Chapter XLV

1.1K 73 1
                                    

PRZECZYTAJ NOTKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!!!

****

Alison P.O.V.

        - Alison, telefon!

     Warknęłam cicho pod nosem, wrzucając ostatnią kolorową bluzkę do pralki, nastawiając pranie i wychodząc z łazienki, poprawiając opadające na czoło włosy. Szybko zbiegłam po schodach, chcąc dotrzeć jak najszybciej do aparatu, czego skutkiem było poślizgnięcie się na ciemnej koszulce mojego brata, leżącej zaraz przy wejściu do salonu.

        -Serio, Niall? Nie masz miejsca w szafie, skoro trzymasz ubrania na podłodze?- syknęłam powoli podnosząc się z ziemi i piorunując blondyna wzrokiem. – Nie patrz tak, tylko odbierz- wskazałam głową na wciąż dzwoniący telefon. Chłopak wywrócił oczami, sięgając po urządzenie i przykładając je do ucha, po czym wymownie pokazał mi środkowy palec.

        - Słucham…?- rzucił, odsuwając się ode mnie jak najdalej się dało. – Tak, Alison jest tutaj… na pewno chcesz ją do telefonu? Wiesz, jest nieco… drażliwa.- zmrużyłam oczy słysząc bzdury wypadające z ust brata. Ostrożnie podeszłam do niego i za nim blondyn zdążyłby się zorientować, wbiłam wskazujący palec prosto w jego żebra, wywołując tym samym okrzyk zaskoczenia i bólu.

        - Oddawaj to matole…- zaśmiałam się wyrywając telefon z ręki chłopaka – Kim jesteś i czego chcesz?

        - Cześć Al…- rozbawiony głos Zacka został zagłuszony przez głośny lament mojego brata, za co oberwał poduszką po głowie. – Co się tam dzieje?

        - To Niall… jak zwykle gra utrapionego – wywróciłam oczami siadając na kanapie, automatycznie włączając telewizor.-  Coś się stało, że dzwonisz?

     Kolorowy ekran zamigotał, ukazując program dla małych dzieci. Stłumiłam ciche prychnięcie, przypominając sobie, że ostatnią osobą, która korzystała z tego wielkiego pudła, był Harry z Louisem. Naprawdę nie mam pojęcia co siedzi w ich głowach: raz są poważni i ‘’w miarę’’ normalni jak na swój wiek, a chwilę później zachowują się gorzej niż populacja małp w dżungli, z tą różnicą, że te czarne i na swój sposób słodkie stworzenia, nie rzucają w siebie resztkami jedzenia i napojów. a potem usilnie starają się zrzucić winę na drugiego.

        - Taaak… - westchnął przez co w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Okej, co jest grane?- Pamiętasz… obietnicę, którą ci złożyliśmy z Rickiem w szpitalu?

        - Jasne, że pamiętam. Tego nie da się zapomnieć- mruknęłam prostując się i wbijając spojrzenie w okno naprzeciwko mnie. – Obiecaliście, że zajmiecie się zabójcą Ch…- dodałam, ale w połowie słowa chłopak mi przerwał, wyrzucając z siebie tylko trzy słowa:

        - On nie żyje.

     Zacisnęłam dłonie w pięści, czując jak moje serce zalewa fala ulgi, a chwilę później ogromny strach. Doskonale wiedziałam, co przez tą krotką wiadomość chciał mi przekazać Zack. On i Rick musieli go znaleźć, a potem… zabić.

        - Zack…- wyjąkałam podnosząc się z miejsca i szybko wychodząc z salonu. Wolałam przeprowadzić tę rozmowę gdzieś, gdzie nikt nas nie podsłucha.  Wątpiłam w to czy Niall potrafiłby przejść koło takiej ''informacji'' obojętnie – zabójstwo nie jest przecież rozwiązaniem. I nie ważne jest to, kim była ta osoba, nie zasłużyła na to. Przynajmniej w tej kwestii mieliśmy to samo zdanie. – Powiedz mi, że nie cierpiał. 

     Milczenie po drugiej stronie potwierdziło moje obawy. Kimkolwiek był ten mężczyzna, moi przyjaciele postarali się o to, aby długo umierał i wręcz błagał o śmierć.  ‘’Musiał ponieść konsekwencje tego co zrobił…’’

The future starts today, not to tomorrow...~L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz