Stagium 30

827 104 33
                                    

Główne drzwi na mostek Judicatora otworzyły się ze skrzypieniem. Francesco wkroczył do środka.

Mostek nie zmienił się zbytnio od czasu, gdy po raz pierwszy pojawili się tutaj William i Marcello, odnajdując główny panel dowodzenia i skostniałe zwłoki kapitana tego statku. Gdy systemy podtrzymywania życia zostały włączone, zakonserwowane w próżni ciało zamieniło się w ohydną kupkę mięsa i kości.

Na szczęście nieprzyjemny widok został wysprzątany, a fotel kapitański czekał na nowego właściciela, który na nim zasiądzie i pokieruję statkiem ku przeznaczeniu.

Czekał na niego.

Nareszcie, po tak długim czasie przygotowań... − myślał Francesco, muskając palcami oparcie fotela. − Judicator jest mój. Teraz stanowimy jedność... W końcu możemy dopełnić wielkiego dzieła Matki, przez którą zostałem wybrany.

Nagle dostrzegł cieniste sylwetki otaczające go z każdej strony. Poczuł coś specyficznego... niektórzy uznali by to za lęk, niepokój, ale nie − moc Matki nie działała w ten sposób. Wystarczyło spojrzeć na zapiski z dziennika pokładowego, jakim wielkim błogosławieństwem jest ten dar. Ofiara z krwi...

Czarne kształty powoli się do niego przybliżały, a on zamknął oczy, oddychając głęboko, zachowując w ten sposób spokój. Nagle, po chwili poczuł przerażający ból głowy. Upadł na ziemię, zwijając się w kłębek i słysząc własne krzyki.

Francesco... − odezwał się tajemniczy głos w jego głowie, odbijający się pustym echem. Czy to Matka?

Powoli wstał, trzęsąc się z bólu. Rozejrzał się dookoła. Kręciło mu się w głowie. Świat nabrał jakichś dziwnych barw, wszystko było... takie nienormalne.

Francesco...

− Czego żądasz, pani? − odezwał się. Czuł, że jest obserwowany, jakby jakieś niewidoczne ślepia wbijały w niego swój przeszywający wzrok.

Czekam po drugiej stronie... Już niedaleko. Już niedługo...

Nagle otworzył oczy z przerażenia. Trzymał nóż, którym odciął sobie palec.

Wrzeszczał niemiłosiernie z bólu. Jak to się stało?! Dlaczego on to sobie robi? Nic nie wiedział, wszystko się mieszało, panował istny chaos.

W kolejnej chwili wszystkie palce już były z powrotem.

Co do...

− Prawa uliczka! Skręć w prawo! − wrzasnął jakiś głos... nim zdążył się zorientować, co się dzieje, piach pustyni go oślepił, wpadając pod powieki.

Następnie nastąpiła ogłuszająca eksplozja. Terenówka się przewróciła, uderzając z impetem o jakiś budynek. Wszędzie było pełno szkła. Piach i kurz unosił się w powietrzu, całkowicie zasłaniając otoczenie.

Jednak strzały i krzyki były bardzo dobrze słyszalne.

− Vive l'Eolia!!! − krzyczał biegnący żołnierz, który w następnej chwili padł martwy tuż obok palącego się pojazdu.

Francesco był oszołomiony. Cudem wyczołgał się z wraku. Wszystko go bolało. Wszędzie była krew.

Doczołgał się do ściany glinianego budynku, wyciągając pistolet. Właśnie nad nim przeleciał eoliański helikopter, rozdmuchując kurz wokoło.

I wtedy zobaczył, że wokół niego jest pełno erfoldowskich żołnierzy. Na szczęście go nie zobaczyli.

− Śmierć Cesarzowi! − wrzeszczeli, rzucając się do ataku. − Naprzód!!!

Milczenie ✔️Where stories live. Discover now