18.

48 21 3
                                    

*Alan pov*

Wyszedłem z domu jak burza. Byłem na nią wściekły. Nigdy bym nie przypuszczał, że dziewczyna taka jak ona jest w stanie działać na dwa fronty. Strasznie się zawiodłem. Nie chcę więcej widzieć jej ani tych kolesi. Chociaż z drugiej strony nadal ją kocham. Powinienem o nią zawalczyć, a nie jak jakiś ciołek wyjść wkurzony i zostawić ją robiąc idealną sytuację do pocieszenia jej dla tego Harrego.

Postanowiłem wrócić i miałem nadzieję, że nie jest jeszcze za późno.

Podczas drogi powrotnej do domu Dominiki usłyszałem rozmowę.

- Jeśli jej nie znajdziemy to po nas.

- Właśnie dlatego się zamknij i zacznij szukać. Przecież nie mogła rozpłynąć się w powietrzu!

Chwilę później zza rogu wyszła grupa mężczyzn. Na szczęście zdążyłem się schować.

- A to nie jest przypadkiem jej dom?

- No to cię mamy...

Po tych słowach weszli do środka. Wszędzie rozpoznałbym te gęby. Wiedziałem, że wróżą one kłopoty. Stałem ukryty za wielkim drzewem i błagałem, aby nie udało im się porwać mojej dziewczyny. Przez chwilę było słychać krzyki, a chwilę później znowu wszystko ucichło.

Wszedłem po cichu do domu. Nie było śladu obecności żadnej osoby. Zacząłem biegać i sprawdzać wszystkie pokoje i zakamarki lecz nigdzie nie było Dominiki. Na samą myśl, że znów ją porwali, robiło mi się słabo. Mimo wszystko nie postanowiłem się poddać. Kiedy spojrzałem przez okno zauważyłem, że porywacze wsiadają do samochodu.

Całą drogę jechali tak wolno, że truchtem spokojnie za nimi nadążałem. Po około 10 minutach dotarliśmy do jakiegoś starego, małego domku.

Nie mogłem wejść do środka, więc postanowiłem sprawdzić przez okno co dzieje się wewnątrz. Pomieszczenie było ciemne. Pod ścianami stało kilkunastu mężczyzn. Wszyscy zdawali się być spięci. Przez kilkanaście minut nikt nie odezwał się nawet słowem. Po jakimś czasie do pomieszczenia wszedł facet ubrany w bardzo długi czarny płaszcz i czarne spodnie oraz czerwoną koszulę. Kiedy stanął na środku pokoju we wszystkich oczach zagościł strach. Mężczyzna zaczął się drzeć i grozić innym. Wiedziałem, że to może być tylko jedna osoba.

- Macie ostatnią szansę! Jak nie to was wszystkich zastąpie! -wrzasnął mierząc każdego z obecnych wzrokiem. - Dziewczyna ma w tym tygodniu trafić w moje ręce i nie obchodzą mnie wasze wymówki, że pilnują ją Aniołowie czy inne stwory.

- Ale panie nie zajmują się nią zwykli Aniołowie.

- W takim razie powiedz mi kto taki niezwykły jej pilnuje.

- Twój syn panie.

Mężczyzna staną nieruchomo. Patrzył się gdzieś przed siebie i niewiadomo o czym myślał.

- W takim razie jego też przeprowadźcie. -powiedział nieco spokojniejszym tonem i skierował się do wyjścia. - A i jeszcze nie zapomnijcie zająć się tym podglądaczem.

Wszyscy odwrócili się i spojrzeli centralnie na mnie. Znieruchomiałem. Serce zaczęło walić mi tak mocno, że sam je słyszałem. Z domku wybiegło kilku mężczyzn, a ja dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że muszę uciekać.

Biegłem tak szybko jak potrafiłem. Muszę przyznać, że pierwszy raz w życiu codzienne męczarnie na bieżni się opłaciły. I właśnie dlatego pamiętajcie, aby nie obijać się na wf, bo nie wiadomo, kiedy będzie trzeba przed kimś uciekać.

W pobliżu był mały lasek. Pomyślałem, że jeśli zacznę biegać między drzewami to ich zgubię. Tak też się stało. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zauważyłem, że już ich nie ma.

Powolnym krokiem zmierzałam w kierunku domu, gdy nagle stanęła przede mną grupa mężczyzn na czele z diabłem.

- Słuchaj Alan, masz coś czego ja pragnę.

- Nie wiem o czym pan mówi.

- Nie rób z siebie idioty.

Dobrze wiedziałem, że chodzi mu o Dominikę, ale nie mogłem pozwolić, żeby coś się jej stało.

- Nie szukam problemów.

- Ależ spokojnie, my też ich nie szukamy. Chcieliśmy po prostu zaproponować układ.

- Układ?

- Dokładnie to wymianę. Ty dajesz nam to co my chcemy, a w zamian dostajesz coś co jest bardzo ważne dla ciebie.

- A co wy niby możecie takiego mieć co mogłoby być dla mnie bardzo ważne? -zapytałem kpiąco.

- Twoje życie.

Zawachałem się. Nie chciałem umierać, ale wydać Dominiki w ich ręce, prosto na śmierć też nie było moim zamiarem

- Nie.

- Coś ty powiedział?

- Nie zgadzam się!

- W takim razie trzeba się było pożegnać z rodzicami, bo więcej już ich nie zobaczysz.

- Panie! -krzyknął jeden z obecnych. - A może zamiast go zabijać to rzucić zaklęcie, albo opętać?

- To nie taki głupi pomysł. A więc słuchaj mnie śmiertelniku!

Po tych słowach wypowiedział serię nieznanych mi rymowanek. Nie czułem się zbytnio inaczej, ale wiedziałem, że coś jest nie tak.

- Coś czuję, że się niedługo spotkamy.

Chwilę później wszyscy zniknęli.

Oni cz.1 zakończona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz