8. To nie jest wystarczające, Hope.

1.8K 126 4
                                    

Jeszcze nigdy w życiu nie cieszyłam się z dojazdu do jakiegoś miejsca jak teraz. Te ostatnie dwie godziny jazdy były wiecznością. Musiałam siedzieć naprzeciw bruneta, który wlepiał spojrzenie swych szmaragdowych tęczówek prosto we mnie. I to wcale nie było przyjazne spojrzenie. Nie. To było złowrogie spojrzenie. A ja? Musiałam je wytrzymać. Nie pomagało mi poczucie winy.
Dlatego, gdy tylko drzwi naczepy zostały otwarte wystrzeliłam z pomieszczenia niczym strzała. Teraz jednak znów muszę zobaczyć Harry'ego. Peter kazał być przy przesłuchaniu wszystkim tym co brali udział w misji. I przez to kroczyłam teraz obok mojego brata przez szeroki korytarz naszej bazy w Londynie.
Blondyn zatrzymał się przy siódmych drzwiach, które znajdowały się na korytarzu i otworzył za pomocą klucza. Nacisnął klamke i przepuścił mnie, i resztę przodem.
Pokój nie przypominał pokoju więźnia czy ofiary porwania. Był po prostu... zwykły. Beżowe ściany, kremowy sufit, brązowa wykładzina. Zamiast ściany naprzeciw drzwi było okno, które sięgało od sufitu do podłogi dając widok na Londyn. Po prawej stronie od drzwi stała komoda. Nad nią wisiała półka z kilkoma książkami. Obok komody mieściły się kolejne drzwi prowadzące prawdopodobnie do łazienki. Po lewej stronie od wejścia stało wielkie łóżko a na nim siedziała skulona postać. Jedna z jej rąk była przykuta kajdankami do ramy łoża. Postać ta miała przydługie czekoladowe loki i przez nie rozpoznałam Harry'ego.
Ustawiliśmy się szeregiem przed łóżkiem księcia. Chłopak podniósł głowe i wbił w nas spojrzenie swoich oczu.
-Czego jeszcze ode mnie chcecie?- syknął. W jego głosie nienawiść była wręcz namacalna.
-Pogarszasz swoją sytuację, Styles.- odpowiedział mój brat podchodząc bliżej mężczyzny na łóżku.-Twoje życie od teraz zależy tylko i wyłącznie od nas. Na twoim miejscu byłbym potulny jak baranek.
-Ale nie jesteś na moim miejscu.- zironizował brunet.
-Grzeczniej!- huknął blondyn. Po chwili się uspokoił i zaczął spokojniejszym tonem.-Odpowiesz nam teraz na kilka pytań.
-Chyba śnisz.- prychnął książe. Przygryzłam wargę. On jeszcze nie wie na co stać mojego brata. Wiem, że sama przyczyniłam się do jego porwania, ale jeśli by współpracował byłby traktowany lepiej. A ja nie chce by cierpiał bardziej. Im bardziej cierpi on, tym mam większe poczucie winy.
Hope, jesteś taka samolubna.
Nie teraz. Gremlinku.
-Posłuchaj, gnojku. Lepiej odnoś się do mnie z szacunkiem, inaczej marny twój los.- Peter irytował się coraz bardziej.
-I tak już jestem w głębokim gównie.- brunet przewrócił oczami.
-I będziesz w jeszcze głębszym gównie. Może jutro będziesz bardziej gadatliwy po porządnym laniu.- mruknął blondyn i ruchem dłoni pokazał nam, że mamy wyjść. Sam to zrobił zostawiając Stylesa samego. Peter zaczął już odchodzić gdy go dogoniłam.
-Co zamierzasz, Pet?- spytałam spoglądając na niego kątem oka. Szedł ze zmarszczonymi brwiami, zaciśniętymi ustami i mocno zarysowaną szczęką. Zdecydowanie był wściekły.
-Siedzibie przyda się trochę rozrywki.- odezwał się w końcu.-Pomyślałem by sprawdzić umiejętności księcia w Walkach Siły.
-Co?- zawołałam. Nie. On tego nie zrobi, prawda?
-Nie rozumiem czemu jesteś w szoku.- zatrzymał się, więc automatycznie zrobiłam to samo. Spoglądał na mnie spod zmarszczonych brwi.-Mówiłem, że chcem go trochę potorturować.
