Chapter XXXVIII

934 60 2
                                    

*****

+18

Alison P.O.V.

     Uchyliłam powieki przenosząc swój wzrok na otwarte okno przede mną. Wiatr łagodnie poruszał firanką odchylając ją, przez co mogłam zobaczyć kawałek ściany i znajdującego się tam okna. Zamrugałam chcąc wyostrzyć obraz, jednak po chwili zrezygnowałam i na nowo je zamykając.

     Od kilku dni, nikt nie wchodził do mojego pokoju, chyba, że po to, aby przynieść jedzenie, które i tak nietknięte zabierają z powrotem. Nie patrzyłam na osoby, które przychodzą. Słyszę, że coś do mnie mówią, jednak nie mam siły, ani chęci na to, aby zrozumieć poszczególne słowa. W końcu zrezygnowani sami wychodzą...

     Wiem, że kilka razy był tutaj wysoki blondyn o niebieskich oczach. Podświadomie czuję, że nic mi nie zrobi, że jest dla mnie ważny, jednak nie potrafię się przełamać i skupić na nim swojej uwagi. Często siedzi na skraju mojego łóżka i... milczy. Wpatruje się we mnie, a ja wpatruje się w ścianę obok mnie. Wydaje mi się, że czeka aż się ''obudzę''. Problem w tym, że nie chcę się budzić. Tutaj czuję się bezpiecznie, tutaj nikt mnie nie skrzywdzi... tutaj ONI mnie nie znajdą.

     W pokoju robi się ciemno, co uświadamia mnie, że mija kolejny dzień. Kolejny dzień bez mojej reakcji. Drzwi cicho się otwierają, a do moich uszu dobiega strzępek rozmowy.

-... jeść. Zgodziłem się na pańską prośbę, ale muszę ją podłączyć do kroplówki. Inaczej... umrze z głodu.

- Czy jest jakaś szansa, że się odezwie?

- To może stwierdzić jedynie psycholog. Przykro mi.

     Otwieram przymknięte oczy, kiedy czuję, czyiś mocny uścisk. Szarpię ręką, próbując się wyrwać nieznanej mi osobie. Uchwyt znika, a jego miejsce zastępuje ciche westchnięcie pełne rezygnacji.

- Proszę zawołać pańskiego kolegę. Tego samego, który ją tutaj przyniósł po mojej ostatniej wizycie.- mówi mocny i zachrypnięty głos należący do mężczyzny. Drzwi wydają z siebie ciche kliknięcie a ja spanikowana uświadamiam sobie, że zostałam sama. Z nieznajomym.

     Do oczu napływają mi łzy, staram się oddychać głęboko, jednak to nie ochrania mnie przed paniką. Zaciskam mocno ręce, a ciało zaczyna drzeć... Błagam zabierzcie mnie. Nie pozwólcie mu mnie skrzywdzić...

     Drzwi ponownie się otwierają, a ja mogę zgadywać, że w pokoju znajdują się teraz trzy osoby. Trzy całkowicie obce mi osoby.

- Zaczyna wpadać w panikę, proszę ją przytrzymać za ręce.- odzywa się ten sam mocny głos. Kroki zbliżają się do mnie, a po chwili zauważam wysoką i szczupłą sylwetkę szatyna. Niebieskie oczy chłopaka przepełnione są bólem i zmęczeniem. Jego twarz, jest całkowicie szara i wyprana z wszelkich emocji. Uśmiecha się do mnie smutno i powoli podnosi rękę.

- Alison...- mówi cicho, podchodząc. Gwałtownie szarpię się do tyłu, chcąc być od niego jak najdalej. Z moich ust wydobywa się cichy pisk przerażenia. Chłopak wzdycha opuszczając rękę i przygryzając dolną wargę. Jego oczy zaczynają lśnić, jednak po chwili z powrotem wracają do swojego wcześniejszego wyglądu.- Przepraszam- szepta.

     Sekundę później podchodzi do mnie i chwyta mocno za nadgarstki. Krzyczę przerażona, a do moich oczu napływają łzy. Próbuję wyrwać się chłopakowi, jednak ten mocno przyciska mnie do swojego torsu i oplata ramionami. Jedną z rąk chwytają dwie inne dłonie, a po chwili czuję jak coś ostrego wbija mi się w przedramię. Mój krzyk zwiększa swoje nasilenie i zaczynam cała drżeć. Za wszelką cenę próbuję wyrwać się z uścisku szatyna, który pomimo moich krzyków, uspokajająco gładzi mnie po plecach i szepta coś do ucha. 

The future starts today, not to tomorrow...~L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz