Stagium 17

886 129 18
                                    

Z każdą sekundą stan Septimusa się pogarszał.

Stara winda ślimaczym tempem wznosiła się w górę, a dystans, jaki jeszcze miała do pokonania, był dosyć spory. Młodzieniec musi wytrzymać, jeśli chce przeżyć. Coraz łapczywiej nabierał powietrza, oddychając szybko i głęboko, jednak to nic nie dawało − wciąż się dusił. Panikował.

O ile niebezpieczeństwo związane z zapadającą się kopalnią już im nie groziło, tak teraz wciąż istniało ryzyko, że ta przerdzewiała, dwudziestoletnia winda zatnie się na amen. Lub − co gorsza − zerwie się i spadnie w dół. Fatalna wizja...

Po kilku minutach oddychania lokalnym powietrzem, młody porucznik powoli tracił przytomność. Później było już tylko gorzej. Coraz częściej tracił kontakt z rzeczywistością i w zasadzie tylko dzięki sile woli jeszcze nie zemdlał.

− Musisz wytrzymać. Wierzę w ciebie! − powtarzała mu Sybilla, jednak jej głos stawał się coraz bardziej niewyraźny i odległy, rozmazywał się i tracił swoje znaczenie...

Septimus wiedział tylko jedno: że to są jego ostatnie chwile. Powoli odpływał w głąb swojej świadomości, a to, co się działo na zewnątrz, traciło znaczenie.

Ujrzał Rosę. Jego ukochaną... miłość jego życia. Wyobraził sobie jej piękny uśmiech w promieniach słońca, włosy delikatnie rozwiewane przez letni wiaterek... i te oczy. Jedyne, niepowtarzalne.

Tak bardzo jej pragnął. Chciał, by było tak, jak kiedyś... Chciał poczuć jej bliskość... jednak wiedział, że nie może − jakaś niewidzialna siła odciągała go od niej, tworzyła nieprzebyty dystans. Była tak blisko, a jednocześnie tak daleko.

− Rosa... − wyszeptał. I nagle odczuł niespodziewaną ulgę: zauważył, że już nie oddycha tak łapczywie, lecz delikatnie... spokojnie... Albo wcale. Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie. Nic nie ma znaczenia, wgłębi swojej świadomości był bezpieczny. Zamknięty w czterech ścianach swojego jestestwa. Nic mu tam nie groziło. Liczyło się tylko to, że mógł zobaczyć swoją ukochaną... i swój dom. Może zapomnieć o całej tej pomylonej rzeczywistości, o tym przegniłym świecie pełnym mroku i cieni.

Słyszał jakieś głosy dobiegające z zewnątrz. Jakieś krzyki, łkania i inne, nic nie znaczące w tej chwili rzeczy. Były tak odległe, że szkoda było sobie nimi zawracać głowę. Liczyło się tylko to, że miał spokój i był bezpieczny.

Przez długi czas dryfował po oceanie własnej świadomości, nie przejmując się niczym. W sumie nie wiedział, ile to trwało... bo czas nie miał już znaczenia. To było zbyt przyziemne. A teraz, oderwany od rzeczywistości, mógł się poczuć szczęśliwy. No... prawie. Kogoś mu brakowało. Czuł pustkę i wiedział, dlaczego.

− Dlaczego nie jesteś ze mną? − zapytał, spoglądając na swoją miłość. Wciąż stała w blasku słońca i radośnie spoglądała na niego. Lecz gdy tylko wypowiedział te słowa, uśmiech z jej twarzy stopniowo zniknął.

− Dobrze wiesz... − powiedziała smętnym głosem, ocierając łzę z policzka. Wtedy nagle zdał sobie sprawę, że jej cera zbladła, a włosy stały się bardziej zniszczone...

Momentalnie pojawiły się na niebie ciężkie, deszczowe chmury, które zasłoniły letnie słońce. Gdy spadły pierwsze krople deszczu, zawiał silny, mroźny wiatr.

I pojawił się kruk. Jego tajemnicze ślepia wbijały wzrok w oczy Septimusa. Poczuł stres i bezradność... ale i nadzieję.

Usłyszał cichy warkot silnika samochodowego. I pisk opon, gdy − śpiesząc się − wchodził w zakręty z dużą prędkością po mokrym asfalcie. A później bicie o zamknięte od wewnątrz drzwi. I trzask zbitej szyby. W końcu zobaczył też ją.

Milczenie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz