny swoim zwycięskim wzrokiem. Normalnie pewnie by im odstąpił stolik, ale za te wskazywanie palcem na plaży, im nie odpuści.

— Nie rozpraszają mnie. Pokazuje wyższość tamtym samicom. — Odpowiedział cicho cały czas wpatrując się w rozmawiające piękności, które oburzone opuściły lokal. To przeważyło już na 100% wygranej. — No i tak lew pokazuje na co go stać i gdzie jest miejsce wszystkich, którzy z nim zadzierają. — Animal planet pełną gębą.

— Jesteś niemożliwy. — Tylko tyle padło od strony starszego, którego już po chwili pochłonęło analizowanie menu. Po chwili to samo zrobił też Nick, który już ostrzył sobie zęby na coś pysznego nie przejmując się o pieniądze. Wiedział, że George będzie chciał zapłacić za nich obu. Jednak dwudziestolatek przyjmował taktykę dzielenia sumy na dwa, by nie wyjść na chama, a do tego sknerę łazego na pieniądze.

Po tym jak widocznie zmęczony tym dniem kelner podszedł do ich stolika, przyjaciele zamówili dania i to co jeszcze chcieli w ramach dodatków. To nie była jakaś ekskluzywna restauracja, a zwyczajna knajpa gdzie można zjeść dobre jedzenie w dobrym towarzystwie, a wieczorem przyjść i napić się. Dlatego po tym jak kelner odszedł odczekali chwilę i patrząc na siebie, to za okno, szukali tematu do poruszenia. Cóż przesiadywali za często razem by teraz od tak przychodziły im tematy inne niż sprawy chodzące aktualnie po ich głowach.

— Co powiesz by po obiedzie przejść się do sklepu? Lepiej się zaopatrzyć w jakieś przekąski na dzisiejszą noc. — To właśnie George był tym co przerwał ciszę. Nie była ona jakaś niezręczna czy coś... Ale to aż za dziwne, że młodszy tak cicho siedzi. —  W domu mam namiot i jakieś śpiwory, więc możemy spędzić całą noc pod gwiazdami. Jeśli oczywiście chcesz. W końcu możesz się trochę bać tak bez światła i dosyć blisko lasu.

𝐀𝐥𝐢𝐪𝐮𝐢𝐬 𝐈𝐠𝐧𝐨𝐭𝐮𝐦 ||DreamNotFound||Where stories live. Discover now