I

656 33 84
                                    

Kolejna noc. Kolejny bar. Kolejna dziwka. 
Mniej więcej od miesiąca tak wyglądał każdy mój dzień. Ta bezduszna rutyna dosłownie mnie miażdżyła. Wnikała głęboko w moje płuca z każdym zaciągnięciem się papierosowym dymem, paliła w przełyku z każdym łykiem taniej whiskey. Dusiła mnie i przyprawiała o mdłości. Wydawało się, że w moim organizmie powstała ogromna czarna dziura. Pochłaniała całe moje szczęście i radość z życia. A ja, głupi, wciąż starałem się jej pozbyć. Dzisiaj też tak było.

Jakaś dziewczyna, na moje oko nie więcej niż dwudziestopięcioletnia siedziała mi na kolanach. Ludzie mówili, że jest ładna, ale jakoś tego nie zauważałem. Dla mnie liczyło się tylko to, że nie brała dużo za swoje usługi. Czułem jej długie blond włosy, delikatnie łaskoczące moją twarz. Widziałem jej zmęczone, puste oczy, w zgasłym odcieniu szarości, otoczone wachlarzem sztucznych rzęs i grubą kreską eyelinera oraz czerwone jak maki usta. Rejestrowałem materiał jej skąpej, skórzanej spódnicy, prześlizgujący się między moimi palcami, gdy niby wrodzonym odruchem masowałem jej udo. Kiedyś to wszystko byłoby dla mnie ekscytujące, ale teraz już nie wywierało na żadnego wrażenia. Mogła mnie nawet zaciągnąć do łazienki i zrobić ze mną co tylko zechce, a ja i tak pozostałbym obojętny. Skąd wiem? Zdarzyło się to już kilka razy. Wczoraj, przedwczoraj. Może moje ciało jakoś reagowało, ale myśli nadal nie potrafiły się wyzwolić od tego okropnego uczucia beznadziei.

 Kojarzycie "Alicję w krainie czarów"? Matka czytała mi to kiedyś na dobranoc. Była tam chyba taka scena, kiedy Alicja wpada do króliczej nory. Czułem się jak ta Alicja. Jakbym spadał i spadał i to spadanie nigdy nie miało końca. Obijałem się o ściany i przeszkody na mojej drodze, tyle że były to nie rzeczywiste przedmioty, a nic nie warte wydarzenia z mojego nędznego pół‐życia i ludzie zawracający mi głowę. Tylko jedno odróżniało mnie od Alicji. Ona wciąż miała nadzieję na złapanie białego królika, mój już dawno uciekł. Tak na dobre. 

Próbowałem zapomnieć. Niestety, żaden sposób nie dawał wystarczającego zaspokojenia. Udawało mi się co prawda tracić poczucie rzeczywistości. Wtedy byłem nawet pozornie szczęśliwy. Ile razy zdarzyło mi się leżeć na kafelkach łazienki nieprzytomnym przez wiele godzin, tylko dlatego pozwoliłem sobie na chwilową przygodę z moją dawną sproszkowaną przyjaciółką. Uwielbiałem ciepło i te minuty odrealnienia jakie mi zapewniała. Ale ten romans nie mógł trwać długo. Po pierwsze dlatego, że była to dość toksyczna znajoma. Gdy raz do niej wróciłem, nie mogłem przestać. Pozostawiała mnie w drgawkach i z coraz większym apetytem z dnia na dzień. Gdy pewnego razu się skończyła, cierpiałem prawdziwe katusze. Nigdy jeszcze nie czułem takiego bólu brzucha. Jakby praczka skręcała mi jelita, próbując wycisnąć z nich resztki wody. Kiedy przyglądałam się sobie w lustrze, sam nie potrafiłem się poznać – miałem zapadnięte oczy, pełno wystających kości i skórę tak bladą, że można było zliczyć każdą żyłę w moim ciele. Po drugie, nie miałem już pieniędzy by zaopatrzyć się w nowe porcje. Wiedziałem, że muszę z nią skończyć. Postanowiłem, że już nigdy nie sięgnę po Panią H. 

W obliczu tej decyzji, jedyne co mi zostało, to zaglądać do kieliszka tak długo, aż nie zapiję się na umór. Zwykle kończyło się na tym, że co rano budziłem się z roztrzaskującym czaszkę bólem głowy i zerowym pojęciem o poprzednim wieczorze, co nie do końca pomagało, ale i nie było całkiem fatalne. 

Przynajmniej nie nawiedzały mnie fantazje. One były najgorsze. Po każdej z nich moje wnętrze zostawało kompletnie zdewastowane, a ja na nowo przeżywałem niedawny ból. Każdy porządny człowiek, który by na mnie spojrzał w jednym z tych nieszczęsnych momentów, albo pomyślałby, że jestem wyjątkowo dziwnie odzianym bezdomnym, albo uciekinierem z więzienia, albo innym, zepchniętym na skraj społeczeństwa stworzeniem, tylko pozornie podobnym do człowieka. Wątpię, żeby ktoś rozpoznał we mnie osobę, którą zwykłem być – wspaniałego Axla Rose'a, pewnego siebie, ekstrawaganckiego wokalistę Guns N' Roses. W sumie byłby w tej ocenie skrawek prawdy. Już nie byłem Axlem Rosem. Przestałem nim być odkąd… A zresztą, nieważne. Znowu zostałem Williamem Bailey, sfrustrowanym, zranionym wewnętrznie nastolatkiem o nieistniejącej równowadze psychicznej, który widzi w świecie tylko negatywy. Właściwie, czy i to jest prawdą? Żeby być Williamem Bailey, musiałbym być człowiekiem; a ja nie miałem pewności czy byłem nawet nim. 

Somebody That I Used To Love ~ SlaxlTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang