Rozdział 1 „Ah, te mistrzostwa"

2.6K 139 178
                                    

Mistrzostwa Świata w Quidditchu, Maggie razem z braćmi od bardzo dawna czekała na to wydarzenie, od zawsze chciała zobaczyć taki prawdziwy mecz w Quidditcha. Jako mała dziewczynka marzyła aby kiedyś znaleźć się na takim boisku jako profesjonalny gracz. To chyba było jej największe marzenie, na ten czas.

— Ile tu ludzi.. — szepnęła dziewczyna pod nosem wychodząc z namiotu i rozglądając się po już zapełnionym po brzegi polu namiotowym.

— A czego się spodziewałaś młoda? Przecież to są Mistrzostwa Świata! — rzekł podekscytowany Oliver stojąc tuż za nią, na co ta aż podskoczyła ze strachu.

— Na Merlina! Nie strasz mnie tak, idioto. — pisnęła i przyłożyła swojemu bratu w ramię.

— Należało ci się za zabranie mi naleśnika rano. — wtrącił się Marcus wychodząc za starszym rodzeństwem z namiotu. Był młodszy od Maggie o jedyne 5 minut co cały czas mu wypominała.

— Wy się chyba nigdy nie skończycie droczyć. Całe trio cały czas się siebie nawzajem czepia dosłownie o wszystko. — zaśmiał się ich ojciec, patrząc na swoje dzieci po raz kolejny robiące spór, z którego tak czy siak się śmieją. Byli nierozłączni.

Pan Wood około 13 lat temu, w wyniku pomyłki lekarzy, stracił swoją żonę, była ona bardzo podobna do jego ukochanej córki, ten sam kolor włosów, ten sam kolor oczu, ten sam piękny uśmiech, ten sam uroczy śmiech, te same rysy twarzy. Można powiedzieć, że to dwie krople wody, zawsze gdy patrzył na Maggie, widział ją, tą osobę, za którą tęsknił każdego dnia, lecz to krył.

— Może byście zamiast się tak wygłupiać to przydać do czegoś, co? — zagadnął patrząc na trójkę dzieci.

— A co byśmy mieli takiego zrobić? — zapytała i spojrzała na swojego ojca dziewczyna, odgarniając długie brązowe włosy z twarzy.

— Po pierwsze chyba musimy ogarnąć cały namiot, jeśli nie chcecie spędzić tego czasu w tym chlewie. — odrzekł i odwrócił się widząc już jaki bałagan udało się zrobić jego dzieciom, a szczególnie Maggie, ona od zawsze była straszną bałaganiarą. — Nie przyjmuję negatywnych odpowiedzi. — dodał kiedy zobaczył minę swojej córki i Olivera, nienawidzili oni sprzątać.

~~~

— Ale tu jest pięknie! — krzyknęła podekscytowana dziewczyna patrząc w dół przez barierki, na wielkie boisko Quidditcha.

— A ile ludzi tu jest! — odkrzyknął jej Oliver. — A po— i urwał ponieważ rozległ się głos Ludo Bagmana.

— A wcześniej sam mi wypominał, że przecież to mistrzostwa i logiczne jest, iż jest dużo ludzi. — prychnęła pod nosem wsłuchując się już w słowa Bagmana.

— Panie i panowie... Witajcie! Witajcie na finałowym meczu czterysta dwudziestych drugich mistrzostwach świata w Quidditchu! — jego głos było słychać wszędzie za pomocą zaklęcia Sonorus. — Ale żeby nie robić zbędnych wstępów, oto maskotki drużyny bułgarskiej! — Maggie od razu zauważyła wiele "pięknych" dziewczyn, poznała w nich znienawidzone przez nią Wile, na szczęście nie było ich w Hogwarcie i ma szczerą nadzieję, że ich tam nigdy nie będzie. Jej brat na ich widok praktycznie zemdlał.

Jedynie Marcus z ojcem założyli stopery do uszy zamykając oczy.

 Co za idiota... — pomyślała patrząc na najstarszego z rodzeństwa. Wile zaczęły tańczyć, a później robiły to coraz szybciej i Maggie tylko pilnowała Olivera, aby nie wpadł na pomysł wyskoczenia za nimi przez barierki, tak jak Harry Potter, który był rząd nad nimi. Gdy Wile skończyły swój jakże piękny i hipnotyzujący występ, dla mężczyzn szczególnie taki był, na stadion wleciały maskotki Irlandii. Leprekonusy! Wspaniałe stworzenia, a Maggie rozdziawiła usta na ich widok. Rozejrzała się na wszystkie strony, ludzie wokół jak głupi walczyli o złote monety, choć wiadome było, że przecież złoto Leprekonusów znika po kilku godzinach. Wielka koniczyna rozpłynęła się w powietrzu, karzełki opadły łagodnie na boisko naprzeciw wil.

— A teraz, więc powitajmy narodową reprezentację Bułgarii w Quidditchu! — krzyknął Ludo Bagman. Zaczął wymieniać po kolei nazwiska kolejnych zawodników wlatujących na boisko, lecz Mag, jak i jej brat, sami na luzie rozpoznawali członków reprezentacji. Pojawiali się oni w kolejności; Dymitrow, Iwanowa, Zograf, Lewski, Wulkanow, Wołkow i najbardziej wyczekiwany Krum. Na jego widok całe trybuny zadrżały przez krzyk wszystkich jego fanów.

— A teraz czas na narodową reprezentację Irlandii w Quidditchu! — Maggie wyostrzyła wzrok i poprawiła swoje okulary, to na nich czekała najbardziej, na swoją ulubioną drużynę Quidditcha, której zawsze kibicowała. Po kolei udało jej się zauważyć wszystkich zawodników; Connoly, Ryan, Troy, Mullet, Moran, Quigley i Lynch! Po chwili zaczął się cały mecz, pełen emocji, kibicowania, krótkich załamań i szczęścia. Kiedy Krumowi udało się złapać znicza, brązowowłosa z nadzieją szybko spojrzała na tablicę wyników.

— Tak!! Irlandia wygrała! Oliver oddawaj mi swoje 5 galeonów!! — krzyknęła szczęśliwa, a jej głośny krzyk przykuł uwagę bliźniaków znajdujących się rząd nad nią. — A Marcus niestety nie chciał się ze mną założyć... — mruknęła pod nosem niezadowolona.

— Ej! Wood, wiemy, że się cieszysz, ale nie chcemy jeszcze ogłuchnąć od twojego pięknego krzyku szczęścia, tu jest już wystarczająco głośno! — krzyknął w jej stronę jeden z nich. Zielonooka spojrzała w górę, jakoś od dobrych kilku lat wzajemnie sobie dogryzali, nie to, że się nie lubili, po prostu mieli dosyć dziwną relację. Od początku ze sobą rywalizowali. Jedni bliźniacy przeciwko drugim, a bardziej trio przeciwko trio. Maggie i Marcus wspomagali się siłami Thei Alvarez, która również była dziewczyną Olivera. Zaś bliźniacy Weasley mieli po swojej stronie Lee Jordana.

— Może zamiast mi dogryzać zajmijcie się sobą i świętowaniem! Dokładnie wiem, że również kibicowaliście Irlandii. — Fred i George spojrzeli po sobie z niezrozumieniem. — Macie czapki reprezentujące Irlandię i twarze pomalowane w ich barwy, idioci. — wyjaśniła i wróciła do swoich spraw, czyli cieszenia się z wygranej Irlandii, jak i wygranej w zakładzie z Oliverem.

~~~

— Ale to był mecz! A ty co o nim sądzisz, tato? — zapytała dziewczyna, spoglądając na ojca z pełnym podekscytowaniem.

— Znacie moją opinię, mecz profesjonalistów, pełen emocji oraz zwrotów akcji. A po za tym- i nie dokończył, ponieważ coś zagłuszyło jego głos. — Coś tu nie gra, to nie brzmi jak świętowanie wygranej. — rzekł zaniepokojony. — Idę to sprawdzić, zostańcie tu. — Pan Wood wstał i ruszył w stronę wyjścia z namiotu, nagle wbiegł do nich Pan Weasley z informacją, aby się ewakuować, ponieważ Śmierciożercy zaatakowali. Wszyscy spojrzeli po sobie zaniepokojeni.

—A wy, zbieramy się w dużą grupę i ruszcie za moimi dziećmi. — powiedział Arthur Weasley w ich stronę, on i ich ojciec byli przyjaciółmi, więc zaufali mu i to zrobili.

~~~

— Cholera, zgubiłam po drodze okulary. — szepnęła dziewczyna pod nosem, bez nich dosyć słabo widziała i przez tą sytuacje prawdopodobnie będzie musiała załatwić sobie nowe.

— O, witam naszego kapitana i jego śliczną małą siostrę oraz jej młodszego brata. — rzekł jeden z bliźniaków Weasley, kiedy rodzeństwo szybkim krokiem doszło do reszty grupy. Maggie i Marcus wywrócili oczami, a Oliver normalnie się z nimi przywitał.

— A gdzie podziały się twoje charakterystyczne okularki, piękna? — zapytał drugi, prawdopodobnie George.

— Zgubiłam je dokładnie kilka minut temu podczas ucieczki. — kąsnęła w ich stronę z sarkazmem, mimo iż nawet ich lubiła to ich zachowanie ją dosyć często denerwowało, przede wszystkim byli swoją konkurencją w robieniu żartów.

— Wiecie co? Skończcie już te kłótnie małżeńskie, to wszystko robi się już nudne. — wtrącił się Marcus w ich "rozmowę".

— Kłócicie się jak stare małżeństwo, szczególnie między wami tak to wygląda. — dodał Fred, wskazując na Maggie i George'a. — Ja się w ich urocze kłótnie nie będę wtrącał. — Maggie myślała, że zaraz para wyjdzie jej uszami, niektóre ich zachowania doprowadzały ją do szału.

Po chwili pojawili się pracownicy Ministerstwa, gdy kawałek dalej pojawił się znak. Znak Sami-wiecie-kogo.

Nie Bądź Dzieckiem ☞☜ George WeasleyWhere stories live. Discover now