-Ale od razu Walki Siły? Wiesz, że nawet wampiry, które doskonale walczą boją się brać udział w tych walkach. A co dopiero taki Styles!
-Dlaczego tak bardzo się o niego martwisz?- spytał podejrzliwie.
-Nie martwię się o niego. Tylko... Czy ty chcesz go od razu zabić?
-Przerwę to kiedy uznam za stosowne. Poza tym zabić go może tylko ogień. A gnojek musi wiedzieć, że tutaj to nie on rządzi.- z tymi słowy zostawił mnie samotną na korytarzu.
|~~~|
Wielka okrągła sala. Na środku niej znajdował się ring. Po okrągłej ścianie wspinały się balkony na całą jej szerokość. Było dziewięć takich balkonów. Każdy po brzegi wypełniony przez żądne brutalnej walki wampiry. Siedziałam na krześle obok Petera na trzecim balkonie. Ten balkon był praktycznie pusty. Byłam tutaj tylko ja, Peter i Eden. Tutaj mieliśmy idealny widok na ring. Ogłuszały mnie wrzaski z pozostałych balkonów.
Mój brat wstał i podszedł do mikrofonu stojącego przy barierce balkonu.
-Cisza!- krzyknął, a na sali momentalnie powstała grobowa cisza.-Walki Siły są urządzane rzadko. Dni tych walk są wielkie. Dzisiaj jest jeden z tych wielkich dni!- znowu wybuchły podekscytowane krzyki. Mój brat jednak znów je skutecznie uciszył.-Walczyć dziś będą Zack, który jest mistrzem Walk Siły w tej siedzibie oraz nasz nowy więzień, książe Harry Styles. Zasady znacie. Brak zasad, moi mili. Walkę czas zacząć!- krzyki znów wybuchły, gdy Peter wrócił na swoje miejsce pomiędzy mną a Edenem.
Na salę weszło dwóch mężczyzn. Jeden był wysokim i umięśnionym łysym chłopakiem. Wyglądał na jakieś dwadzieścia pięć lat. Można powiedzieć, że jest na sterydach. Dużej ilości sterydach. Drugiego chłopaka rozpoznałam od razu. Przy niejakim Zacku Harry wyglądał jak mysz przy słoniu.
Oby dwoje weszli na ring. Zack pewny siebie z złośliwym uśmieszkiem i Harry niepewny, przestraszony i zdenerwowany.
Stanęli naprzeciw siebie. Sędzia, którego dopiero teraz zauważyłam dał znak i walka się rozpoczęła.
Walki Siły polegały na szybkim rozłożeniu przeciwnika na łopatki. A jedyną zasadą było brak zasad. Walki były znane w całym rodzie wampirów i były bardziej popularne wśród Trewów.
Zack zaszarżował na Harry'ego, ale ten odskoczył w bok. Powtarzali ten manewr jeszcze kilka razy, aż Styles się nie potknął podczas jednego uniku i wpadł prosto na Zacka. Ten skorzystał z okazji i zadał kilka ciosów pięścią. Pierwszy cios trafił z szczękę bruneta. Drugi w jego nos. Trzeci w brzuch. Czwarty w oko. Piątym ciosem okazało się rzucenie Harry'ego na ziemię i skoczeniem na niego. Łokieć mięśniaka trafił w krtań bruneta.
Z każdym ciosem moje poczucie winy wzrastało. Miałam wrażenie, że Harry'emu krzywda dzieję się przeze mnie.
Bo tak jest, Hope.
Błagam, Gremlinku. Daj mi spokój.
Po trzydziestu minutach walki miałam dość. Peter już dawno powinien to przerwać. Zack i widownia co prawda bawili się cudownie. Lecz ja nie mogłam już na to patrzeć.
Styles ledwo utrzymywał przytomność. W przerwach pomiędzy biciem przez Zacka pluł krwią.
Nie. Nie mogłam.
-Peter, błagam cię. Przerwij to.- powiedziałam do brata ze łzami w oczach. Spojrzał na mnie marsząc brwi.
-Dlaczego?- spytał.
-Nie widzisz?! On ledwo się trzyma. Peter, wiesz, że nienawidzę Walk Siły. Błagam cię, do cholery, przerwij to.
Blondyn nareszcie się ugiął i wstał by to przerwać. Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej uratowałam Harry'ego od dalszej walki.
To nie jest wystarczające, Hope.

✔ Fall Down For You || H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz