10. Czas trochę zaszaleć.

1.6K 97 0
                                    

Pomimo moich protestów Peter sprawił, że znów kierowałam się do drzwi pokoju Stylesa. On oczywiście nie wie, że w nocy odwiedziłam bruneta i kazałam do niego przysłać lekarza. Gdyby się dowiedział byłby wściekły. Lub w jego głowie zrodził by się kolejny chory pomysł. A szczerze? Nadal mam wyrzuty sumienia. A ten mały, wredny, parszywy Gremlinek nie daje mi spokoju.
Peter ponownie otworzył drzwi i nas wszystkich przepuścił przodem. Po tym sam wszedł. Powitał nas widok Harry'ego śpiącego w pozycji embrionalnej. Wyglądał na komicznie małego na tym wręcz ogromnym łożu. Lekarz mnie posłuchał i podał mu trochę krwi, gdyż jego skóra wyglądała bardziej ludzko, a wszelkie zadrapania zniknęły. Nie zareagował gdy weszliśmy. Musi mieć mocny sen. Lub po prostu był zmęczony.
Nie dziwię mu się.
Och, zamknij się choć na jeden dzień!
Peter podszedł do Harry'ego i trącił go w ramię tak mocno, że aż przewrócił się na plecy. Jęknął cicho po czym otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Gdy nas zobaczył jego oczy lekko się rozszerzyły. Cofnął się do końca łoża, aż jego plecy nie uderzyły w ramę łóżka. Mój brat skorzystał z okazji i chwycił jego prawą rękę by następnie kajdankami przypiąć ją do ramy łoża. Styles z lekkim zdumieniem spojrzał na swoją rękę po czym przewrócił oczami. Błąd. Mój brat nienawidzi jak ktoś przewraca na niego oczami. Blondyn szybkim ruchem znalazł się nad Stylesem siedząc na nim okrakiem i przyciskając go do ramy, do tego lekko go dusząc. To było złe. Harry miał tylko jedną rękę do obrony. Gdy Peter nie przestawał dusić Stylesa zainterweniowałam:
-Peter, wystarczy. Udusisz go!- dopiero gdy dotarła do niego ta druga część przekazu przestał dusić bruneta jednocześnie z niego schodząc. Książe zaczął nabierać powietrza do płuc jakby pierwszy raz w życiu oddychał. Jednocześnie badał swoją wolną ręką szyję, na której były odciśnięte dłonie mojego brata.
-Wiecej nie przewracaj na mnie oczami.- warknął blondyn strzelając palcami u rąk. Skrzywiłam się na ten ruch.
-Po co tu jesteście?- Styles zignorował zupełnie mojego brata.-I tak nic wam nie powiem.
-Jeśli będziesz wystarczająco posłuszny może unikniesz ponownej walki. Przez najbliższy czas.- Peter uśmiechnął się wrednie.
-Jaki w tym sens? I tak mnie zabijecie.- prychnął brunet.
-Nie doceniałem cię, Styles. Myślałem, że jak każdy z twojego rodu będziesz błagać na kolanach o łaskę. Ale nie. Ty walczysz. Jednak powiem ci coś, książe.- wysyczał blondyn siadając na skraju łoża i zbliżając się odrobinę do lokowatego bruneta.-Przełamiesz się. Jak każdy. Bo nikt nie jest niezniszczalny.
Po tych słowach opuścił pokój i gestem nakazał nam to samo. Całą grupą zostawiliśmy zdenerwonanego zielonookiego. Peter zaczął rozmawiać z resztą nawet nie wiem o czym. Po prostu stałam w tej grupie i nic więcej. Ciałem tutaj byłam. Lecz mój umysł zadryfował gdzieś ponad to. W swoim stanie wyłapałam tylko słowa takie jak: "jedzenie", "odświeżyć" i "krew". Nie bardzo miałam pojęcie o czym oni mówią, bo moje myśli zajmował Harry. Nie pomagał Gremlinek, który czasami musiał wtrącić swoje przemyślenia.
Myślałam nad tym jak delikatnie skłonić Stylesa do współpracy. Bo w końcu musi być jakiś sposób.
Dlaczego starasz się mu pomóc, Hope? Przez ciebie i tak umrze.
A co jeśli istnieje jakiś sposób by uniknął śmierci?
Nie pleć głupot. Prędzej czy później zginie. Przez kogo? Przez ciebie!
Nie obwiniaj mnie o coś na co nie miałam wpływu!
Miałaś, Hope. Miałaś na to cholerny wpływ. Ale ty zgodziłaś się na ten chory plan. I przez ciebie właśnie teraz kolejna osoba cierpi.
Ale to Harry Styles! To pieprzony książe wampirów! Przez jego arogancką rodzinę cierpi wiele niewinnych Trewów!
-Hope? Hope! Ziemia do Hope!- usłyszałam po swojej prawej stronie na co odruchowo tam spojrzałam. Zobaczyłam Edena patrzącego na mnie z troską.-Wszystko w porządku?
-T-tak. Po prostu... Uhm. Po prostu się zamyśliłam. Tyle.- rozejrzałam się po, teraz już pustym korytarzu gdzie została tylko nasza dwójka.
-Och, w porządku. Pytałem się tylko wcześniej, czy idziesz z nami do klubu? Wiesz trochę rozrywki, zabawa z ludźmi, alkohol. Krew.- dodał z niebezpiecznym błyskiem w oku.-Plus chcemy porównać czym się różnią kluby w Nowym Jorku od tych tutaj, w Londynie.
Analizowałam przez chwilę jego słowa by po kilku minutach odpowiedzieć:
-Wchodzę w to.
Zobaczyłam jak na twarzy przyjaciela wykwita uśmiech, by po chwili wydać z siebie podekscytowany okrzyk. Wyjaśnił mi, że o ósmej wieczorem mam wstawić się w pokoju Petera po czym biegiem oddalił się wzdłuż korytarza, raz po raz wydając z siebie niesamowicie głośne:
-Impreza! Impreza!
Pokręciłam rozbawiona głową po czym sama spokojnym krokiem ruszyłam w stronę swojego tymczasowego pokoju. Lecz mój spokój zakłócił wredny Gremlinek, który wznowił naszą poprzednią wymianę zdań:
Wampiry cierpią przez jego rodzinę. Nie przez niego samego, Hope.
Proszę, możemy kontynuować to jutro? Dzisiaj od tego odpoczywam. A teraz muszę przyszykować się na imprezę.
Czas trochę zaszaleć.

✔ Fall Down For You || H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz