13.

58 24 0
                                    

Powoli zapadał wieczór. Do spotkania z Alanem miałam 20 minut. Mimo wszystko, przez cały dzień zastanawiałam się tylko nad tym, kiedy będę mogła odwiedzić Dolinę Memvis.

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Był to oczywiście Alan. Chłopak chciał mnie na powitanie pocałować, ale jakoś nie mogłam, dlatego zakończyło się na samym przytuleniu.

- Coś się stało? -zapytał.

- Nie, no coś ty. -skłamałam.

Miałam wyrzuty sumienia i chciałam jak najprędzej powiedzieć mu o wszystkim co poprzedniego wieczoru opowiedział mi Jake. Jednak coś w mojej podświadomości szeptało, że to zły pomysł i nic dobrego z tego nie wyniknie.

- To jak, idziemy? -zapytałam, by zmienić temat.

Alan uśmiechnął się do mnie, wziął za rękę i razem opuściliśmy dom.

Po dłuższej chwili milczenia postanowiłam opowiedzieć mu o spotkaniu z Jakiem. Oczywiście pominęłam kilka szczegółów.

- Jake chce cię zabrać do Doliny Memvis?!

- No tak, bo niby czemu nie?

- Przecież on jest obcy! Skąd wiesz, że nie chce zrobić ci krzywdy? Albo ten Harry. Jest bardzo podejrzany. Dlaczego teraz przychodzi do ciebie tylko Jake? Może obmyślili już jakąś strategię, aby cię porwać? Zastanawiałaś się nad tym?

- Oczywiście, że nie. Dałabym rękę uciąć, że nie chcą mnie skrzywdzić.

Alan nie odzywał się do mnie przez parę minut. Kiedy doszliśmy na plażę i usiedliśmy w miejscu gdzie nikogo nie było, zapytał:

- Dlaczego im tak ufasz?

Już miałam mu odpowiedzieć, kiedy z ciemności wyłoniło się kilka sylwetek.

- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy?

- Tego aniołka co go szef szukał! -wykrzyknął jeden z nich.

- Stój dziób matole! O nic cię nie pytałem!

- Ale przecież się szef pyta kogo tu mamy, więc odpowiedziałem.

- Błagam zabierzcie go, bo nie ręcze za siebie!

Dwóch osiłków złapało biedaka i wymierzyło strzał prosto w tył głowy. Zrobiło mi się słabo. Nie miałam nawet siły krzyknąć. Byłam pewna, że mój największy koszmar stał się realny. Ponownie spotkałam mężczyzn z mojego domu. Widziałam przerażenie w oczach Alana. To była tylko i wyłącznie moja wina. On niczego nie zrobił, a oberwie mu się tak samo jak mnie. Wiedziałam, że musimy uciekać, ale nie było takiej możliwości. Najemnicy diabła  byli zbyt szybcy i na dodatek każdy z nich posiadał broń. Zostało mi tylko modlić się o cud.

- W końcu zrobiliście coś dobrze. -powiedział największy i prawdopodobnie najważniejszy z nich. - A teraz zajmijcie się gówniarzami!

Dwóch facetów, jeszcze z krwią swojego było wspólnika na rękach, złapało nas i związało sznurami. Następnie wszyscy udali się do samochodu, gdzie zamknęli nas w bagażniku.

Razem z Alanem wierciliśmy się i próbowaliśmy uwolnić. Niestety nie przynosiło to żadnych efektów. Czułam, że samochód zaczyna się zatrzymywać. Po chwili wyciągnęli nas z bagażnika i zanieśli do domu. Zostaliśmy zamknięci w wielkich klatkach. Byłam załamana. Nie wiedziałam co zrobić, aby uratować siebie i Alana. Właśnie wtedy przypomniałam sobie o słowach Jake'a, "Gdybyś miała jakieś pytania, albo po prostu chciała porozmawiać to wiesz, zawsze możesz o mnie pomyśleć, a wtedy się zjawię." W tym momencie pokładałam w chłopakach ogromną nadzieję. Nie byłam pewna czy się zjawią, ale nic nie szkodzi spróbować. Myślałam o nich przez kolejne kilkanaście minut i nic się nie działo. Kiedy straciłam już wiarę w to, że uda nam się stąd uciec, zobaczyłam w oknie dwie pary oczu, które rozpoznałabym wszędzie.

Oni cz.1 zakończona Where stories live. Discover now