16.

48 24 3
                                    

Dolina Memvis wyglądała jakby była stworzona na podstawie filmu fantasy. Z każdej strony otaczały ją wysokie góry. Wszędzie rosły ogromne drzewa, które kwitły na różowo. Przez środek Doliny prowadziła wąska ścieżka. Nigdzie nie było śladu elektroniki. Żadnych samochodów, ogromnych budynków, lamp, gadżetów.

Po pewnym czasie ruszyliśmy w kierunku wioski. Jako pierwsze moją uwagę zwróciły domki aniołów. Były malutkie i ciężko było określić ich kolor, ponieważ ściany były porośnięte przeróżnymi kwiatami. Nie przypominały one tych z mojego ogrodu. Były duże, błyszczące i świeciły się na przeróżne kolory.

W centrum miasteczka znajdowała się szkoła, a tuż obok niej stała ogromna fontanna. Co chwilę jeden z mieszkańców podchodził i nabierał trochę wody do pojemniczka. Z tego co się później dowiedziałam, była to woda, która uleczała wszelkie rany i choroby.

Mimo całej magii i uroku tego miejsca, najbardziej oszołomił mnie wygląd jego mieszkańców. Wszyscy wyglądali cudownie. Kobiety były równe i każda z nich miała długie, lśniące włosy. Mężczyźni byli zróżnicowanego wzrostu, ale żaden nie był niższy od kobiet. Najbardziej jednak zadziwiało to, co odróżniało ich od ludzi - posiadali skrzydła. Utworzone ze śnieżnobiałych piór, zdobiły każdego anioła. Trudno opisać je dokładniej, gdyż każda para wyglądała zupełnie inaczej.

W tym momencie przypomniałam sobie o Harrym i Jake'u. W końcu oni także byli aniołami. Odwróciłam się przez ramię i ujrzałam moich dwóch przyjaciół ubranych na biało i posiadających cudowne skrzydła na plecach.

- Ty się nie patrz na nasze skrzydła, ale idź i obejrzyj swoje. -powiedział Jake.

Podbiegłam jak najszybciej do fontanny. Z jednej strony była pokryta błękitnymi kryształami, więc mogłam się dokładnie przejrzeć. Przez kilka minut wpatrywałam się w odbicie moich skrzydeł. Nadal byłam pewna, że to tylko cudowny sen i zaraz się z niego obudzę. Na szczęście wszystko działo się na prawdę, a przynajmniej tak mi wmawiali.

- Nauczcie mnie latać! -krzyknęłam, kiedy zdałam sobie sprawę po co mi te skrzydła.

- To nie takie proste. Zajęłoby to nam wiele czasu. Nauczysz się następnym razem. -powiedział Jake.

- Muszę się z nim zgodzić. -powiedział Harry. - Poza tym chciałbym pokazać ci wiele miejsc, a moja rodzina nie może się doczekać spotkania z tobą.

- Oo właśnie! Rodzice! Co z moimi rodzicami-aniołami?

- Niestety, ale nie znamy ich. Aniołowie dzielą się na kasty, więc twoi rodzice mogli pochodzić z innej. Ja miałem tyle szczęścia, że mama jak i tata są zwykłymi aniołami i możemy mieszkać w tej samej Dolinie.

- Rozumiem. -powiedziałam trochę rozczarowana.

To by było niesamowite przeżycie, spotkać rodziców po tylu latach.

- Jake, a co z twoimi rodzicami?

Chłopak patrzył w ziemię i milczał. Harry również miał grobową minę.

- To delikatna sprawa. -powiedział mój tak jakby chłopak.

- Ma prawo wiedzieć. -odezwał się z nienacka Jake i wstał. - Mojej matki nie znam, a ojciec już tutaj nie mieszka. Nie utrzymuję z nim żadnych kontaktów.

- Ale to przecież twój ojciec. Rozumiem, że można być pokłóconym, ale to twoja najbliższa rodzina.

- Niestety, ale nie rozumiesz mojej sytuacji. Mój ojciec to zbuntowany anioł - szatan.

Stałam jak wryta. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Największy wróg ludzkości to ojciec mojego przyjaciela?!
Było to bardzo trudne do przyjęcia.

- Nie ma co tak stać. Zapraszam do mnie na kolację. -powiedział Harry.

Wszyscy bez słowa ruszyliśmy w kierunku, który wskazał.

Oni cz.1 zakończona Where stories live. Discover now